Z okazji obchodzonego 12 listopada Międzynarodowego Dnia Solidarności z Białorusią, przedstawicielstwo Unii Europejskiej w Mińsku opublikowało oświadczenie, w którym już tradycyjnie „potępia” działania reżimu Aleksandra Łukaszenki i „współczuje” Białorusinom. Słowa poparcia płyną pod adresem już ponad 1500 więźniów politycznych, odsiadujących wieloletnie wyroki. Wielu z nich przez ostatnie trzy lata straciło zdrowie, wielu już nigdy nie będzie w stanie powrócić do poprzedniego życia. A nie brakuje też takich, jak np. Witold Aszurak, Mikoła Klimowicz czy Aleś Puszkin, którzy stracili życie za kratami i już nigdy nie zobaczą wolnej Białorusi.
Więźniowie reżimu Łukaszenki nie tracą nadziei
W zachodnich stolicach coraz rzadziej słyszymy słowa poparcia i solidarności z narodem białoruskim. Nie słychać, by któryś przywódca demokratycznego państwa lub chociaż szef MSZ wykonywał konkretne kroki ku uwolnieniu więźniów politycznych i wymieniał ich nazwiska. To nieprawda, że nic nie da się zrobić. Bo Stany Zjednoczone i Szwajcaria już dawno wyciągnęły stamtąd swoich ludzi (i to osoby z podwójnym obywatelstwem). Do uwolnienia reszty Łukaszenkę miały zmusić sankcje. Nic z tego. Wprowadzone dotychczas ograniczenia są sprytnie omijane poprzez państwa trzecie, handel dyktatora z UE nadal trwa, a część towarów z utraconych rynków przerzucono do Chin. Mińsk dzisiaj nie ma takich kłopotów finansowych, które by zmusiły go do ustępstw. Nie ma problemu z wypłatą pensji, emerytur czy zasiłków. Dlaczego miałby kogoś uwalniać?
Czytaj więcej
Szef węgierskiej dyplomacji jest pierwszym ministrem spraw zagranicznych z UE, który uścisnął dłoń Aleksandra Łukaszenki po sfałszowanych wyborach w 2020 roku i nazwał go „prezydentem”.
Aleś Bialacki, Andrzej Poczobut, Siarhej Cichanouski, Wiktar Babaryka, Maryja Kalesnikawa, Mikoła Statkiewicz, Paweł Siewiaryniec, Zmicier Daszkiewicz, Ihar i Daria Łosik, Palina Szarenda-Panasiuk i ponad tysiąc innych zakładników reżimu liczą jednak na to, że reżim nie pozostanie bezkarny i że odebrane im lata wolności nie pójdą na marne.
Na sprawiedliwość liczą też rodziny tych, którym reżim odebrał życie. 12 listopada Białoruś wspomina 31-letniego malarza Ramana Bandarenkę. Wyszedł z mieszkania, by protestować. Na osiedlowym czacie napisał jedynie: „wychodzę”. Kilka godzin później został śmiertelnie pobity przez funkcjonariuszy służb. Do dzisiaj nikt na Białorusi nie poniósł za to odpowiedzialności, tak samo jak za wiele innych śmierci. Za rządów Łukaszenki niektórzy jego przeciwnicy „zaginęli”, a niektórzy „powiesili się”.