Rozumiem to w ten sposób, że nie warto przeprowadzać sondaży w państwach, w których ludzie boją się szczerze odpowiadać na pytania.
Dlaczego się boją? Przecież Centrum Lewady nie wymaga jednoznacznych odpowiedzi. Poza „popieram” i „nie popieram” jest też trzecia możliwa odpowiedź – „brak odpowiedzi”. Może myślenie imperialne zakorzeniło się w głowach większości Rosjan?
To popularna legenda, w którą wierzy wiele osób na Zachodzie, że Rosjanie masowo są zakażeni imperialnym myśleniem. Nie sądzę, żeby imperialiści stanowili większość wśród ludzi myślących o społeczeństwie, którzy interesują się nie tylko dobrem swoich rodzin, ale i polityką. Nie stanowią też większości wśród liderów opinii czy działaczy kultury. Zwyczajni ludzie są do takiego stopnia przygnieceni trudnymi warunkami życia, że nie mają potrzeby myśleć o imperium. Dzisiaj z ekranu telewizora mówi się im, że Rosjanie są najpotężniejsi i wszyscy się zgadzają. Pamiętam, jak na początku lat 90. panowała moda na samobiczowanie i wszystkie osoby oglądające telewizję wierzyły w to, że Rosjanie są najbardziej nieszczęsnym narodem. To wszystko nie są zakorzenione tendencje, to wszystko jest zmienne.
Niektórzy rosyjscy aktorzy, muzycy i pisarze rzeczywiście wyjechali z Rosji, potępiając politykę Kremla. Ale są też tacy, którzy tańczą i śpiewają na koncertach propagandowych, a nawet uczestniczą w kampanii wyborczej Putina. Muszą mieć jakąś motywację. Raczej nie chodzi tylko o pieniądze.
Przyczyny są różne. Jedni są przekonani, że robią dobrze, mają obojętny stosunek do świata i etyki. Inni mają słabe charaktery i są konformistami. Pieniądze też wchodzą w grę. Poza tym twórca w Rosji stoi przed bardzo trudnym wyborem. Polacy to pamiętają z czasów socjalistycznych. Albo grasz według „ich” zasad, albo tracisz możliwość zajmowania się swoją ukochaną pasją. To trudny wybór. Ze smutkiem obserwuję, jak niektórzy utalentowani ludzie, dokonując tego wyboru, muszą się ugiąć.
Główny bohater pana powieści detektywistycznych Erast Fandorin zawsze znajduje wyjście nawet z najbardziej zaplątanej i skomplikowanej sytuacji. Załóżmy, że żyje w naszych czasach i szuka sposobu na zakończenie trwającej od dwóch lat agresji Rosji. Poradziłby sobie?
Bez problemu. Jedna nocna wizyta w rezydencji dyktatora, nadanie przesyłki do Hagi i nadchodzi koniec wojny.
Czyżby sprawa rzeczywiście była tak prosta? Przecież Rosja to nie tylko Putin, ale i utworzony przez dwie dekady jego rządów system. Niektórzy uważają, że krajem rządzi „kolektywny Putin”, czyli kremlowskie elity. Co z Siergiejem Szojgu, Nikołajem Patruszewem i innymi ważnymi graczami reżimu?
Widzieliśmy tych Szojgu i Patruszewa podczas słynnej transmisji z posiedzenia Rady Bezpieczeństwa tuż przed inwazją. Dla wszystkich było oczywiste, że wojna jest osobistym projektem Putina, a osoby z jego najbliższego otoczenia wyglądały na całkowicie pogubione. To wszystko przez megalomanię jednego człowieka. Niegdyś inny dyktator, Stalin, tak samo – z powodu megalomanii – omal nie rozpoczął w Korei nowej wojny światowej. Tuż po jego śmierci wojna się zakończyła.
Jak długo jeszcze mogą trwać rządy Putina?
To zależy również od Zachodu. Jeżeli nie zmieni swojej retoryki wobec Rosjan, to rządy Putina potrwają długo. Tylko naród rosyjski może obalić dyktatora, to aksjomat. Zamiast od początku wojny wyjaśniać Rosjanom, że świat walczy nie z nimi, lecz z reżimem Putina, i że ta wojna toczy się również o wolność Rosji, Zachód na wszelkie sposoby antagonizuje Rosjan, wszystkich bez wyjątku. Daje im do zrozumienia, że nigdzie nie są mile widziani, że nie ma „dobrych Rosjan”, a to z kolei tylko wzmacnia Putina. Wiele osób, które wyjechało, nie odnalazło się za granicą. Ci ludzie, załamani, musieli wrócić do Rosji. A ci, którzy są w kraju, żyją w poczuciu oblężonej twierdzy i, chcąc nie chcąc, się adaptują. To samo dotknęło rosyjskich oligarchów. Gdyby Zachód nie zmuszał ich do powrotu do Putina, już dawno porzuciliby go wraz ze swoimi miliardami.
Przed wojną mieszkali w wielu europejskich stolicach. Lubili się obracać na salonach wolnego świata, ale nic nie zrobili, by zmienić własny kraj. Dlaczego dzisiaj oligarchowie nie są w stanie przeprowadzić w Rosji rewolucji?
Chyba pan żartuje. Przecież to ludzie, którzy dorobili się, chodząc krzywymi drogami, mają też krzywą mentalność. Dobrem dla nich jest wyłącznie to, co im się opłaca. Trzeba więc było stworzyć sytuację, w której bardziej by im się opłacało uciec przed Putinem, niż go popierać. Nie liczyłbym na jakiś altruizm z ich strony. Był taki jeden, Chodorkowski, ale odsiedział przez to dziesięć lat w więzieniu. W ten sposób chciano zastraszyć innych.
Rosja za rządów Putina wiele państw wpisała na listę wrogów. Czy Rosjanie rzeczywiście wierzą w to, że inne kraje chcą ich podbić, podzielić, zniszczyć?
Nie można wrzucać wszystkich Rosjan do jednego worka. Nie ma czegoś takiego, że wszyscy wspólnie w coś wierzą albo w coś nie wierzą. Jeżeli mamy na myśli ludzi oglądających telewizję, to pewnie wierzą w to, co mówią do nich z ekranu. Biernie przyjmują te informacje, obojętnie. Mają ważniejsze sprawy na głowie.
Wielu uważa, że imperialnego apetytu Putina nie zaspokoiłoby podbicie Ukrainy. Które jeszcze państwa muszą się obawiać o swoją przyszłość?
Wszyscy sąsiedzi Rosji muszą być przygotowani. Zwłaszcza małe państwa.
Jaki Rosjanie mają stosunek do Polski i państw bałtyckich? Jak dużo wiedzą o Polakach, Litwinach, Łotyszach czy Estończykach?
To znów zależy od tego, kogo mamy na myśli. Rosjanie wierzący telewizji uważają was za rusofobów i sługusów USA, bo tak mówią propagandyści Putina. Ale telewizji wierzą przeważnie osoby w podeszłym wieku, niezbyt wykształcone. Rosjanie, którzy żyją w świecie internetowym, mają bardziej złożony obraz świata.
W jednym ze swoich wywiadów sprzed kilku lat Putin rzucił słynne stwierdzenie: „Po co nam taki świat, w którym nie będzie Rosji?”. Mówiąc o „Rosji”, zapewne miał na myśli siebie. Kreml, zwłaszcza podczas trwającej od dwóch lat agresji, często sięga po groźby nuklearne, ale czy rządzący w Moskwie byliby zdolni do użycia broni jądrowej?
Mówiąc o Rosji, Putin zdecydowanie ma na myśli siebie. Sterowany przez niego szef parlamentu, wiedząc, że to spodoba się naczelnikowi, niegdyś wprost powiedział: „Nie będzie Putina – nie będzie i Rosji”. Zagrożenie wybuchem wojny atomowej będzie całkiem realne, jeżeli sytuacja na froncie dla Putina znacząco się pogorszy. To człowiek z kategorii „Après moi, le déluge” (po mnie choćby potop – red.).
Wyjeżdżając z Rosji w 2014 r., był pan w stanie sobie wyobrazić, w co Władimir Putin przekształci pański kraj?
Tak. Dlatego wyjechałem. To, w jakim kierunku zmierza reżim, zrozumiałem już podczas zagarnięcia Krymu. To był nieodwracalny moment.
Na Rosję nałożono największe od czasów zimnej wojny różnego rodzaju sankcje, zamrożono setki miliardów dolarów należących do państwa. Dlaczego te wszystkie ograniczenia nie zmusiły Putina do zmiany polityki, do zakończenia wojny z Ukrainą?
Dlatego że te sankcje nie były do końca efektywne. Trzeba było od samego początku nałożyć 100-proc. embargo na cały rosyjski eksport i import, nie licząc się ze stratami. Znacznie mniej by to kosztowało. I nie zginęłyby setki tysięcy ludzi.
Jest pan autorem serii książek „Historia państwa rosyjskiego”. Jak według pana w przyszłości przez rosyjskich historyków zostanie opisany okres rządów Putina?
Zostanie opisany jako drugi etap rozpadu imperium rosyjskiego. W połowie do rozpadu już doszło w 1991 r.
Czy pana ojczyzna, która niemal przez całą swoją historię dążyła do budowania imperium i podbijania innych narodów, będzie kiedykolwiek państwem demokratycznym?
Oczywiście. Po prostu trzeba zdemontować imperium i przekształcić państwo w federację czy konfederację republik, które żyją tak, jak im się podoba, i mogą się oddzielić, jeżeli tego zechcą. W tej części dawnego imperium, które znajduje się w Europie, bardzo szybko uda się stworzyć mniej więcej normalną demokrację. Klasa średnia, niezbędna do budowania demokracji, już jest.
Paweł Łatuszka: Łukaszenko to szaleniec
Co jeszcze powinien zrobić Aleksander Łukaszenko, by został pociągnięty do odpowiedzialności karnej przez wspólnotę międzynarodową? Czekacie, aż będzie miał bombę atomową? To szaleniec. Pora się obudzić - mówi Paweł Łatuszka, były minister kultury Białorusi, dyplomata.
Stracił pan dostęp do rosyjskiego rynku. Jakie ma pan twórcze plany i z czego zamierza pan się utrzymywać?
Niedługo ukaże się, ale nie w Rosji, dziesiąty tom mojej „Historii państwa rosyjskiego” o epoce leninowsko-stalinowskiej. Piszę też powieść o klasycznej literaturze rosyjskiej. To jedyna moja pociecha i schronienie w tych czasach. Nie martwię się, dzięki Bogu, o pieniądze. Wyjechałem z Rosji dziesięć lat temu i miałem mnóstwo czasu, by urządzić swoje życie. Od dłuższego czasu liczyłem się z tym, że zostanę zakazany. Byłem do tego przygotowany.
W którym europejskim mieście urządził pan swoje życie na nowo? Londyn?
Mieszkam w Anglii, Francji i Hiszpanii. Dlatego że zawsze równolegle pracuję nad trzema książkami i każda praca wymaga właściwego „genius loci”.
Borys Akunin (Grigorij Czchartiszwili)
Jeden z najbardziej znanych pisarzy współczesnej Rosji, od lat mieszkający na emigracji. Autor licznych kryminałów, a także popularnonaukowych książek historycznych, tłumacz z japońskiego.