Zbyt wiele kosztowała Polskę i Polaków wojna o sądy przerzucona aż nadto do Luksemburga i Brukseli, by po akceptacji Komisji Europejską dla polskiego KPO spocząć na laurach. Uzyskany przyczółek trzeba poszerzać, wzmacniać zaufanie i pozycję Polski w relacjach z Unią Europejską i zmniejszać wewnętrzny spór. To wymaga budowania kolacji wokół kamieni milowych.
Będzie to łatwiejsze, bo sprecyzowane zostało nieco pole sporu (owe kamienie milowe) do tej pory wyznaczane dość ogólnymi lub złośliwymi epitetami, np. pod adresem nowych sędziów czy członków nowej KRS. Odpadł też straszak podgrzewający spór w postaci tzw. opcji atomowej w rękach Brukseli, czyli zablokowania pieniędzy.
Czytaj więcej
W wymiarze sprawiedliwości pozostało sporo tykających bomb, które mogą wysadzić w powietrze umowę Warszawy z Brukselą.
Wprawdzie na razie nie ma ich jeszcze na stole, ale to zadanie dla władz, które się jednak w ostatnich miesiącach sprężyły, aby usuwały mogące pojawić się przeszkody - z jednej strony, a z drugiej, by nie generowały niepotrzebnych konfliktów choćby pod płaszczykiem sądowych reform, i nie dostarczały amunicji amatorom rokoszów w sądach czy wokół nich. A sądownictwo cały czas jest przecież polem sporu z wieloma frontami.
Z jednej strony obóz prezydencko-rządowy z autonomicznym ugrupowaniem ministra Ziobry, z drugiej opozycja też nie będąca monolitem, sędziowie i profesje prawnicze. I wreszcie Bruksela z jej politycznym zapleczem. Tej mozaiki żaden sąd ani wyrok czy to polski czy europejski nie ogranie w pełni, nie zaprowadzi sensownego i trwałego porozumienia. Sądy i ich orzeczenia mogą wskazywać, owszem wycinkowo pewne rozwiązania, ale musiałyby one jeszcze znaleźć zrozumienie i akceptację politycznego układu.