Irytująco długo powstawał raport o podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza, ale było warto. Dokumenty przedstawione w czwartek przez MON są porażające. To dowód kompletnego woluntaryzmu, działania wbrew prawu i interesowi państwa, skrajnego chaosu i systemowego kłamstwa realizowanego pod auspicjami rządzącej do niedawna partii, resortu i samego Macierewicza.
Antoni Macierewicz stał się zakładnikiem tezy o zamachu w Smoleńsku. Robił wszystko, by podkomisja ją potwierdziła
Trzeba być osobą złej woli, by uznać MON-wski raport za konfabulację. Dowody mówią same za siebie. Samozwańczy rzecznik zamachu robił wszystko, by zarządzana przez niego komisja potwierdzała tezę, w którą nawet w PiS nikt przytomny już nie wierzył. Macierewicz miał przy tym według MON manipulować dokumentami i faktami, łamać wszelkie reguły (w tym osłony kontrwywiadowczej) i proponować łapówkę.
Czytaj więcej
Zaprezentowane przez komisję powołaną przez Władysława Kosiniaka-Kamysza dokumenty są porażające. W innym kraju w zasadzie dożywotnio eliminowałyby z polityki.
Mam świadomość, że wszystko, co napisałem, to argumenty najcięższej wagi; ale to nie prywatna opinia, tylko logiczne wnioski płynące z przedstawionych dokumentów. Jakie były motywy dawnego bohatera KOR-owskiej opozycji i odznaczonego niedawno przez Andrzeja Dudę kawalera Orderu Orła Białego? Wydaje się, że początkowo wierzył w zamach w Smoleńsku, a potem, kiedy stało się jasne, że nie może tego dowieść, panicznie bronił swoich racji i swojej pozycji. Stał się bowiem nie tylko kapłanem kultu ofiar zamachu, ale również zakładnikiem głoszonej przez siebie teorii. Przyznanie się do porażki eliminowałoby go bowiem z polityki i życia publicznego. Wolał wybrać kłamstwo.
Dlaczego Jarosław Kaczyński godził się na hucpę w podkomisji smoleńskiej?
Pozornie trudna jest odpowiedź na inne pytanie. Jak w kategoriach logiki i elementarnej ludzkiej przyzwoitości wytłumaczyć zgodę Jarosława Kaczyńskiego na tę hucpę? Przecież miał świadomość, że działania Macierewicza to zabawa bombą z uruchomionym zapłonem, która kiedyś wybuchnie. Wyjaśnienie jest jednak proste. Kaczyński potrzebował konsolidującego część elektoratu mitu i kapłana smoleńskiej sekty, a przy tym zakładał, że dokąd PiS sprawuje władzę, kontrola matactw Macierewicza nie będzie możliwa. A kłamstwo, mimo trafiających na jego oraz Mariusza Błaszczaka biurka doniesień, mu nie przeszkadzało. Ot, taka niewinna „nadbudowa” do politycznej bazy.