Ale gdy Hanczar, Zacharanka i białoruski biznesmen Anatol Krasouski w 1999 roku zostali porwani i nigdy już nie wrócili do swoich domów, był pan konsulem Białorusi w Białymstoku, a później rzecznikiem białoruskiej dyplomacji. Nie miał pan wtedy wyrzutów sumienia, pracując dla reżimu?
Pamiętam, jak byłem młodym dyplomatą i odbywały się negocjacje w MSZ odnośnie do statusu sekretariatu wykonawczego Wspólnoty Niepodległych Państw. Ze strony WNP w rozmowach uczestniczył Wiktar Hanczar, musiałem chodzić do niego i odnosić dokumenty. Pewnego dnia powiedział mi, że chciałby widzieć mnie w swojej drużynie. Byłem bardzo zaskoczony, ponieważ Hanczar był osobą wybitną, mądrą i inteligentną. Pięknie przemawiał, był deputowanym Rady Najwyższej. Nie zgodziłem się, bo chciałem pracować w MSZ. Często wspominam naszą rozmowę. Przepraszałem Białorusinów za to, że byłem częścią systemu. Może w przyszłości będę musiał to jeszcze raz powtórzyć. Ale przecież najważniejsze jest to, co robię teraz.
Prawdą jest to, że podczas każdych wyborów prezydenckich oczekiwałem, że Łukaszenko je przegra. Mój ojciec w 1988 r. był współtwórcą Białoruskiego Frontu Ludowego, a mój brat po wyborach prezydenckich w 2010 r. był na proteście na placu Niepodległości, a ja wówczas byłem ministrem. Później Łukaszenko mi powiedział, że odnotowali wszystkie telefony i wiedzą, kto tam przebywał. Brat już niestety nie żyje, dużo wówczas się sprzeczaliśmy. Krytykował mnie za to, że pracowałem w rządzie. Ale byłem jedynym ministrem, który mówił po białorusku, i wspierałem białoruską kulturę. Zainicjowałem sporo reform, mówiono o mnie, że jestem jedynym proeuropejskim ministrem. Gdy pracowałem w MSZ, uważaliśmy, że jak z Łukaszenką będą się komunikować zachodni przywódcy, to w trakcie tych rozmów będzie się zmieniał. Wiele osób w białoruskim MSZ tak myślało. Oszukiwały siebie nawzajem. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to nie ma sensu, że może spotkać się nawet z prezydentem USA, nic mu to nie da, nie zmieni jego polityki.
A czy to nie jest tak, że prześladowanie pana i pana bliskich na Białorusi, wytoczenie spraw karnych, zajęcie majątku ma na celu zastraszenie innych ludzi systemu?
Nawet ruszył proces i chcą, żebym zapłacił karę o równowartości 3 mln dolarów. Że jakoby będąc członkiem opozycyjnej Rady Koordynacyjnej, zachęcałem do podpaleń i niszczenia mienia. Nigdy tego nie robiłem. Już sześć osób z nazwiskiem „Łatuszka" ucierpiało przez reżim Łukaszenki. Chcą pokazać pozostałym, co ich czeka, jeżeli pójdą tą drogą. 1 września 2020 roku Łukaszenko powiedział, że przekroczyłem czerwoną linię i że poniosę odpowiedzialność. A czołowy rosyjski propagandysta Władimir Sołowjow, wychodząc po wywiadzie od Łukaszenki, mówił, że Łatuszka i Cichanouska są też wrogami Rosji. Zdaję sobie sprawę z tego, że zagraża mi nie tylko Łukaszenko, ale i reżim Putina.
Myśli pan, że chcą pana zabić?
Dostawałem publiczne i niepubliczne groźby. Podczas jednego z wydarzeń w Warszawie uprzedzano mnie, że dostanę w plecy nożem. A białoruscy propagandyści opublikowali na Telegramie historię sugerującą, że koło Wisły rąbią moją głowę siekierą. W rządowej stacji Łukaszenki pokazywano nawet mieszkanie, w którym mieszkałem w Warszawie, i podawano adres. Musiałem też być śledzony przez służby.
Musiał pan zmieniać miejsca zamieszkania?
Tak, musiałem to robić. Bo byłem pokazywany wiszący na szubienicy. Przecież Łukaszenko w wywiadzie dla Sołowiowa przyznał, że groził mi powieszeniem. Zrobił to pewnego dnia w trakcie naszej rozmowy. Co prawda powiedział wówczas, że udusi mnie własnymi rękami, jeżeli go zdradzę. On uważa, że go zdradziłem. Ja w ten sposób na to nie patrzę. Nie składałem mu przysięgi. Łukaszenko powinien siedzieć w więzieniu za to, co zrobił narodowi białoruskiemu.
Jakim jest człowiekiem? Miał pan wielokrotnie okazję rozmawiać z nim na osobności.
Ma ogromną charyzmę, negatywną, polegającą na dominacji i uciskaniu. To człowiek, który próbuje stworzyć atmosferę strachu. By każdy zdawał sobie sprawę z tego, że za jedno nieprzemyślane słowo czy gest może słono zapłacić. Jest emocjonalnie nieadekwatny w swoich czynach. Myślę, że w ostatnim czasie zaostrzyły się też jego problemy psychologiczne, bo ciągle zmienia zdanie i zaprzecza sam sobie. Trudno prześledzić jego logikę i wytłumaczyć tok myślenia.
Lubi młode kobiety. Pije, ale nie jest alkoholikiem. Co prawda może tyle wypić, że ledwie stoi na nogach. Widziałem to nieraz. To człowiek, który żyje wyłącznie dla jednego – władzy. Władzę lubi najbardziej ze wszystkiego, co ma. Dla niego to narkotyk. I gotów jest za to niszczyć ludzi, co robił już nieraz. Dzisiaj wszyscy się skupiają na tym, czy wyśle wojska do Ukrainy. Ale policzmy. Ilu ludzi zniknęło za czasów jego rządów? Ilu było zamordowanych w 2020 r.? Ilu siedzi w więzieniach? Ilu przeszło przez represje i gwałty? Rozpoczął wojnę hybrydową, zwożąc nielegalnych imigrantów na granicę Unii Europejskiej, porwał samolot pasażerski, a teraz współuczestniczy w rosyjskiej agresji na Ukrainę. Pytam więc europejskich polityków: na co jeszcze czekacie? Co jeszcze powinien zrobić Łukaszenko, by został pociągnięty do odpowiedzialności karnej przez wspólnotę międzynarodową? Czekacie, aż będzie miał bombę atomową? To szaleniec. Pora się obudzić.
Ale czy może być wolna Białoruś bez wolnej Rosji?
To bardzo skomplikowane pytanie. Dopóki Rosja będzie silna, nie wierzę w podpisanie jakiegoś porozumienia gwarantującego bezpieczeństwo Ukrainie. Bo gdyby zaczęła się kolejna wojna i Rosja po raz kolejny najechała Ukrainę, inne państwa będą oceniać ryzyka dla siebie, patrząc na kondycję Rosji. Jeżeli Rosja będzie silna i rządzić będzie Putin, nie sądzę, by gwarantujący bezpieczeństwo dotrzymali swoich obietnic. Ale jeżeli będzie demokratyczna i silna gospodarczo, to nie będzie wojny. Od tego, rzecz jasna, zależy i los Białorusi. Obawiam się, że Putin w poszukiwaniu sukcesu i dla spełnienia swoich imperialnych ambicji zechce sprezentować Rosjanom Białoruś. Stoimy dzisiaj przed dużym wyzwaniem. Niestety, o Białorusi dzisiaj już nikt na Zachodzie nie wspomina.
Zapomnieli, że jest?
Chyba tak, jakby to była przewrócona kartka. Białorusini, którzy uciekali przed reżimem Łukaszenki do Ukrainy, musieli po raz drugi uciekać, ale już przed wojną. Nie możemy zapominać o ponad 1000 więźniów politycznych. Wielu zostało skazanych na kilkanaście lat łagrów. W ciągu ostatniego miesiąca, według centrum obrony praw człowieka Wiosna, zatrzymano ponad 1,5 tys. osób. Skala represji się nie zmniejsza. Łukaszenko przy okazji wojny brutalnie tłumi społeczeństwo i świat o tym zapomniał. Europejscy politycy obiecywali nam kolejny pakiet sankcji wobec Mińska z powodu pogwałcenia praw człowieka, ale temat zniknął.
A może próbują pozostawić Łukaszence furtkę zapasową, by miał możliwość zmienić zdanie, by miał wyjście awaryjne?
To byłaby zdrada. Wiem, że to odpowiada interesom Łukaszenki i już wydał odpowiednie polecenia. Zajmuje się tym szef MSZ Uładzimir Makiej. Temat istnieje w paru europejskich stolicach. Lobbują za tym też niektórzy przedstawiciele sił demokratycznych, ale uważam, że to podejrzani ludzie, dwuznaczni. Promują temat porozumienia z Łukaszenką, by Zachód się z nim dogadał co do przeprowadzenia wolnych wyborów w 2025 roku. To naiwne myślenie, nie będzie żadnych wolnych wyborów. To byłaby zdrada narodu białoruskiego i zdrada tych europejskich wartości, za które wysoką cenę zapłaciło wielu Białorusinów i za które giną Ukraińcy. Niestety, niektórzy Europejczycy, jak na razie, nie chcą nawet stracić części dochodów w obronie tych wartości.
Aleksander Łukaszenko ma się dobrze
Współczucie Europy dla białoruskiego społeczeństwa nie przekłada się na stanowcze działania. Przyszłość Białorusi rysuje się w coraz ciemniejszych barwach. Nie będzie w niej miejsca dla opozycji, pisarzy, dziennikarzy, języka białoruskiego i polskiej mniejszości. Ale będzie miejsce dla Rosji i wspieranej przez nią dyktatury.
Ale co może zrobić Zachód? Przecież Łukaszenko znajduje się pod parasolem jądrowym Rosji, mają wspólną doktrynę wojskową.
Dzisiaj trzeba zrobić wszystko, by ukarać dyktatora i pociągnąć go do odpowiedzialności, postawić przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze. Europa ma dużo narzędzi, które już dzisiaj powinna uruchomić. Wprowadzając sankcje wobec Rosji, pozostawia Putinowi możliwość obejścia tych sankcji poprzez Białoruś. Wobec Łukaszenki muszą być takie same restrykcje. Po pierwsze, muszą uderzyć w rezerwy walutowe Białorusi. Powinny pojawić się sankcje np. na wydobywaną na Białorusi ropę. Bo nie zdziwiłbym się, gdyby Łukaszenko zwiększył nagle eksport, sprzedając rosyjską ropę jako własną. Po drugie, poszczególne kraje powinny ruszyć ze sprawami karnymi przeciwko reżimowi Łukaszenki za tortury wobec Białorusinów, oskarżyć go też o przestępstwa przeciwko Ukrainie. Po trzecie, nie powinno się dopuszczać do żadnego dialogu z Łukaszenką, by go nie legitymizować i nie demotywować białoruskiego społeczeństwa. Postulaty narodu białoruskiego są niezmienne – uwolnienie więźniów politycznych, zaprzestanie represji, wyprowadzenie rosyjskich wojsk, a dopiero potem możemy rozmawiać o nowych wolnych wyborach. W przeciwnym razie mamy błędne koło, świat przerabiał to z Łukaszenką już pięć razy. Miało to sens?
Co prawda wcześniej Europa nie wprowadzała dotkliwych sankcji z myślą o narodzie białoruskim, myślała głównie o sobie. I dowodem na to są sankcje, które wprowadzono po uziemieniu samolotu Ryanaira (z Ramanem Pratasiewiczem na pokładzie – red.) i po kryzysie migracyjnym na granicy. Więc niech uderzą mocnymi sankcjami nawet w swoim interesie. Bo jak tego nie zrobią, na Białorusi pojawi się broń nuklearna.
A dopuszcza pan taką myśl, że resztę życia będzie musiał pan spędzić poza granicami ojczyzny?
Nie, rozmawia pan z optymistą. Przez ponad półtora roku nie miałem ani jednego wolnego weekendu. Kontynuuję swoją walkę i mam mocną motywację. Wierzę w to, że zmiany nadejdą znacznie szybciej, niż się komuś wydaje. Wszystko zależy od woli wielkich krajów europejskich oraz USA, a przede wszystkim determinacji białoruskiego społeczeństwa do zmiany sytuacji w kraju. Podoba mi się Polska, pracowałem tu jako dyplomata. Ale chcę żyć na Białorusi, chcę powrócić do ojczyzny, do domu.
Paweł Łatuszka
Białoruski dyplomata, był ambasadorem Białorusi m.in. w Polsce, we Francji i w Hiszpanii, a w latach 2009–2012 ministrem kultury.