Ostatnia wiza do Katynia

„Straciliśmy Joannę” – takiego esemesa rozesłał w sobotę mecenas Dariusz Wojnar

Publikacja: 14.04.2010 04:36

Ostatnia wiza do Katynia

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Jeszcze przez trzy godziny po katastrofie w Smoleńsku najbliżsi Joanny Agackiej-Indeckiej, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, wierzyli, że nie ma jej na pokładzie prezydenckiego Tu-154. – Wizę otrzymała w ostatniej chwili, więc może poleciała Jakiem-40, którym podróżowali dziennikarze – pocieszali się.

– Nadzieja pozostawała, bo w jej komórce włączała się poczta: „Po usłyszeniu sygnału proszę zostawić wiadomość” – wspomina przyjaciółka, mecenas Hanna Gąszcz-Krupowczyk. – Mówiłam do słuchawki: „Joanna, proszę, odezwij się”.

Już się nie odezwała. Pozostawiła męża Krzysztofa Indeckiego, profesora prawa Uniwersytetu Łódzkiego, 13-letnią córkę Kasię, adwokaturę.

– Wyjazd do Katynia z prezydencką delegacją stanowi dowód gigantycznej pracy Joanny, jaką wykonała, walcząc z utrwalanym przez media stereotypem adwokata drogiego i niedostępnego dla zwykłego obywatela – podkreśla mecenas Dariusz Wojnar.

[wyimek]Tydzień przed wyjazdem konsulat rosyjski odrzucił wniosek Joanny Agackiej-Indeckiej o wizę [/wyimek]

– Doprowadziła do sytuacji, w której na ostatni nadzwyczajny zjazd adwokatury w marcu przybyli prezydent i minister sprawiedliwości, choć wywodzą się z innych obozów politycznych. Zgodnie zapewnili, że powinna zostać uszanowana niezależność i samorządowy charakter adwokatury. Było to wydarzenie bez precedensu. Nie mogę pogodzić się z tym, że sam na trzy dni przed katastrofą doradzałem jej wyjazd, mówiąc: „Gdybym miał okazję wyjazdu do Katynia, to nie wahałbym się”. Powiedziała, że nie wie, czy otrzyma wizę.

Na tydzień przed wyjazdem konsulat rosyjski odrzucił wniosek Joanny Agackiej-Indeckiej. Ale dzięki wstawiennictwu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który nie krył sympatii do pani prezes, kanałami dyplomatycznymi rozpoczęto starania o prawo wjazdu na teren Rosji. Trwały do ostatniego dnia przed odlotem, a uczestniczył w nich mecenas Stanisław Mikke, który także był pasażerem Tu-154. – W czwartek spotkałam Joannę z Kasią na zakupach w Manufakturze, nic nie powiedziała o wyjeździe – mówi mecenas Gąszcz-Krupowczyk.

Wtedy jeszcze nie wiedziała. W piątek wieczorem nie było jej na oficjalnej liście pasażerów, którą przesłała „Rz” Kancelaria Prezydenta.

Tego samego dnia wiza, zapewne ostatnia wystawiona przez konsulat dla członka delegacji, dotarła do siedziby Naczelnej Rady Adwokackiej. Pani prezes na lotnisko dotarła z Łodzi w sobotę rano samochodem. – Pojechała, bo bardzo chciała, ale takie było też oczekiwanie środowiska, dlatego zabrała nasz sztandar, aby złożyć hołd zamordowanym tam adwokatom – mówi mecenas Andrzej Zwara, prezes Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku.

Matka i mąż polecieli w niedzielę pierwszym samolotem do Moskwy, żeby rozpoznać zwłoki. Rozpoznali.

Joanna Agacka-Indecka urodziła się w 1964 roku w rodzinie lekarza i prawniczki. Zdecydowała się pójść w ślady matki, mecenas Elżbiety Agackiej-Gajdowskiej. W 1988 roku ukończyła studia na Uniwersytecie Łódzkim, gdzie przez 13 lat była asystentem Katedry Postępowania Karnego.

– W czasach studenckich chcieliśmy niezależności uczelni, więc spiskowaliśmy przeciwko komunie – wspomina mecenas Artur Kmieciak, wówczas działacz NZS. – Joanna pojawiła się na jednym z tajnych spotkań na łódzkim osiedlu akademickim i zwróciła uwagę nas wszystkich nie tylko wdziękiem i urodą, ale także inteligencją i kulturą osobistą. Wrażenie z tamtego spotkania pozostało do dziś.

Pracowała w kancelariach adwokackich w Wielkiej Brytanii i USA, tam także w Biurze Obrońców z Urzędu. Adwokatem została w 1996 r. i z czasem liczba jej obowiązków rosła: od 2003 r. uczestniczyła w pracach parlamentarnych – najpierw jako ekspert, później jako przedstawiciel samorządu adwokackiego, została kolejno wiceprezesem (2004) i prezesem (2007) Naczelnej Rady Adwokackiej.

– Z sali sądowej wychodziła jako adwokat i za pośrednictwem mejli jako prezes precyzyjnie rozsyłała zadania do pracowników rady – opowiada Gąszcz-Krupowczyk.

– Znajdowała także czas na telefon do córki.

– I na pisanie artykułów, i kursy uzupełniające z prawa międzynarodowego – dodaje mecenas Szymon Byczko.

Dariusz Wojnar zaznacza: – Za jej sprawą adwokaci mieli obowiązek doskonalenia zawodowego. Był to chyba pierwszy taki zapis w Europie. 

W lutym tego roku została powołana w skład Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego przy Ministerstwie Sprawiedliwości. – Miała jasną wizję adwokatury, tworzącej bufor pomiędzy państwem i obywatelem – opowiada Wojnar. – Adwokat miał gwarantować uczciwy proces. Dlatego nie bała się brać spraw, w których jej klienci byli skazani przez opinię publiczną, zanim rozpoczęła się rozprawa. 

W ostatnim czasie broniła byłego barona SLD Andrzeja Pęczaka, który został oskarżony o przyjęcie od lobbysty Marka Dochnala mercedesa z firankami, czy byłego prezydenta Zduńskiej Woli Zenona Rzeźniczaka, który miał przyjmować od podwładnych łapówki w zamian za posady w magistracie.

Od roku prowadziła kancelarię z mecenasem Byczką, przyjacielem ze studiów. – Kancelaria nie jest jeszcze w pełni przygotowana do pracy, brakuje mebli, ładnego wystroju. Na takie sprawy brakowało czasu, bo Joanna wolała poświęcić go klientom. Choć padała ze zmęczenia, nigdy im tego nie dała odczuć.

Chciała ubiegać się o ponowny wybór na prezesa NRA. Jak twierdzą rozmówcy „Rz”, miała ogromne szanse.

– W środowisku zdominowanym przez mężczyzn potrafiła sprawować władzę, łącząc zdecydowanie i umiejętność mediacji – zapewnia mecenas Kmieciak. – Była najlepszym prezesem w historii adwokatury.

Jeszcze przez trzy godziny po katastrofie w Smoleńsku najbliżsi Joanny Agackiej-Indeckiej, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, wierzyli, że nie ma jej na pokładzie prezydenckiego Tu-154. – Wizę otrzymała w ostatniej chwili, więc może poleciała Jakiem-40, którym podróżowali dziennikarze – pocieszali się.

– Nadzieja pozostawała, bo w jej komórce włączała się poczta: „Po usłyszeniu sygnału proszę zostawić wiadomość” – wspomina przyjaciółka, mecenas Hanna Gąszcz-Krupowczyk. – Mówiłam do słuchawki: „Joanna, proszę, odezwij się”.

Pozostało 91% artykułu
Sądy i trybunały
Po co psuć świeżą krew, czyli ostatni tegoroczni absolwenci KSSiP wciąż na lodzie
Nieruchomości
Uchwała wspólnoty musi mieć poparcie większości. Ważne rozstrzygnięcie SN
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Śmierć nastolatek w escape roomie. Jest wyrok