Polska od lat jest na szarym końcu w Unii pod względem liczby kobiet zasiadających we władzach największych firm. Średnia ich obecność w zarządach spółek giełdowych to nieco ponad 10 proc. W Europie odsetek ten wyraźnie przekracza 16 proc.
Najwięcej kobiet, które zarządzają największymi przedsiębiorstwami, jest w Finlandii (ponad 29 proc.). Najsłabiej jest na Malcie (2,8 proc.). Z raportu, jaki przygotowała Komisja Europejska, wynika, że Polska jest w UE na 20. pozycji.
Niewiele jest też u nas kobiet, które są inwestorami giełdowymi. To zaledwie 20 proc. Między innymi dlatego resort skarbu rozpoczął kilka tygodni temu program, który ma doprowadzić do zwiększenia zainteresowania płci pięknej inwestowaniem na giełdzie.
– Chcielibyśmy zwiększyć udział kobiet wśród inwestorów indywidualnych – mówi minister skarbu Włodzimierz Karpiński.
Parytety niekonieczne
Z kolei w Parlamencie Europejskim pojawił się niedawno projekt dyrektywy, która od 2020 roku gwarantowałaby kobietom 40-proc. udział w ciałach zarządzających największych europejskich koncernów. Nie wszędzie jednak działania takie są konieczne. Kobiety uhonorowane przez „Bloomberg Businessweek Polska" są na to dowodem.