Kilka dni temu pracownia IBRiS opublikowała sondaż, w którym zapytała Polaków, jaka partia – ich zdaniem – w największym stopniu sprzyja rosyjskim interesom. Wyniki badania nie dziwią nikogo, kto dostrzega i pojmuje polaryzacyjne schematy, coraz intensywniej obecne w naszym życiu publicznym. Oto bowiem zwycięzcą okazało się Prawo i Sprawiedliwość (23,2 proc.), plasujące się minimalnie wyżej od Platformy Obywatelskiej (23,1 proc.). W istocie jednak ani ugrupowanie Donalda Tuska, ani partia Jarosława Kaczyńskiego nie mają nic wspólnego z jakimkolwiek wpływem Kremla, cokolwiek obaj liderzy sądzą na temat siebie nawzajem.
Czytaj więcej
„Działania, którego z polskich ugrupowań politycznych ocenia Pan/Pani jako najbardziej sprzyjające Rosji”? O to zapytał instytut badań społecznych IBRiS w sondażu dla Radia Zet.
Były szef Rady Europejskiej od jakiegoś czasu występuje w pisowskiej propagandzie jako wszechwładny wodzirej tzw. resetu w relacjach pomiędzy zachodnim światem a Rosją. I mowa tu nie tylko o słynnej już komisji pseudośledczej ds. wykrywania rosyjskiej agentury, bo na tej samej kanwie powstał wyreżyserowany przez prof. Sławomira Cenckiewicza i Michała Rachonia serial „Reset”. O jakości dzieła niech poświadczą komentarze osób udzielających do niego wypowiedzi, którzy po premierze odcięli się od antyplatformerskiego przesłania całości. Meritum sprawy, czyli rzekome konszachty byłego szefa rządu z Rosjanami, wygląda bowiem prościej, niż mogłoby się wydawać. Rzeczywista próba poprawy stosunków z władzami w Moskwie – choć godna ze wszech miar potępienia – była przecież popularna na całym Zachodzie; Tusk miał w tej sytuacji dokładnie tyle do powiedzenia, ile miałby wówczas na jego miejscu Kaczyński. Jeśli więc wzywać Tuska na „przesłuchanie”, to może wespół z Angelą Merkel i administracją Baracka Obamy?
Podobnie sprawa się ma z PiS-em. Żadna twitterowa teoria Radosława Sikorskiego nie zmaże antyrosyjskiego dorobku tej partii. Pomijając już wartościowe – szczególnie oceniwszy z czasowego dystansu – dziedzictwo prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zawsze stał po stronie ofiar rosyjskiego imperializmu, to nie da się zbagatelizować gigantycznej, wieloaspektowej pomocy, jaką polski rząd okazał ogarniętej wojną Ukrainie. Począwszy od dostaw broni, przez przyjęcie uchodźców i wsparcie humanitarne, aż po wstawiennictwo dyplomatyczne. Nawet część przeciwników rządu zgadza się, że gdy mowa o wojnie, to polskie państwo pod władzą PiS-u stanęło na wysokości zadania. Tak, państwo, bo mimo że wiele inicjatyw było oddolnych, to mówienie, że PiS chce „przywłaszczyć” sobie sukces społeczeństwa, jest populizmem. W pomoc zaangażowane były przecież i służby, i administracja.
Czytaj więcej
Donald Tusk z Władimirem Putinem na sopockim molo we wrześniu 2009 r. to dziś często emitowany obrazek w rządowych mediach. Ale polski premier był wtedy bardziej sceptyczny wobec Kremla niż Barack Obama i niemal cała wolna Europa. A inicjując równocześnie Partnerstwo Wschodnie, próbował wyrwać Ukrainę spod wpływów Moskwy.