Także z racji moich osobistych doświadczeń ratowania życia na granicy nie mogę przejść obojętnie obok braku szybkiej decyzji o zatrzymaniu pushbacków. Straż Graniczna powinna dostać sygnał, że nadal ma chronić granicę, ale osoby znalezione w lesie ze względu na stan zdrowia i sytuację humanitarną powinny być z niego wywiezione, ale nie z powrotem na pas graniczny, tylko do ośrodka lub szpitala, w zależności od stanu zdrowia. Należy przeprowadzić wobec nich legalną procedurę. Tych, którzy się znajdą po polskiej stronie, należy ochronić przed wymrożeniem. Bardzo często są to osoby, które już kiedy przekraczają granicę, są w kiepskim stanie ze względu na traktowanie ich przez służby białoruskie. Osoby, które są wypychane z polskiej strony, nie mają możliwości odejścia do hotelu czy powrotu do własnego kraju, bo białoruskie służby pędzą je pałkami z powrotem. Na końcu tej drogi niestety zdarzają się kolejne zgony. To trzeba zatrzymać. Jesteśmy cywilizowanym krajem, tu w Podlaskiem zaczyna się Unia Europejska, tu powinniśmy pokazywać standardy. Dzieci nie mogą cierpieć na granicy, bo nie pojawiły się tutaj w wyniku własnej decyzji. Jeżeli nawet dorośli pojawiają się na pograniczu oszukani czy po własnej świadomej decyzji, to jest ich błąd albo ich decyzja, natomiast dzieci nie mają na to wpływu. Powinniśmy zrobić wszystko, żeby je przed zagrożeniem życia i zdrowia chronić.
Co trzeba zrobić, żeby wykluczyć pushbacki jako procedurę stosowaną przez służby? Czy wystarczy cofnięcie rozporządzenia, które pozwalało na takie praktyki?
Rozporządzenie podpisane przez byłego ministra Mariusza Kamińskiego już wielokrotnie w wielu wyrokach sądowych zostało uznane za niezgodne z prawem polskim i międzynarodowym, a zatem wyrzucenie go z obiegu prawnego jest wręcz obligatoryjne. Służby mundurowe czekają na ten sygnał, na polecenie zatrzymania pushbacków, nie jest to żadna przyjemność ani radość, tylko sytuacja, która pozostawia ślady psychiczne również wśród służb mundurowych. Mamy również wsparcie zespołu parlamentarnego do spraw polityki migracyjnej i wszyscy mówimy, że pierwszym krokiem, szczególnie zimą, jest zatrzymanie pushbacków.
Dlaczego do tej pory to się nie wydarzyło?
Wydaje się, że to lęk przed otwarciem korytarza i pojawianiem się nowej fali uchodźców, ale ja, startując do Senatu z okręgu przygranicznego, wygrałem wybory w mocnym środowisku PiS-u, nie ukrywając tego, że byłem ratownikiem na granicy, nie ukrywając, że tę sytuację trzeba rozwiązać. A zatem jest to też jasny sygnał od mieszkańców, że chcą zakończyć sytuację, w której wciąż dowiadują się o kolejnych śmierciach na granicy. Do tej pory mamy potwierdzonych również przez SG 57 ofiar, nie wiemy o wielu innych, którzy są poszukiwani, a których nie można znaleźć ani po polskiej, ani po białoruskiej stronie.
Siedem lat jako wojewoda podlaski budowałem przejścia graniczne. Miałem świetną współpracę ze Strażą Graniczną, dlatego po tym, co wydarzyło się w Usnarzu, przez miesiąc nie mogłem uwierzyć, że cały system zarządzania kryzysowego został wyłączony, a rząd PiS podjął decyzję o siłowym rozwiązaniu. Pojawili się wtedy aktywiści, wolontariusze, którzy szli do lasu udzielać pierwszej pomocy uchodźcom. To nie była fanaberia, tylko obowiązek ratowania życia. Półtora roku spędziłem w lesie, ratując ludzi. A państwo polskie pod rządami PiS zabraniało tego. Sposób, w jaki traktowano aktywistów i organizacje pozarządowe był zdumiewający. Także miejscowi wspominali, że w czasie stanu wojennego w 1981 roku nie było takich kontroli i ograniczania praw. Te rysy zostają w człowieku.