Andrzej Duda podjął we wtorek wieczorem decyzję w sprawie ułaskawienia Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. Zaapelował do prokuratora generalnego o szybkie wykonanie swojego postanowienia, co miało skutkować natychmiastowym zwolnieniem z zakładów karnych obu polityków.
Skąd po kilku tygodniach prawnej i politycznej przepychanki taka nagła decyzja? Wymusił ją ruch prokuratora generalnego Adama Bodnara, który odesłał we wtorek akta sprawy Wąsika i Kamińskiego do Pałacu Prezydenckiego wraz z negatywną opinią. To odbicie piłeczki sprawiło, że prezydent nie miał już innego wyjścia. Od tego momentu tylko w jego rękach leżało, czy ułaskawić b. szefów CBA, czy też nie.
Dwa tryby ułaskawienia
Do ułaskawienia mają zastosowanie dwa tryby: prezydencki i kodeksowy. W pierwszym prezydent inicjuje cały proces. Nie musi nikogo pytać o zdanie, a jego decyzja ma charakter natychmiastowy. Prezydent zastosował ten tryb w 2015 r. w stosunku do nieprawomocnie skazanych polityków PiS. Było to kwestionowane przez ekspertów, a następnie przez sądy, stając się przyczyną kryzysu politycznego. W doktrynie prawa karnego spór o ważność tamtej decyzji ciągle trwa.
Niespełna dwa tygodnie temu Andrzej Duda, nie chcąc przyznać się do błędu, jakim byłoby ponowne zastosowanie indywidualnego prawa łaski (pierwszą decyzję uważa za wiążącą), zdecydował się na tryb kodeksowy ułaskawienia. Ten prowadzony jest na wniosek np. osób bliskich skazanym, w tym przypadku żon polityków. Tak zainicjowana procedura ułaskawienia biegnie przez prokuratora generalnego i sądy, które wcześniej skazywały. Istotne znaczenie mają opinie wydane przez te instytucje.
W przypadku PG opinia nie jest wiążąca dla prezydenta, w przypadku sądów już tak. Oznacza to, że jeżeli sędzia wydałby negatywną opinię, prezydent nie mógłby ułaskawić w tym trybie. Stąd też co do otwarcia trybu kodeksowego istniała duża niepewność co do jej finalnych skutków.