To, co obecnie dzieje się z amerykańską Partią Republikańską, najlepiej oddaje określenie „pożar w pałacu". Zarówno za podłożenie tego ognia pod gmach tej zacnej partii, jak i sam upadek tradycyjnych wartości, które zawsze były kojarzone z GOP (Grand Old Party), czyli odpowiedzialności, rozwagi i przewidywalności, odpowiadają elity partii Lincolna i Reagana.
Po przegranej w 2012 roku przez Mitta Romneya analitycy Partii Republikańskiej sporządzili dziesiątki raportów, które dokładnie opisywały przyczyny jego porażki. Praktycznie każdy z nich mówił to samo: republikanie stali się zbyt biali, zbyt starzy, zbyt chrześcijańscy, zbyt doktrynerscy, by zdobyć Biały Dom w Ameryce, która staje się coraz bardziej wielowyznaniowa, kolorowa, postępowa, socjaldemokratyczna. Można było założyć, że raporty, które za grubą kasę zostały przygotowane przez think tanki, nie wylądują na śmietniku historii. Ale przyglądając się działaniom Partii Republikańskiej, trudno oprzeć się wrażeniu, że nikt w kierownictwie GOP nie wyciągnął z nich żadnych wniosków.
Hodowanie potwora
Mało tego: można śmiało powiedzieć, że od 2012 roku republikanie zachowywali się dokładnie na przekór rekomendacjom, które czytali. Mitt Romney został potraktowany jak fałszywy liberał i jako kandydat niewystarczająco konserwatywny. Republikańska większość w Kongresie, która nie mogła przeforsować swoich pomysłów, zamiast szukać kompromisu z Obamą, doprowadziła do paraliżu Kongresu. Już po 2012 roku partia pozbyła się ultrakonserwatywnych jastrzębi, jak Eric Kantor i John Boehner. Ale zastąpił ich jeszcze bardziej konserwatywny, a dodatkowo błaznowaty i bufonowaty Ted Cruz. Doprowadził on do kilkutygodniowego zamknięcia rządu federalnego, chcąc zmusić Obamę do anulowania Obamacare. Celu nie osiągnął, ale zamiast kary i odesłania go z pierwszej politycznej linii stał się... kandydatem na prezydenta.
Tak więc zamiast kursu do centrum nastąpił prawicowy odchył do tego stopnia, że senator Marco Rubio, walczący o nominację prezydencką, najpierw napisał dobry projekt reformy prawa imigracyjnego, a potem – pod wpływem krytyki prawicy – wywalił go do kosza. Liderzy GOP, ramię w ramię z lokalnymi prawicowymi stacjami radiowymi, prasą, telewizją Fox News, sieją czystą nienawiść do Obamy, muzułmanów, gejów, imigrantów i liberałów. Zamiast próbować dotrzeć do młodych, Latynosów i mniejszości seksualnych, amerykańscy konserwatyści swoimi działaniami wyhodowali potwora. Jego imię: Trump, Donald Trump.
Zbiór najgorszych cech
Jak zauważył w swoim eseju prawicowy komentator Robert Kagan, potwory mają to do siebie, że często pożerają tych, którzy je stworzyli. Pożeranie przez Trumpa republikanów zaczęło się jesienią poprzedniego roku, gdy pojawił się na scenie politycznej. I od razu zakasował konkurentów: jest jeszcze większym bufonem, o co bardzo trudno, gdy widzi się i słucha Cruza, jeszcze bardziej w gorącej wodzie kąpany niż potomek kubańskich imigrantów Marco Rubio. Skupił w sobie najgorsze, najbardziej ekstremalne cechy Partii Republikańskiej, łącząc je z czystym populizmem i cynizmem. Sfrustrowani od lat wyborcy, nie tylko zresztą republikańscy, wybaczają mu dosłownie wszystko: dwa rozwody, podejrzane biznesy, seksizm, rasizm oraz zwyczajne chamstwo.