To wymaga szerokiej konsultacji, także z sędziami. PiS zapowiedział konsultowanie czy wręcz uzgadnianie z prezydentem projektu radykalnego zmniejszenia SN i spłaszczenia sądów przed skierowaniem go do Sejmu. Lepiej późno niż wcale. Wymaga tego nie tylko konstytucja, która ustanawia obowiązek współdziałania władz, ale – po kilku latach nieudanych, a tak kosztownych społecznie i politycznie reform sądów – najzwyczajniej w świecie nakazuje to zdrowy rozsądek.
Tym bardziej że raz już popełniono błąd zaniechania, kiedy w lipcu 2017 r. niespodziewanie PiS uchwalił radykalne zmiany Sądu Najwyższego, a pośrednio całego sądownictwa, bez konsultacji z prezydentem. Prezydent tamtą ustawę zawetował i zaproponował własną.
Czytaj więcej:
Inna rzecz, że prezydencka ustawa i kolejne jej nowele, które przecież podpisywał, wygenerowały trwający kolejne lata konflikt do tej pory niewygaszony. Ta ustawa może wywołać nową burzę.
Wtedy zabrakło konsultacji, jeśli nawet nie z opozycją, bo hasło „ulica i zagranica" niezmiernie ją utrudniało, to także ze środowiskami sędziowskimi, które raczej nie jest jednolite, a brak dialogu tylko je zradykalizował. I chociaż teraz rząd działa pod presją Brukseli i nie ma za dużo czasu, musi go znaleźć na konsultacje z sędziami, którzy przecież temat znają na wylot.