Pod koniec października Aleksander Łukaszenko, nie zdradzając szczegółów, oznajmił, że zaproponował Polsce „plan dobrosąsiedztwa i pokoju”. Propozycję swoją adresuje nie do odchodzącej ekipy, lecz przyszłego rządu, tworzonego przez zwycięzców wyborów parlamentarnych. Na początku listopada białoruski dyktator poszedł jeszcze dalej i stwierdził, że Polacy i Białorusini „są faktycznie jednym narodem”. Następnie złożył Polsce życzenia z okazji Dnia Niepodległości i „wyciągnął przyjacielską dłoń współpracy”. A kilka dni temu szef białoruskiego MSZ Siarhej Alejnik ogłosił, że Białoruś „jest gotowa do dialogu z Polską”.
Jest agresorem
– Nie sądzę, by doszło do zmiany naszej polityki zagranicznej w stosunku do Aleksandra Łukaszenki. Nie widzę powodów, by zmieniać nastawienie do Mińska. Mamy z nim stosunki dyplomatyczne, ale przystąpił do wojny przeciw Ukrainie, niszczy polskie cmentarze i trzyma w więzieniu kilka tysięcy opozycjonistów. Nic się nie zmieniło w podejściu do Białorusi – mówi „Rz” prominentny przedstawiciel dotychczasowej opozycji.
Nasi rozmówcy w przyszłym obozie rządzącym przekonują, że nikt nie bierze pod uwagę możliwości kolejnego resetu z Mińskiem, do czego dochodziło w przeszłości. Odbierają to jako rodzaj gry Łukaszenki w jego relacjach z Rosją. Przypominają też o skazanym na osiem lat łagrów Andrzeju Poczobucie, polskim dziennikarzu i jednym z liderów prześladowanego przez reżim Związku Polaków na Białorusi. O jego uwolnienie polska dyplomacja bezskutecznie walczy od marca 2021 r.
Czytaj więcej
Wojna nad Dnieprem prędzej czy później się zakończy. Państwo Aleksandra Łukaszenki może zostać pozostawione „w prezencie” Rosji. I byłby to najgorszy z możliwych scenariuszy.
– Nie ma żadnych podstaw, by diametralnie zmieniać politykę wobec Łukaszenki. Kanały komunikacyjne zostaną utrzymane, ale nadal będzie traktowany jako agresor, również wobec Polski – mówi „Rz” jeden z czołowych przedstawicieli większości parlamentarnej.