Panie mecenasie, przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie dobiega końca proces, w którym nieprawomocnie skazani przestępcy podważają legalność wykorzystanych przeciwko nim dowodów. Pochodziły z kontrolowanej i podstawionej przez FBI aplikacji Anom, a polski sąd de facto nie wydał zgody na ich inwigilację. Jaki może być finał tej sprawy?
Moim zdaniem w tej sytuacji sąd może dopuścić dowód dostarczony przez organy ścigania USA, nawet jeśli został uzyskany z naruszeniem przepisów prawa lub za pomocą czynu zabronionego – jeżeli funkcjonariusz przy inwigilacji nie miał wpływu na treść dowodu. Przepisy polskiego kodeksu postępowania karnego, choć niejasne i dyskusyjne w tym zakresie, według przeważającego stanowiska doktryny dopuszczają taką możliwość. Jeżeli sąd orzekający dojdzie do tego samego wniosku, kwestia następczej zgody na inwigilację może mieć drugorzędne znaczenie.
Czytaj więcej
FBI pod przykrywką sprzedawała przestępcom aplikację, która pomogła rozpracować polski gang narkotykowy. Obrona oskarżonych uważa, że mogła ona działać jak Pegasus, a inwigilacja bez zgody sądu jest bezprawna. Dobiega końca bezprecedensowy proces.
A jak odparłby pan argument, że skoro mechanizm działania aplikacji nie został rozpracowany przez polskie służby, to nie ma pewności, czy ktoś z zewnątrz nie może np. zmieniać treści wysyłanych przez nią wiadomości?
Same przypuszczenia to moim zdaniem za mało, żeby posłużyć się przed sądem takim argumentem. Należałoby wykazać uzasadnione podejrzenie, że FBI mogło mieć wpływ na treść wiadomości – wprost lub poprzez ich moderację. Czyli że nie tylko obserwowało komunikację między użytkownikami, ale też ingerowało w nią w jakikolwiek sposób. Opinia biegłego oparta na mechanizmie działania Anoma mogłaby ustalić, czy system ten działa podobnie do Pegasusa oraz czy ewentualne podobieństwa przesądzają o niedopuszczalności dowodu.