Ołeksandr Szczur: Nasz film „Bucza” nie będzie łatwy dla Rosjan. Zobaczą swoje zbrodnie, a nie propagandę

Najbardziej bym chciał, by nasz film kiedyś pokazano w Rosji. Tak jak niegdyś w Niemczech po II wojnie światowej pokazywano filmy o tym, co zrobili naziści - mówi Ołeksandr Szczur, scenarzysta i producent filmu „Bucza”.

Publikacja: 15.11.2024 13:30

Kadr z filmu „Bucza”

Kadr z filmu „Bucza”

Foto: mat. pras.

Plus Minus: Dlaczego postanowił pan nagrać film o wydarzeniach w Buczy? Podczas trwającej od ponad dwóch lat wojny na mapie Ukrainy pojawiło się wiele miejsc zasługujących na historię filmową.

Bo to osobista historia. Mieszkam niedaleko Buczy, w Wyszogrodzie, to północne przedmieścia Kijowa. Początek wojny widziałem na własne oczy. Wtedy ewakuowałem się stamtąd wraz z żoną, była w siódmym miesiącu ciąży. Na początku byłem wolontariuszem, jeździłem wspierać ludzi na ukraińsko-rumuńską granicę. Jestem jednak scenarzystą, filmowcem i wiedziałem, że muszę nagrać film. Zwłaszcza że wtedy doszło do deokupacji Buczy i na świat dzienny wyszły wszystkie te rzeczy, których dopuścili się tam Rosjanie. Wówczas poruszyła mnie historia obywatela Kazachstanu (chodzi o Konstantina Gudaukasa – red.), który nie wyjechał z Ukrainy, pozostał i ratował Ukraińców, ryzykując życie.

Rosyjska propaganda od samego początku uruchomiła się za granicą. I, jak wiemy, kłamstwo powtórzone 100 razy staje się prawdą. Stwierdziłem, że my musimy światu pokazać prawdę o wydarzeniach w Buczy. Mieliśmy zamknięte pokazy filmu w USA wtedy, gdy ważył się los amerykańskiej pomocy dla Ukrainy. Nawet niektórzy senatorowie, którzy wspierają Ukrainę, o wielu rzeczach dowiedzieli się z naszego filmu. A przecież Amerykanie, który nie interesują się tematem, w ogóle nic o tym nie wiedzą.

Nie wyjechał pan z kraju z rodziną tuż przed wojną. Dlaczego? Przecież wszystkie media na świecie trąbiły, że Rosja zaatakuje Ukrainę.

Wielu ludzi nie wierzyło w to, że będzie wojna. Ja wiedziałem, że będzie, i mówiłem to wszystkim swoim znajomym. Dlatego, że zawsze obserwowałem propagandystów rosyjskich i zobaczyłem, że ich retoryka mocno się zmieniła. Przeżywali jakąś euforię, świętowali, że już za kilka dni zagarną Ukrainę. To wszystko zwiastowało tragedię. I żonie powiedziałem, że możemy wyjechać, ale zdecydowaliśmy się pozostać w Ukrainie i przeżyć to razem. Dopiero później, gdy rozpoczęły się nagrania filmu i pracowałem 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu, żona pojechała do krewnych w Niemczech. Ale latem tego roku wraz z synem wróciła nad Dniepr. To był nasz świadomy wybór, pozostaliśmy w Ukrainie.

Czytaj więcej

Spór o Biełsat – czy rząd macha ręką na to, co się dzieje na Białorusi?

Film o zbrodni w Buczy musiał być fabularny, a nie dokumentalny. Chcieliśmy dotrzeć do jak największej liczby widzów 

Dlaczego zdecydowaliście się na fabularny, a nie dokumentalny film?

Dlatego, że chcemy dotrzeć do jak największego grona widzów. Bo większość ludzi nie chodzi do kin, żeby oglądać dokumenty. Zasięg nawet bardzo dobrych filmów dokumentalnych jest kilkakrotnie mniejszy niż fabularnych. Chcieliśmy stworzyć thriller, dramat, by ludzie chcieli to oglądać. By intrygowała ich historia głównego bohatera.

Robienie filmu fabularnego opartego na tak dramatycznych wydarzeniach tuż po tragedii musiało być ryzykowne. Można niechcący urazić świadków, którzy przeżyli koszmar i nadal mieszkają w Buczy. Łatwiej i bezpieczniej byłoby nagrać film fabularny o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat.

W pierwszej kolejności, gdy zakończyliśmy pracę nad filmem, zorganizowaliśmy zamknięty pokaz w Buczy, byli tam też mieszkańcy Worzela i Irpienia (tam też dochodziło do masowych mordów na początku wojny – red.). Zebraliśmy ponad 100 osób, świadków tamtych wydarzeń. Poprosiliśmy, by obejrzeli nasz film i ocenili, czy pokazaliśmy prawdę. Bo nie chcieliśmy robić jakieś karykatury propagandowej. Po obejrzeniu powiedzieli nam, że dokładnie tak wyglądała okupacja rosyjska i że chcą, by ten film zobaczył cały świat. Pewne rzeczy pozostawiliśmy za kadrem, widz się domyśla, nie pokazywaliśmy wprost np. gwałtów i mordów. Dlatego nasz film mogą oglądać już nawet 14-latkowie.

Łatwo było znaleźć aktorów?

Niełatwo było znaleźć tych, którzy zagrali Rosjan. Połowa ukraińskich aktorów jednoznacznie odmówiła. Długo poszukiwaliśmy kandydata do głównej negatywnej roli – świetnie zagrał ją wybitny ukraiński aktor Wiaczesław Dowżenko. Co ciekawe, przed tym grał zawsze pozytywne role, np. ukraińskich żołnierzy. Znamy się osobiście i powiedziałem mu, że nikt oprócz niego tego nie zagra. Zgodził się i odtwarza postać (dowódcy Rosjan w Buczy – red.), która połączyła w sobie historie kilku Rosjan. Chcieliśmy pokazać, jaką mają ideologię i dlaczego robią to, co robią.

„Poznałem ocalonych z Buczy i krewnych zamordowanych”. To nie jest żadna fikcja

Rozmawiał pan ze świadkami tych wydarzeń? Ile w fabule filmu jest fikcji?

Przede wszystkim poznałem głównego bohatera Konstantina i udałem się do niego na początku kwietnia 2022 r., do wyzwolonej już Buczy, tuż po tych tragicznych wydarzeniach. Dzięki niemu poznałem wielu ludzi, którzy to przeżyli. Chodzi o m.in. znanego kompozytora Ihora Poklada i jego żonę Switłanę, którzy znaleźli się w gronie tych, których uratował Konstantin. Poznałem też krewnych zamordowanych ludzi. Ale podawaliśmy ich imiona wyłącznie za zgodą bliskich. Wtedy cały świat obleciało zdjęcie zabitej kobiety z pomalowanymi na czerwono paznokciami, leżącej na ulicy w Buczy. Dotarliśmy do jej córki, Olgi. Dzięki niej w filmie mogliśmy pokazać, o czym rozmawiała z mamą zaledwie pół godziny przed śmiercią.

Sporo nam też pomógł ukraiński wywiad wojskowy (GUR), udostępniając informacje, których nie ma w przestrzeni publicznej. Chodziło m.in. o podsłuchane rozmowy Rosjan albo przechwycone rozmowy telefoniczne. Niektóre dialogi Rosjan w filmie są w całości oparte na ich autentycznych rozmowach w Buczy.

Film jednoznacznie sugeruje, że główny bohater miał związki z GUR. Ale szczegółów państwo nie zdradzacie. Czy wywożenie ludzi z Buczy i innych okupowanych miejscowości było operacją służb?

Szczegółowo o tym nie opowiadamy, bo historia jest o czymś innym. Konstantin otrzymał w Ukrainie status uchodźcy, uciekł z Kazachstanu, siedział tam nawet w więzieniu. W Ukrainie był sprawdzany jak każdy, kto ubiega się o status uchodźcy. Tak się złożyło, że był jedyną osobą, która mogła to zrobić. Został więc poproszony o pomoc przez GUR.

Mieszkał w Buczy i miał paszport Kazachstanu, który tak samo jak Białoruś jest państwem przyjaznym dla Rosji. Uznano, że przejedzie przez punkty kontrolne Rosjan, bo Ukraińca wzięliby do niewoli albo od razu by zabili. I to zadziałało, bo za każdym razem mówił, że jedzie po swoich bliskich. Rosjanie, widząc kazachstański paszport, nie czepiali się go mocno. Dzięki temu wywiózł z okupowanych terenów ponad 200 ludzi. Wywiózł również członków rodziny oficera wywiadu wojskowego, których dane i wiek w filmie zmieniliśmy. Pomogło nam też to, że Konstantin opisywał wiele historii na swoim profilu na Facebooku.

Konstantin mocno ryzykował, mógł przecież odmówić.

Mógł, ale z tego, co wiem, GUR pomógł jakimś jego uciekającym z Kazachstanu znajomym podczas styczniowych wydarzeń w 2022 r. (doszło wówczas do masowych zamieszek w Ałmacie, w wyniku których władze całkowicie utracił Nursułtan Nazarbajew – red.), ale nie znam szczegółów. Więc uznał, że w ten sposób się odwdzięczy. A gdy uratował pierwszych ludzi, to stwierdził, że może też pomóc innym.

Dlaczego do głównej roli w tak ważnym dla Ukrainy filmie zaangażowano Polaka – Cezarego Łukaszewicza, a nie np. aktora z Kazachstanu czy dowolnego innego kraju?

Od początku chcieliśmy znaleźć obcokrajowca, bo musi zagrać obywatela Kazachstanu litewskiego pochodzenia. Nie mógł więc go grać Ukrainiec. Wiedzieliśmy, że zatrudnienia hollywoodzkich aktorów nie udźwigniemy finansowo, szukaliśmy aktorów w przyjaznych państwach. Ostatecznego wyboru musieliśmy dokonać pomiędzy Brytyjczykiem a Polakiem. Cezary wspaniale zagrał tę rolę. Podczas nagrań mówił po polsku, jest dubbingowany. Mam nadzieję, że film pojawi się na polskich ekranach i wtedy Polacy usłyszą ojczysty język głównego bohatera.

Nagrywanie filmu fabularnego w czasie wojny musiało być niezwykle trudnym przedsięwzięciem. Zwłaszcza że Ukraińcy żyją w warunkach ciągłych alarmów bombowych.

Chcieliśmy kręcić tam, gdzie wydarzenia miały miejsce. Robiliśmy to m.in. w domu kompozytora Poklada, gdzie Rosjanie urządzili swój sztab. Także w ukraińskim punkcie kontrolnym, który na szczęście nie został rozebrany i urządziliśmy tam plan zdjęciowy. Nawet poprosiliśmy prawdziwych żołnierzy, którzy stali tam w 2022 r., by wzięli udział w zdjęciach. Gdy kręciliśmy w Buczy, zależało nam na tym, by mieszkańcy nie zobaczyli rosyjskich mundurów. To byłoby dla nich zbyt traumatyczne. Gdy trzeba było pokazać przejeżdżający rosyjski transporter opancerzony, zamykaliśmy całą ulicę. Wszystkie ujęcia nakręciliśmy w Ukrainie. Pomagało nam wiele instytucji. Poza GUR otrzymywaliśmy wsparcie od Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy. Wówczas na czele armii stał gen. Wałerij Załużny. Zdarzało się, że transporter opancerzony, który nam pożyczało wojsko, tuż po nagraniach jechał na front, do Bachmutu (okupowanego później przez Rosjan – red.).

Czytaj więcej

Leksykon zamordysty

„Zależało mi na pokazaniu prawdy. Inni nie mogą po prostu stać i patrzeć na to, co dzieje się w Ukrainie”

Co twórcy filmu „Bucza” chcą przekazać światu?

Przede wszystkich chcemy opowiedzieć prawdę. Uważamy, że inni nie mogą stać i obojętnie patrzeć na to, co się dzieje w naszym kraju. Na Zachodzie ludzie często przejmują się np. stanem ryb w oceanach, a przecież w naszym kraju Rosjanie codziennie mordują ludzi. Wszyscy dzisiaj na świecie muszą dążyć do zakończenia tej wojny. Ale do jakichkolwiek rozmów pokojowych potrzeba co najmniej dwóch stron. A jedna ze stron chce docisnąć, dobić Ukrainę każdym kosztem. Dlatego poprzez nasz film tłumaczymy światu sens naszego oporu, by ludzie tam zobaczyli, co nas czeka, jeżeli złożymy broń. Musimy walczyć, bo nie mamy innego wyjścia. Nie jest tak, że jesteśmy uparci i nie chcemy się godzić. Ukraińcy byliby w stanie rozmawiać z Rosją, gdyby nie byli przekonani, że ona ich po raz kolejny oszuka. Rosyjskie władze zwiększają wydatki na armię, nie myślą o pokoju. Chcą wprowadzić świat w błąd, by zatrzymać wsparcie dla Ukrainy.

Główny bohater pańskiego filmu cytuje słowa Dantego Alighieri o tym, że „najbardziej gorące miejsce w piekle jest zarezerwowane dla tych, którzy w okresie kryzysu moralnego zachowują swą neutralność”. To przesłanie do tych, którzy zachowują neutralność wobec tej wojny?

Dokładnie tak. Bucza na początku wojny stała się piekłem dla jej mieszkańców. Nasz bohater, tak samo jak główny bohater „Boskiej komedii” Dantego, schodzi do piekła i wyciąga stamtąd ludzi. Znajduje na swojej drodze symbole siedmiu głównych grzechów. Rozpoznają je ludzie, którzy dobrze znają się na symbolach i tekstach religijnych. Nieprzypadkowo nasz bohater na początku filmu wchodzi na górę Howerla (najwyższy szczyt Ukrainy), gdy nadciąga burza. Burza to symbol nadchodzącego zła. I co możesz zrobić – zostajesz albo uciekasz.

Myśli pan, że film „Bucza” zobaczą w państwach, które „zachowują neutralność”?

Najbardziej bym chciał, by nasz film kiedyś pokazano w Rosji. Tak jak w Niemczech po II wojnie światowej pokazywano filmy o tym, co zrobili naziści. By nigdy więcej coś takiego się nie powtórzyło. Rosyjscy opozycjoniści już teraz powinni opowiadać o tym filmie swoim rodakom.

„Bucza” pozwoliłaby Rosjan zmierzyć się z prawdą, z tym, co zrobili

Nie będzie to łatwy film dla Rosjan.

Pokazaliśmy różnych Rosjan. Ci, którzy stali na punktach kontrolnych, przyjechali z oddalonych i zaniedbanych regionów Rosji. Dotychczas nie widzieli takich domów i posesji, które zobaczyli w podkijowskich miejscowościach. Główny bohater jeździł tam teslą, bo prawdziwy Konstantin miał ten samochód. Rosjanie, których mijał, po raz pierwszy zobaczyli takie auto. Zachowywali się tak, jakby ujrzeli statek kosmiczny. Ale pokazaliśmy też rosyjskiego fanatyka, dowódcę tych Rosjan, który marzy o odbudowie imperium. Ma własną ideologię, nie przeklina, nie rusza dzieci czy dziewcząt. Jest złem, ale wykształconym i mądrym. A to najgorsze. Sporo czytałem o II wojnie światowej. Goebbels też był wykształconym człowiekiem.

Czy któryś z rosyjskich oficerów w Buczy rzeczywiście grał na fortepianie? Jeden z fragmentów filmu na to wskazuje.

Nie, to była wymyślona historia. To pewna aluzja, chodziło o „Jezioro łabędzie” i o to, że Rosja wykorzystuje kulturę w celach propagandowych. Jeżeli chodzi o postacie ukraińskie w filmie, to były to całkowicie prawdziwe historie. Natomiast co do Rosjan, to z oczywistych przyczyn nie mogłem z nimi porozmawiać. Pewne sceny powstawały na podstawie toczących się spraw karnych. Niektórzy mówią, że pokazaliśmy bardzo złych Rosjan. Nie pokazaliśmy jeszcze wszystkiego, wiele musieliśmy pozostawić za kadrem. Rzeczywistość, niestety, była znacznie gorsza. Dlaczego mordowali bezbronnych Ukraińców? Próbowałem zrozumieć ich motywacje, ale doszedłem do wniosku, że żadnych przyczyn nie było. Mordowali, bo mogli to robić bezkarnie. To tak jak podczas rewolucji bolszewickiej w Rosji, gdy mordowano i wieszano wszystkich przedstawicieli starych elit. To ludzie, którzy rozumieją, że nic w życiu nie osiągną. Aż tu nagle otrzymują władzę nad cudzym życiem.

Wspomniał pan o kulturze wykorzystywanej przez Rosję w celach propagandowych. W czasie trwającej agresji nakręcili oni film „Świadek”. Opowiada historię skrzypka z Belgii przybywającego do Ukrainy w lutym 2022 r. Słyszał pan o tym filmie?

Oglądałem go. Wydali na to 6 mln dol., nasz budżet był dziesięciokrotnie mniejszy. I wygląda na to, że pieniądze te rozkradli, bo film jest zrobiony fatalnie. Jakaś karykatura kumulująca w sobie wszystkie rosyjskie stereotypy o Ukraińcach: faszystowskie tatuaże, portret Hitlera itd. Przede wszystkim ukradli fabułę z filmu Romana Polańskiego „Pianista”. Tam Żyd był pianistą, a Rosjanie w swoim filmie pokazali Żyda skrzypka. Nasz film opiera się na historiach prawdziwych ludzi, oni nakręcili film oparty na fikcji, wszystko zmyślili. Ale nagrywali go po angielsku i od początku zakładali, że ma pełnić misję propagandową poza granicami Rosji. Wiem, że w niektórych krajach dopłacali, by ten film pokazywano. I to jest niebezpieczne. Inwestują w to ogromne pieniądze i prowokują pytania. Jak działa rosyjska propaganda? Przekonuje, że prawda jest gdzieś pośrodku, pomiędzy tym, co mówi Ukraina, a tym, co mówi Rosja. W rzeczywistości nie ma żadnego środka. Mordują ludzi w Ukrainie, zabijają nawet swoich żołnierzy, wracają do swoich domów i gwałcą swoje żony, krzywdzą dzieci. Taka jest prawda.

Czytaj więcej

Borys Akunin: Tak, jesteśmy winni, że Rosja stała się potworem

Rosyjscy artyści występujący w propagandowych filmach Władimira Putina ponoszą współodpowiedzialność za zbrodnie

Czy rosyjscy artyści biorący udział w takich propagandowych projektach ponoszą współodpowiedzialność za wojnę Putina?

Powinni ponosić za to odpowiedzialność jak niegdyś propagandyści III Rzeszy. Znam osobiście dużo rosyjskich artystów, takich jak Filip Kirkorow czy Nikołaj Baskow. Większość z nich sprzedała się za pieniądze, nie obchodzą ich wartości. Pojedyncze osoby ze świata kultury wyjechały z Rosji, tak jak Maksim Gałkin czy Andriej Makarewicz. Pozostali otrzymali worek pieniędzy i pracują dla władz. Propaganda ponosi odpowiedzialność za wojnę, bo swoimi kłamstwami na temat Ukrainy motywuje Rosjan, by zgłaszali się do wojska.

Amerykański gwiazdor kina akcji Steven Seagal niedawno nakręcił film dokumentalny, w którym powielał tezy rosyjskiej propagandy, a nawet rozmawiał z ukraińskimi jeńcami. Co pan o tym myśli?

Seagal już od dawna nikogo nie interesuje w Hollywood, jest odklejony. Zagra w byle czym, byle zapłacili. Nie wiem, czy on wierzy w to, co robi. Są ludzie, którzy nie szukają prawdy.

Co się dzieje z branżą filmową w Ukrainie? Z czym dzisiaj mierzą się producenci i aktorzy?

Sytuacja jest trudna. Dotychczas produkcja filmów odbywała się dzięki zleceniom kanałów telewizyjnych i platform streamingowych, które czerpały zyski z reklam. Rynek reklamowy w Ukrainie skurczył się kilkakrotnie, budżety ucięto. Państwo też na początku wojny całkiem wstrzymało finansowanie takich projektów. Dopiero teraz władze zaczęły nieco wspierać branżę. My nie chcieliśmy brać na produkcję filmu ani grosza z budżetu Ukrainy, to był nasz świadomy wybór. Zrobiliśmy film dzięki wsparciu darczyńców. Wśród nich są Ukraińcy, Polacy, Kanadyjczycy i Amerykanie. Pokazywaliśmy fragmenty filmu w Nowym Jorku, Chicago, Los Angeles i innych amerykańskich miastach. W ten sposób pozyskiwaliśmy środki na produkcję.

Wojna zmieniła Wołodymyra Zełeńskiego. To już nie jest ten sam człowiek

Jak wojna zmieniła Wołodymyra Zełenskiego?

Myślę, że to widzą wszyscy. Zdaję sobie sprawę z tego, że przeżywa ogromne napięcie i zmęczenie. Wystarczy spojrzeć na jego zdjęcie sprzed wybuchu wojny, by zobaczyć, jak mocno się zmienił.

Zna pan prezydenta osobiście z czasów, gdy jeszcze razem pracowaliście w wytwórni filmowej Kwartał 95.

To prawda. Przez 15 lat pracowałem jako scenarzysta w Kwartale 95, a później byłem producentem. Wówczas Wołodymyr Zełenski był jeszcze aktorem. Przyjaźniliśmy się. Firma zaczynała swoją działalność w pięciopokojowym mieszkaniu. Wtedy każdy zapraszał każdego na urodziny. Gdy Zełenski został prezydentem, pracowałem w firmie przez jakiś czas, a później się zwolniłem. Nie będę oszukiwał, do dziś mam jeszcze numer komórkowy do niego, ale nigdy nie skorzystałem. Nie miałem aż tak ważnych spraw, z którymi można się udać do prezydenta.

Jak trwająca od niemal trzech lat wojna poturbowała ukraińską kulturę?

Wojna mocno uderzyła w kulturę. Nieustanne bombardowania Ukrainy sprawiły, że wiele teatrów i kin zamknięto. Wielu ludzi kultury poszło walczyć na front albo pomagają jako wolontariusze. Sporo aktorów, ale też operatorów zginęło. Ja w czasie wojny zyskałem wielu nowych przyjaciół, poznałem wspaniałych ludzi. W czasach pokoju nigdy nie nagralibyśmy takiego filmu za tak małe pieniądze. To byłoby niemożliwe. Ale wojna jednoczy ludzi i wielu nam pomogło nieodpłatnie, byle ten film powstał. I myślę, że nasza kultura przetrwa. Pojawiają się nowe spektakle, otwierają się wystawy. W latach 30. ubiegłego wieku wymordowano niemal w całości inteligencję ukraińską, ale Ukraina przetrwała.

Często słyszymy, że świat jest już zmęczony tą wojną. A jak mocno Ukraińcy są nią zmęczeni?

Zmęczenie jest ogromne. Musimy szukać nowych motywacji. Mam nadzieję, że nasz film będzie bodźcem zarówno dla Ukraińców, jak i dla naszych partnerów. Uważam, że wojna będzie trwała długo. Te wszystkie rozmowy o pokoju są niewiele warte. Myślę, że jeżeli spotkamy się za rok, niewiele się zmieni.

Sądzi pan, że Europa i USA będą wspierać Ukrainę przez kolejne lata wojny?

Hitlera można było powstrzymać w 1939 r. Dzisiaj Zachód musi powstrzymać Putina. Bo w przeciwnym wypadku wojna może przyjść do państw bałtyckich, ale też do Polski, Japonii czy Korei Południowej. Znacznie bardziej się opłaca przesyłać Ukrainie broń, niż gdyby przyszło wysyłać swoich obywateli na wojnę. Jeżeli Rosji to ujdzie bezkarnie, to samo zaczną robić Chiny z Tajwanem i innymi państwami.

Rosjanie zawsze mówili, że zaatakują Ukrainę, a na Zachodzie ciągle powtarzano, że to niemożliwe i że Moskwie się to nie opłaca. A jednak Rosjanie to zrobili. Dzisiaj już Miedwiediew (były prezydent Rosji – red.) wspomina o tym, że trzeba podbić Polskę i odtworzyć imperium rosyjskie. Mówi to trzecia osoba w państwie. Najłatwiej jest lekceważyć takie wypowiedzi i twierdzić, że nic nie znaczą. Znaczą i trzeba traktować je poważnie. Jeżeli świat będzie udawał, że to wyłącznie ukraińsko-rosyjska wojna, to wszyscy pewnego dnia możemy znaleźć się w III wojnie światowej, która zabierze dziesiątki milionów istnień ludzkich.

Światowa premiera filmu odbyła się 17 października podczas 40. Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego

Plus Minus: Dlaczego postanowił pan nagrać film o wydarzeniach w Buczy? Podczas trwającej od ponad dwóch lat wojny na mapie Ukrainy pojawiło się wiele miejsc zasługujących na historię filmową.

Bo to osobista historia. Mieszkam niedaleko Buczy, w Wyszogrodzie, to północne przedmieścia Kijowa. Początek wojny widziałem na własne oczy. Wtedy ewakuowałem się stamtąd wraz z żoną, była w siódmym miesiącu ciąży. Na początku byłem wolontariuszem, jeździłem wspierać ludzi na ukraińsko-rumuńską granicę. Jestem jednak scenarzystą, filmowcem i wiedziałem, że muszę nagrać film. Zwłaszcza że wtedy doszło do deokupacji Buczy i na świat dzienny wyszły wszystkie te rzeczy, których dopuścili się tam Rosjanie. Wówczas poruszyła mnie historia obywatela Kazachstanu (chodzi o Konstantina Gudaukasa – red.), który nie wyjechał z Ukrainy, pozostał i ratował Ukraińców, ryzykując życie.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Pułapki zdrowego rozsądku
Plus Minus
Polacy muszą ratować niemieckie kluby. Miał być wielki rozwój, jest rozczarowanie i ostalgia
Plus Minus
„Pod skórą”: Obce kino
Plus Minus
Paradoksy wrażliwego Rosjanina
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Plus Minus
„Braunek. Biografia”: Oleńka, czyli polskie dobro narodowe