Podpisy zebrane przez komitety wyborcze są weryfikowane przez komisję wyborczą. Jeżeli danej osoby nie ma w spisie wyborców w danym okręgu lub dane są błędne, podpis uważany jest za nieważny. Dotychczas, aby mieć pewność, że podpisów nie zabraknie, wystarczyło oddać do komisji o kilkanaście–kilkadziesiąt podpisów więcej. Teraz – jak się okazuje – nawet taka „górka” nie występuje.
Z takim problemem zetknął się lokalny komitet wyborczy Wola Mieszkańców, który chciał zarejestrować listy na warszawskiej Woli. Mimo że pod każdą listą zebrano o kilkadziesiąt podpisów więcej, niż jest to wymagane przez prawo, w trzech z pięciu okręgów okazało się, że to za mało.
Czytaj więcej
Koalicja Obywatelska przedstawiła projekt przywracający możliwość głosowania korespondencyjnego. Zdaniem PKW zmiany w kodeksie powinny być szersze.
– Dużo podpisów poparcia odpadło przez fakt, że osoby podpisujące nie figurowały w rejestrze wyborczym na Woli – tłumaczy szefowa stowarzyszenia Wola Mieszkańców Aneta Skubida. – Takie przypadki zawsze się zdarzały, ale tym razem wadliwych podpisów było wyjątkowo dużo – dodaje.
Wybory samorządowe 2024. „Wyborczy turysta” wyjechał, ale nie wrócił
Jak dowiedzieli się członkowie stowarzyszenia, podczas wyborów parlamentarnych wiele osób przeniosło się do innych miejscowości poza Warszawą, by tam oddać głosy. Niestety, nie przenieśli się z powrotem, w związku z tym organizacjom, które popierają, wyrządzili niedźwiedzią przysługę.