Paweł Łatuszka: Łukaszenko to szaleniec

Co jeszcze powinien zrobić Aleksander Łukaszenko, by został pociągnięty do odpowiedzialności karnej przez wspólnotę międzynarodową? Czekacie, aż będzie miał bombę atomową? To szaleniec. Pora się obudzić - mówi Paweł Łatuszka, były minister kultury Białorusi, dyplomata.

Aktualizacja: 22.04.2022 11:03 Publikacja: 22.04.2022 10:00

Paweł Łatuszka: Łukaszenko to szaleniec

Foto: EAST NEWS

Plus Minus: Domaga się pan międzynarodowego uznania Białorusi za terytorium okupowane. Skąd ten pomysł?

Musimy sięgnąć do 2020 roku. Wówczas Aleksander Łukaszenko sfałszował wybory prezydenckie i utrzymał władzę wyłącznie dzięki wsparciu Kremla. Całkowicie uzależnił się od Rosji. Gdy udostępnił Rosji terytorium Białorusi i jej całą infrastrukturę wojskową, doszło do niemilitarnej okupacji. Bo wojenna okupacja następuje wtedy, gdy toczy się bitwa, a kraj mimo walki przegrywa. Rosyjskie siły weszły za zgodą Łukaszenki, nielegalnego przywódcy Białorusi. Umożliwiając atak na Ukrainę z naszego terytorium, naruszył konstytucję i doktrynę wojskową, porozumienie o przyjaźni i współpracy z Ukrainą, umowę dotyczącą granicy państwowej. Nie mówię już o prawie międzynarodowym. Łukaszenko nie ma wpływu na działania rosyjskich sił na Białorusi, wydaje tylko milczącą zgodę. Został marionetką Kremla.

Uznanie terytorium Białorusi za okupowane będzie oznaczało, że żadne porozumienie zawarte przez Łukaszenkę z Putinem nie będzie wiążące w świetle prawa międzynarodowego. Na przykład gdyby dyktator zgodził się na przyłączenie części czy całego kraju do Rosji. Mielibyśmy też podstawy domagać się, by okupant opuścił terytorium Białorusi. Narzędziem presji mogą być sankcje. A te, które zostały nałożone na Rosję z powodu agresji na Ukrainę, nie powinny być zniesione, dopóki Rosja nie wycofa swoich sił z Białorusi.

Sugeruje pan, że Łukaszenko nie kontroluje sytuacji w kraju? Narady z posłusznie przytakującymi ministrami i generałami świadczą o czymś innym.

Kontroluje władzę administracyjną, regionalną, rząd i Siły Zbrojne Białorusi. Ale nie kontroluje Sił Zbrojnych Rosji, które są na terenie naszego kraju. Nie ma żadnego dokumentu czy porozumienia białorusko-rosyjskiego, które pozwalałoby na udostępnienie terenu Białorusi do przeprowadzenia agresji na inny kraj. Rosyjskie siły w naszym kraju działają samodzielnie, ale nie zdejmuje to w żadnym wypadku odpowiedzialności z Łukaszenki. Jest współuczestnikiem agresji.

A czy nasilające się represje wobec mniejszości polskiej, Związku Polaków na Białorusi (ZPB) i rusyfikacja polskich szkół to skutek okupacji czy samodzielne działania Łukaszenki?

Przede wszystkim od początku rządów Łukaszenki trwa ludobójstwo kulturowe narodu białoruskiego. Znany jest jego stosunek do białoruskiego języka, kultury i edukacji. Po wydarzeniach 2020 r. to tylko się zaostrzyło. Białorusini dążyli do tego, by być samodzielnym narodem. Społeczeństwo się przebudziło, ludzie zrozumieli, że jesteśmy częścią kultury europejskiej. W głowie Łukaszenki nie ma miejsca dla kultury białoruskiej czy języka, a już tym bardziej dla języka polskiego czy polskiej kultury. Będąc ambasadorem Białorusi w Polsce (2002–2008 – przyp. red.), gdy były represje wobec Związku Polaków na Białorusi, miałem okazję rozmawiać o tym z Łukaszenką w cztery oczy. Próbowałem wielokrotne szukać rozwiązań. Miałem wtedy poufne spotkania z przedstawicielami polskich władz. Za moje próby kontaktów KGB pisało na mnie donosy za zbyt uległą postawę wobec Polski. Aleksander Łukaszenko żywi do Polaków agresywną nienawiść. Zawsze w Polsce widział wroga. Jeżeli wcześniej mówił, że Polska chce odebrać zachodnią część kraju, to teraz już wmawia Białorusinom, że Polska jakoby chce okupować całą Białoruś. I najgorsze jest to, że sam w to wierzy i nie da się go przekonać, że jest inaczej.

Czytaj więcej

Šarunas Liekis: Łukaszenkę trzeba było przekupić, a Niemcy nie mają ambicji

Słyszałem od działaczy ZPB, że takie myślenie Łukaszenki jest na rękę Rosji.

Bez wątpienia. Podczas wydarzeń 2004 i 2005 roku (rozbicie Związku Polaków i odebranie Domów Polskich – red.) przeprowadzaliśmy w ambasadzie analizę, o której nie wiedział Łukaszenko. Zlecił to ówczesny szef białoruskiego MSZ Siarhiej Martynau. Nasza analiza pokazała, że wszystkie zaostrzenia represji wobec mniejszości polskiej odbywały się akurat wtedy, gdy udawało się nam zrobić jakieś postępy w relacjach z Polską. Jak tylko pojawiała się możliwość kontaktów politycznych na wysokim poziomie, zorganizowania narodowej wystawy białoruskiej w Warszawie, zawarcia jakichś porozumień czy pracy komisji międzyrządowych, dochodziło do ekscesów takich jak np. zatrzymanie Andżeliki Borys na granicy. Przeprowadziliśmy tę analizę i położyliśmy dokument na stół Martynowa. Nie miałem wątpliwości, że kij w szprychy wsadzało białoruskie KGB na zlecenie Moskwy. Ambasada Rosji w Warszawie i rosyjskie służby bardzo uważnie śledziły działalność Białorusi w Polsce. Rosja robiła wszystko, by zablokować nasze relacje. Nie mam też złudzeń co do tego, że Łukaszenko nie miał szczerych intencji wobec Polski i zawsze grał. Dopóki będzie rządził, przyszłości nie będą tam mieli ani Białorusini, ani mniejszość polska.

Załóżmy, że świat uzna Białoruś za kraj okupowany przez Rosję. Jak europejskie państwa, w tym Polska, mają utrzymywać w takiej sytuacji relacje dyplomatyczne i handlowe z Mińskiem?

Od dłuższego czasu mówię o tym, że powinniśmy stworzyć białoruski rząd na uchodźstwie. Zaproponowała to Swiatłana Cichanouska (liderka demokratycznych sił Białorusi – red.), po aktywnych konsultacjach, pierwszego dnia po wybuchu wojny w Ukrainie. To była deklaracja polityczna. Minęły już dwa miesiące. Niestety, wciąż nie ma decyzji o utworzeniu takiego gabinetu. Liczę na to, że Cichanouska podejmie taką decyzję i dojdzie do zawarcia umowy koalicyjnej wszystkich demokratycznych sił Białorusi. To byłby organ władzy, który mógłby reprezentować interesy Białorusinów, którzy musieli opuścić swoją ojczyznę i wyjechać za granicę – to już setki tysięcy ludzi. Ale też interesy białoruskiego społeczeństwa, które znajduje się dzisiaj de facto w łagrze. To zablokowałoby kontakty Łukaszenki ze światem zewnętrznym i przyspieszyło jego upadek.

Czy wtedy Europa miałaby dalej utrzymywać kontakty handlowe z Białorusią?

Jeszcze w latach 2020–2021 Unia Europejska popełniła strategiczny błąd. Mówiłem wówczas, że sankcje będą skuteczne tylko wtedy, jeżeli będą szybkie, mocne i systemowe. Jeżeli będziemy rozkładać sankcje na etapy, nie będą miały takiego wpływu i nie zmuszą dyktatora do zmiany polityki. A mówimy przecież o demokratycznych wyborach, zmianie reżimu i uwolnieniu wszystkich więźniów politycznych. Jestem zwolennikiem ostrych i szybkich sankcji bez wyjątku. Trzeba zszokować dyktatora. Jednocześnie uderzając izolacją i sprawami karnymi za przestępstwa, które popełnił. Przekazaliśmy z polskim adwokatem Tomaszem Wilińskim dokumenty zawierające 40 tys. stron do Trybunału w Hadze. Półtora roku temu obywatele Białorusi, ale też niektórzy obywatele państw UE, w tym Polacy, złożyli odpowiednie wnioski do prokuratur Polski, Litwy, Niemiec. Chodzi o tortury w białoruskich aresztach podczas wydarzeń 2020 r. Niestety, te sprawy nie ruszyły z miejsca, są przechowywane w zamrażarce.

Czy nie jest już za późno na tworzenie rządu za granicą? Od sierpniowych wyborów 2020 r. upłynęło trochę czasu, a Swiatłana Cichanouska nie ogłosiła się wówczas prezydentem.

Od września 2020 r. byłem zwolennikiem inauguracji Cichanouskiej, na którą zagłosowali Białorusini. Ale ta decyzja zależała wyłącznie od niej. Czas mija i dzisiaj musimy jak najszybciej powołać gabinet, na czele którego powinna stanąć Cichanouska. W historii Polski też był rząd na uchodźstwie, ale liczę na to, że nie będziemy musieli czekać 50 lat na niezależność. Dojdzie do tego znacznie szybciej.

Nie możemy walczyć o władzę bez utworzenia instytucji władzy. Jutro zabraknie Łukaszenki i kto go zastąpi. Mianowani przez dyktatora obecny premier Raman Hałouczenka czy szefowa Rady Republiki Natalia Kaczanawa? Czy możemy im zaufać? Nie. Stery rządzenia powinien przejąć rząd na uchodźstwie na czele z Cichanouską, która ma wotum zaufania narodu białoruskiego. Takie rozwiązanie byłoby logiczne, zgodne z prawem i miałoby największe szanse na uznanie międzynarodowe. Musimy uniknąć anarchii.

Czy to pomoże przerwać wspomnianą przez pana okupację Białorusi?

Kwestia okupacji może być rozwiązana w wyniku twardej i zasadniczej polityki państw Zachodu. Rząd demokratyczny na uchodźstwie będzie walczył o taką politykę. Nie mogą zdjąć sankcji z Rosji, dopóki jej wojska będą na Białorusi. Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Pewnego dnia rząądy Łukaszenki się kończą. Z powodów fizjologicznych, politycznych bądź społeczno-ekonomicznych. W tym samym momencie władzę przejmuje rząd na uchodźstwie, a na ulice białoruskich miast wychodzą miliony ludzi. Czy rosyjskie wojska znajdujące się w naszym kraju zaczną strzelać do Białorusinów? Niestety, to możliwe, ale to już będzie sytuacja krytyczna dla władz Rosji. Rozpoczną drugą wojnę? Tymczasem w obronie Ukrainy walczy już białoruski Batalion im. Konstantego Kalinowskiego, tworzony jest pułk Pogoń. Jestem przekonany, że ci białoruscy bohaterowie walczą zarówno o niepodległość Ukrainy, jak i Białorusi. Mogę przepuszczać, że jutro będą też gotowi do walki wewnątrz Białorusi, w ostateczności, jeżeli to będzie konieczne. Partyzantka już trwa, dochodziło do wielu przypadków dywersji na kolei. Jest ogromna nienawiść do Łukaszenki i pytanie, kiedy ta nienawiść przebije barierę strachu, który zapanował przez ponad półtora roku nieustających represji.

A pan jest gotowy założyć wojskowy mundur, kamizelkę kuloodporną i ruszyć wyzwalać Białoruś?

Tak, ale dzisiaj mój powrót na Białoruś wiąże się z zatrzymaniem i karą 25 lat więzienia albo nawet karą śmierci. Toczy się przeciwko mnie już osiem spraw karnych, jeden z zarzutów jest zagrożony najwyższą karą. Toczy się sprawa karna przeciwko mojej córce, mój brat cioteczny jest więźniem politycznym. Dzisiaj byłby to nieroztropny krok. Jeden z niemieckich polityków powiedział mi, bym postąpił jak Nawalny. Nawalny postąpił odważnie, ale pewnie wierzył, że w jego obronie ludzie wyjdą na ulice. Maria Kalesnikawa (skazana na 11 lat łagrów – red.), niszcząc swój paszport na białorusko-ukraińskiej granicy, pewnie też w to wierzyła. Ale do tego nie doszło.

Wyobraźmy sobie, że jutro Łukaszenko przestaje rządzić Białorusią. W kraju zostaje wprowadzony stan wojenny. Organy władzy przejmują wojskowi i służby bezpieczeństwa, a przy granicy z Polską i państwami bałtyckimi Rosja rozstawia swoją armię i zaczyna urządzać Białoruś według własnej wizji. Dochodzi do mordu pierwszych protestujących, by stłumić chęć oporu. Czy mógłbym poznać pana strategię na taki rozwój sytuacji?

Jestem gotów założyć kamizelkę kuloodporną nie po to, by zrobić sobie zdjęcie, lecz w sytuacji rzeczywistego ryzyka. Ale ryzyko musi być zrównoważone i wszystko zależy od tego, jak zachowają się moi rodacy. Musi dojść do pospolitego ruszenia. Gdy pojawi się nadzieja na zmiany systemowe i sytuacja pozwoli sensownie zaryzykować. I nie chodzi o to, by pojechać, gdy wszystko już będzie gotowe. Nie biorę tego pod uwagę. Mamy plan na różne okoliczności.

Na czym polega ten plan?

Przecież nie mogę zdradzić szczegółów. Mamy algorytm działań. Powiem tylko tyle, mamy trzy koperty, każda dotyczy odrębnego scenariusza rozwoju wydarzeń. Zostaną otwarte w zależności od sytuacji.

Myśli pan, że taki rząd na uchodźstwie, po prawie dwóch latach od ostatnich wyborów prezydenckich na Białorusi, zostanie uznany przez Warszawę, Londyn, Brukselę czy Waszyngton?

To dla nas ważna sprawa. Ale tworzymy go nie dla Warszawy, Londynu, Brukseli czy Waszyngtonu. Tworzymy go dla społeczeństwa białoruskiego. Po to, by Białorusini mieli instytucje władzy, które będą reprezentować ich interesy i ich bronić. Pragną tego Białorusini, którzy są już za granicą, jak i ci pozostający w kraju. Zdaję sobie sprawę z tego, że de iure uznanie może być wtedy, gdy taki gabinet zacznie pełnić swoje funkcje wewnątrz Białorusi. Ale de facto uznaniem będzie też to, że przedstawiciele rządu na uchodźstwie będą przyjmowani przez przywódców w europejskich stolicach. Czy może być inaczej? Nie sądzę.

Czytaj więcej

Kto chce powrotu ZSRR?

Ale będą musieli wycofać swoich ambasadorów z Mińska.

To skomplikowane pytanie i takich pytań będzie wiele. Pojawi się też kwestia wydawania dokumentów, pewne rzeczy można załatwiać w sieci, bo cyfryzacja pozwala dzisiaj na wiele. Dzisiaj stoimy w obliczu ryzyka zniknięcia Białorusi z mapy świata, tysiące ludzi siedzą w więzieniach. A świat o tym już nie wspomina. Sytuacja jest dynamiczna, otwiera dla nas możliwości. Musimy podjąć próbę i odmienić bieg historii na Białorusi narzucony przez reżim Łukaszenki. Nie mamy środków i zasobów administracyjnych, musimy to zbudować. Ale motywuje nas pragnienie wolności narodu białoruskiego.

W 2020 r. stał pan na czele najstarszego w kraju Teatru im. Janki Kupały, wcześniej był pan ministrem kultury, przez wiele lat dyplomatą. Ale poza panem żaden z ludzi systemu o porównywalnej pozycji nie zbuntował się przeciw reżimowi. Dlaczego elity są wierne dyktatorowi?

Bo to żadne elity, to pionki i wykonawcy. Dla nich kwestia przetrwania jest priorytetem. Czy możemy takich ludzi zaliczać do elit? To szeregowi, którzy wykonują wolę dowódcy. Nawet jeżeli wydaje przestępczy rozkaz. Nie liczą się z tym, że później będą odpowiadać, bo dzisiaj mają się dobrze. Przez 28 lat rządów Łukaszenko zniszczył elity. Przypomnijmy lata 90. Brakuje nam wszystkim Wiktara Hanczara (były wicepremier – red.), brakuje Juryja Zacharanki (były szef MSW– red.). Nie ma takich osobowości. Łukaszenko zrobił wszystko, by nikt nie urósł powyżej pewnego poziomu i nie mógł podnieść głowy. A jak ktoś się wychylał, ścinał głowę albo wbijał z powrotem młotkiem.

Ale gdy Hanczar, Zacharanka i białoruski biznesmen Anatol Krasouski w 1999 roku zostali porwani i nigdy już nie wrócili do swoich domów, był pan konsulem Białorusi w Białymstoku, a później rzecznikiem białoruskiej dyplomacji. Nie miał pan wtedy wyrzutów sumienia, pracując dla reżimu?

Pamiętam, jak byłem młodym dyplomatą i odbywały się negocjacje w MSZ odnośnie do statusu sekretariatu wykonawczego Wspólnoty Niepodległych Państw. Ze strony WNP w rozmowach uczestniczył Wiktar Hanczar, musiałem chodzić do niego i odnosić dokumenty. Pewnego dnia powiedział mi, że chciałby widzieć mnie w swojej drużynie. Byłem bardzo zaskoczony, ponieważ Hanczar był osobą wybitną, mądrą i inteligentną. Pięknie przemawiał, był deputowanym Rady Najwyższej. Nie zgodziłem się, bo chciałem pracować w MSZ. Często wspominam naszą rozmowę. Przepraszałem Białorusinów za to, że byłem częścią systemu. Może w przyszłości będę musiał to jeszcze raz powtórzyć. Ale przecież najważniejsze jest to, co robię teraz.

Prawdą jest to, że podczas każdych wyborów prezydenckich oczekiwałem, że Łukaszenko je przegra. Mój ojciec w 1988 r. był współtwórcą Białoruskiego Frontu Ludowego, a mój brat po wyborach prezydenckich w 2010 r. był na proteście na placu Niepodległości, a ja wówczas byłem ministrem. Później Łukaszenko mi powiedział, że odnotowali wszystkie telefony i wiedzą, kto tam przebywał. Brat już niestety nie żyje, dużo wówczas się sprzeczaliśmy. Krytykował mnie za to, że pracowałem w rządzie. Ale byłem jedynym ministrem, który mówił po białorusku, i wspierałem białoruską kulturę. Zainicjowałem sporo reform, mówiono o mnie, że jestem jedynym proeuropejskim ministrem. Gdy pracowałem w MSZ, uważaliśmy, że jak z Łukaszenką będą się komunikować zachodni przywódcy, to w trakcie tych rozmów będzie się zmieniał. Wiele osób w białoruskim MSZ tak myślało. Oszukiwały siebie nawzajem. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to nie ma sensu, że może spotkać się nawet z prezydentem USA, nic mu to nie da, nie zmieni jego polityki.

A czy to nie jest tak, że prześladowanie pana i pana bliskich na Białorusi, wytoczenie spraw karnych, zajęcie majątku ma na celu zastraszenie innych ludzi systemu?

Nawet ruszył proces i chcą, żebym zapłacił karę o równowartości 3 mln dolarów. Że jakoby będąc członkiem opozycyjnej Rady Koordynacyjnej, zachęcałem do podpaleń i niszczenia mienia. Nigdy tego nie robiłem. Już sześć osób z nazwiskiem „Łatuszka" ucierpiało przez reżim Łukaszenki. Chcą pokazać pozostałym, co ich czeka, jeżeli pójdą tą drogą. 1 września 2020 roku Łukaszenko powiedział, że przekroczyłem czerwoną linię i że poniosę odpowiedzialność. A czołowy rosyjski propagandysta Władimir Sołowjow, wychodząc po wywiadzie od Łukaszenki, mówił, że Łatuszka i Cichanouska są też wrogami Rosji. Zdaję sobie sprawę z tego, że zagraża mi nie tylko Łukaszenko, ale i reżim Putina.

Myśli pan, że chcą pana zabić?

Dostawałem publiczne i niepubliczne groźby. Podczas jednego z wydarzeń w Warszawie uprzedzano mnie, że dostanę w plecy nożem. A białoruscy propagandyści opublikowali na Telegramie historię sugerującą, że koło Wisły rąbią moją głowę siekierą. W rządowej stacji Łukaszenki pokazywano nawet mieszkanie, w którym mieszkałem w Warszawie, i podawano adres. Musiałem też być śledzony przez służby.

Musiał pan zmieniać miejsca zamieszkania?

Tak, musiałem to robić. Bo byłem pokazywany wiszący na szubienicy. Przecież Łukaszenko w wywiadzie dla Sołowiowa przyznał, że groził mi powieszeniem. Zrobił to pewnego dnia w trakcie naszej rozmowy. Co prawda powiedział wówczas, że udusi mnie własnymi rękami, jeżeli go zdradzę. On uważa, że go zdradziłem. Ja w ten sposób na to nie patrzę. Nie składałem mu przysięgi. Łukaszenko powinien siedzieć w więzieniu za to, co zrobił narodowi białoruskiemu.

Jakim jest człowiekiem? Miał pan wielokrotnie okazję rozmawiać z nim na osobności.

Ma ogromną charyzmę, negatywną, polegającą na dominacji i uciskaniu. To człowiek, który próbuje stworzyć atmosferę strachu. By każdy zdawał sobie sprawę z tego, że za jedno nieprzemyślane słowo czy gest może słono zapłacić. Jest emocjonalnie nieadekwatny w swoich czynach. Myślę, że w ostatnim czasie zaostrzyły się też jego problemy psychologiczne, bo ciągle zmienia zdanie i zaprzecza sam sobie. Trudno prześledzić jego logikę i wytłumaczyć tok myślenia.

Lubi młode kobiety. Pije, ale nie jest alkoholikiem. Co prawda może tyle wypić, że ledwie stoi na nogach. Widziałem to nieraz. To człowiek, który żyje wyłącznie dla jednego – władzy. Władzę lubi najbardziej ze wszystkiego, co ma. Dla niego to narkotyk. I gotów jest za to niszczyć ludzi, co robił już nieraz. Dzisiaj wszyscy się skupiają na tym, czy wyśle wojska do Ukrainy. Ale policzmy. Ilu ludzi zniknęło za czasów jego rządów? Ilu było zamordowanych w 2020 r.? Ilu siedzi w więzieniach? Ilu przeszło przez represje i gwałty? Rozpoczął wojnę hybrydową, zwożąc nielegalnych imigrantów na granicę Unii Europejskiej, porwał samolot pasażerski, a teraz współuczestniczy w rosyjskiej agresji na Ukrainę. Pytam więc europejskich polityków: na co jeszcze czekacie? Co jeszcze powinien zrobić Łukaszenko, by został pociągnięty do odpowiedzialności karnej przez wspólnotę międzynarodową? Czekacie, aż będzie miał bombę atomową? To szaleniec. Pora się obudzić.

Ale czy może być wolna Białoruś bez wolnej Rosji?

To bardzo skomplikowane pytanie. Dopóki Rosja będzie silna, nie wierzę w podpisanie jakiegoś porozumienia gwarantującego bezpieczeństwo Ukrainie. Bo gdyby zaczęła się kolejna wojna i Rosja po raz kolejny najechała Ukrainę, inne państwa będą oceniać ryzyka dla siebie, patrząc na kondycję Rosji. Jeżeli Rosja będzie silna i rządzić będzie Putin, nie sądzę, by gwarantujący bezpieczeństwo dotrzymali swoich obietnic. Ale jeżeli będzie demokratyczna i silna gospodarczo, to nie będzie wojny. Od tego, rzecz jasna, zależy i los Białorusi. Obawiam się, że Putin w poszukiwaniu sukcesu i dla spełnienia swoich imperialnych ambicji zechce sprezentować Rosjanom Białoruś. Stoimy dzisiaj przed dużym wyzwaniem. Niestety, o Białorusi dzisiaj już nikt na Zachodzie nie wspomina.

Zapomnieli, że jest?

Chyba tak, jakby to była przewrócona kartka. Białorusini, którzy uciekali przed reżimem Łukaszenki do Ukrainy, musieli po raz drugi uciekać, ale już przed wojną. Nie możemy zapominać o ponad 1000 więźniów politycznych. Wielu zostało skazanych na kilkanaście lat łagrów. W ciągu ostatniego miesiąca, według centrum obrony praw człowieka Wiosna, zatrzymano ponad 1,5 tys. osób. Skala represji się nie zmniejsza. Łukaszenko przy okazji wojny brutalnie tłumi społeczeństwo i świat o tym zapomniał. Europejscy politycy obiecywali nam kolejny pakiet sankcji wobec Mińska z powodu pogwałcenia praw człowieka, ale temat zniknął.

A może próbują pozostawić Łukaszence furtkę zapasową, by miał możliwość zmienić zdanie, by miał wyjście awaryjne?

To byłaby zdrada. Wiem, że to odpowiada interesom Łukaszenki i już wydał odpowiednie polecenia. Zajmuje się tym szef MSZ Uładzimir Makiej. Temat istnieje w paru europejskich stolicach. Lobbują za tym też niektórzy przedstawiciele sił demokratycznych, ale uważam, że to podejrzani ludzie, dwuznaczni. Promują temat porozumienia z Łukaszenką, by Zachód się z nim dogadał co do przeprowadzenia wolnych wyborów w 2025 roku. To naiwne myślenie, nie będzie żadnych wolnych wyborów. To byłaby zdrada narodu białoruskiego i zdrada tych europejskich wartości, za które wysoką cenę zapłaciło wielu Białorusinów i za które giną Ukraińcy. Niestety, niektórzy Europejczycy, jak na razie, nie chcą nawet stracić części dochodów w obronie tych wartości.

Czytaj więcej

Aleksander Łukaszenko ma się dobrze

Ale co może zrobić Zachód? Przecież Łukaszenko znajduje się pod parasolem jądrowym Rosji, mają wspólną doktrynę wojskową.

Dzisiaj trzeba zrobić wszystko, by ukarać dyktatora i pociągnąć go do odpowiedzialności, postawić przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze. Europa ma dużo narzędzi, które już dzisiaj powinna uruchomić. Wprowadzając sankcje wobec Rosji, pozostawia Putinowi możliwość obejścia tych sankcji poprzez Białoruś. Wobec Łukaszenki muszą być takie same restrykcje. Po pierwsze, muszą uderzyć w rezerwy walutowe Białorusi. Powinny pojawić się sankcje np. na wydobywaną na Białorusi ropę. Bo nie zdziwiłbym się, gdyby Łukaszenko zwiększył nagle eksport, sprzedając rosyjską ropę jako własną. Po drugie, poszczególne kraje powinny ruszyć ze sprawami karnymi przeciwko reżimowi Łukaszenki za tortury wobec Białorusinów, oskarżyć go też o przestępstwa przeciwko Ukrainie. Po trzecie, nie powinno się dopuszczać do żadnego dialogu z Łukaszenką, by go nie legitymizować i nie demotywować białoruskiego społeczeństwa. Postulaty narodu białoruskiego są niezmienne – uwolnienie więźniów politycznych, zaprzestanie represji, wyprowadzenie rosyjskich wojsk, a dopiero potem możemy rozmawiać o nowych wolnych wyborach. W przeciwnym razie mamy błędne koło, świat przerabiał to z Łukaszenką już pięć razy. Miało to sens?

Co prawda wcześniej Europa nie wprowadzała dotkliwych sankcji z myślą o narodzie białoruskim, myślała głównie o sobie. I dowodem na to są sankcje, które wprowadzono po uziemieniu samolotu Ryanaira (z Ramanem Pratasiewiczem na pokładzie – red.) i po kryzysie migracyjnym na granicy. Więc niech uderzą mocnymi sankcjami nawet w swoim interesie. Bo jak tego nie zrobią, na Białorusi pojawi się broń nuklearna.

A dopuszcza pan taką myśl, że resztę życia będzie musiał pan spędzić poza granicami ojczyzny?

Nie, rozmawia pan z optymistą. Przez ponad półtora roku nie miałem ani jednego wolnego weekendu. Kontynuuję swoją walkę i mam mocną motywację. Wierzę w to, że zmiany nadejdą znacznie szybciej, niż się komuś wydaje. Wszystko zależy od woli wielkich krajów europejskich oraz USA, a przede wszystkim determinacji białoruskiego społeczeństwa do zmiany sytuacji w kraju. Podoba mi się Polska, pracowałem tu jako dyplomata. Ale chcę żyć na Białorusi, chcę powrócić do ojczyzny, do domu.

Paweł Łatuszka

Białoruski dyplomata, był ambasadorem Białorusi m.in. w Polsce, we Francji i w Hiszpanii, a w latach 2009–2012 ministrem kultury.

Plus Minus: Domaga się pan międzynarodowego uznania Białorusi za terytorium okupowane. Skąd ten pomysł?

Musimy sięgnąć do 2020 roku. Wówczas Aleksander Łukaszenko sfałszował wybory prezydenckie i utrzymał władzę wyłącznie dzięki wsparciu Kremla. Całkowicie uzależnił się od Rosji. Gdy udostępnił Rosji terytorium Białorusi i jej całą infrastrukturę wojskową, doszło do niemilitarnej okupacji. Bo wojenna okupacja następuje wtedy, gdy toczy się bitwa, a kraj mimo walki przegrywa. Rosyjskie siły weszły za zgodą Łukaszenki, nielegalnego przywódcy Białorusi. Umożliwiając atak na Ukrainę z naszego terytorium, naruszył konstytucję i doktrynę wojskową, porozumienie o przyjaźni i współpracy z Ukrainą, umowę dotyczącą granicy państwowej. Nie mówię już o prawie międzynarodowym. Łukaszenko nie ma wpływu na działania rosyjskich sił na Białorusi, wydaje tylko milczącą zgodę. Został marionetką Kremla.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi