Badania wciąż potwierdzają zdecydowaną wolę Polaków pozostania w Unii Europejskiej. Piszę „wciąż", bo liczba chętnych do podążania drogą marszałka Ryszarda Terleckiego, europosła (sic!) Patryka Jakiego czy ministra Janusza Kowalskiego jednak rośnie. Jeśli porównać wyniki sondaży, to mniej więcej w tym samym okresie rok temu zwolenników twardego polexitu – przez analogie do „twardego lądowania" – było, w zależności od badań, od 7 do 11 proc. Dziś jest ich już ponad 18 proc. To wciąż mało. „Euroentuzjazm" (a może tylko „eurorealizm") w Polsce nadal ma się dobrze. Większość polityków i komentatorów nawet zaokrągla w górę tę liczbę, standardowo mówiąc o 20 proc. zdeklarowanych przeciwników Unii przeciw 80 proc. chcących „okupacji brukselskiej" i uważając, że to bardzo mało. Być może właśnie dlatego bagatelizujemy polityczną frazeologię o dumnej suwerenności, bo teren wydaje się bezpieczny. Nie zachodzi obawa, że w razie jakiegoś referendum słowo stanie się ciałem, a paliwo do politycznego mącenia w narodowej kadzi będzie całkiem skuteczne. Wracając jednak do przytoczonych liczb, warto pokazać, że w ciągu niecałego roku Polaków marzących o drodze brytyjskiej – nie ma bowiem żadnych powodów, byśmy się z Wielką Brytanią nie mogli mierzyć – jest średnio 50 proc. więcej, choć 50 proc. małego to nadal mało.
Cyniczne harce
Frazeologia polityczna bardzo często odwołuje się do emocji i pojęć, których posługujący się nią politycy wcale nie chcą i nie akceptują, ale wiedzą, że w określonej części ich elektoratu ta frazeologia będzie niczym miód na duszę. Tak na przykład kandydat Andrzej Duda grzmiał, że ludzi w Polsce zmusza się do pracy „aż do śmierci", żeby tuż po wyborach radzić Polakom, żeby jednak nie odchodzili na emerytury odpowiednio w wieku 60 i 65 lat i pracowali dalej, czyli... aż do śmierci. Nie wykluczam ewentualności, że wśród tuzów polskiej polityki głoszących bunt antybrukselski są też tacy, którzy mówią z głębi serca i z pozostałości rozumu, ale większość frazeologii suwerenności używa tylko jako cynicznych harców politycznych.
W historii wiele jest jednak przykładów, że frazeologia stawała się bardziej skuteczna, niż autor miał na przebiegłej myśli. Władza wiąże się z poczuciem prometejskiej wizji, demiurgicznej siły, reżyserii społecznej, architektury politycznej i nie tylko tacy jak Paweł Kukiz polityczni stratedzy pozostawali na końcu tylko z poczuciem. Pobudzone nuty, ambicje, resentymenty, oczywiste i niezbywalne prawa, rachunki krzywd drzemiące w społecznych czeluściach, podlane stosunkowo niewielką dawką politycznej frazeologii zaczynały kiełkować w niepamięci zbiorowej, rozrastać się i mutować poza władzą tych, którym się wydawało, że zawsze i wszędzie nad nimi zapanują w odpowiednim momencie. Na koniec sytuacja się zwykle odwraca i logika dziejów, uwolnionych sił albo rozjeżdża autorów, albo zmusza ich do płynięcia z narastającą falą w obronie nawet już nie tylko własnej pozycji i kariery, ale nierzadko własnego życia w obliczu stawianych gilotyn.
Stabilność jako pozór
Zawsze zatem miałem dużą dozę sceptycyzmu wobec tłumaczeń różnych działań logiką polityczną, a w szczególności logiką przedwyborczą. Pamiętam premiera Leszka Millera, który bagatelizował w ten sposób wypowiedzi Eriki Steinbach i jej relacje z kanclerz Niemiec w okresie wyborczym. Dziś premier Mateusz Morawiecki tak nam – maluczkim, bo chyba jednak nie sobie – racjonalizuje stanowisko Czechów w sporze o Turów. Czechów, którzy przecież stanowią część wielkiej grupy państw, które pod przewodem Polski... Pamiętacie? Być może nie ma już takich polityków, którzy potrafią wyzwalać się z konieczności politycznej i nie schlebiać prostym czy prostackim emocjom oraz rozumowaniom. Być może nie ma już takich społeczeństw, które doceniałyby takich przywódców. Trzeba jednak pamiętać, że stabilna Europa może być wyłącznie pozorem, który ugłaskał tylko zadawnione resentymenty, skoro politycy w różnych krajach co raz czynią z nich paliwo wyborcze.
Mój siedmioletni syn zadał mi pewnego dnia zaskakujące pytanie: z kim Polska toczy wojnę? Najpierw mnie to pytanie ubawiło, ale szybko okazało się, że ewentualna odpowiedź nie jest prosta. Z Rosją. To pewne. Z Niemcami niby nie, ale... z Czechami o wielką dziurę, z Anglią o chrześcijański gest na boisku, którym nikomu krzywdy nie robią, no i z Unią Europejską w całości. Nic bowiem nie konsoliduje wokół władzy bardziej niż wróg.