Chartum jak nowe Mogadiszu czy Sarajewo

Wielki afrykański kraj przeradza się w krainę chaosu, głodu i śmierci.

Publikacja: 02.05.2023 03:00

30 kwietnia, chwila przerwy w walkach o Chartum, w którym wraz z przedmieściami i przylegającymi mia

30 kwietnia, chwila przerwy w walkach o Chartum, w którym wraz z przedmieściami i przylegającymi miastami mieszka 6,5 miliona ludzi

Foto: AFP

Do zagranicznych mediów długo trafiały przede wszystkim obrazy z ewakuacji tysięcy cudzoziemców, tylko do saudyjskiej Dżuddy po drugiej stronie Morza Czerwonego do niedzieli dotarło na statkach 5 tysięcy ludzi. Ewakuację wywołała rozpoczęta 15 kwietnia wojna o władzę między dwoma najważniejszymi sudańskimi generałami. Teraz pojawiły się zdjęcia i filmy z tworzonych naprędce punktów pomocy dla uchodźców w krajach sąsiednich, do których ruszyli masowo zwykli Sudańczycy.

Wciąż mało jest obrazów z samego Sudanu. Jeden z uciekinierów opowiadał: „na ulicach Chartumu leżą ciała, czuć trupi zapach”. Brakuje wody, żywności, są kłopoty z elektrycznością, ropą. Szerzą się cholera i inne choroby.

Czytaj więcej

Sudan. Kraina dwóch armii płonie

Jak mówił katarskiej telewizji Al-Dżazira sudański dziennikarz z Chartumu Mohamed Alamin Ahmed, ludzie chcą się wydostać ze stolicy nie tylko dlatego, że panuje tam katastrofa humanitarna i nie tylko dlatego, że bomby spadają im na głowy w wyniku ostrzałów i nalotów, ale także dlatego, że są napadani i okradani na ulicach, a także we własnych domach.

Napady, ostrzały utrudniają pomoc humanitarną. Kilku pracowników organizacji humanitarnych zginęło, a ośrodki pomocy i biura organizacji były plądrowane. W niedzielę do Portu Sudan nad Morzem Czerwonym dotarły co prawda kontenery z pomocą humanitarną od Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), ale nie wiadomo było, jak je rozładować i dostarczyć ładunek potrzebującym.

Czytaj więcej

Kto może, ten ucieka z Sudanu

ONZ, UE, USA, kraje arabskie i afrykańskie mnożą inicjatywy pokojowe, ich przedstawiciele krążą w regionie i próbują się kontaktować z walczącymi o władzę generałami. Co czasem się udaje, ale nie wpływa na zamiary Abd al-Fataha Burhana, dowódcy armii sudańskiej, i Mohameda Hamdana Dagalo, dowódcy sił paramilitarnych RSF. Obaj widzą się w roli nowego przywódcy, czyli nowego dyktatora. Poprzedniego rządzącego przez trzy dekady Omara Baszira, ściganego przez Międzynarodowy Trybunał Karny, pomogli obalić w 2019 r., kiedy przez kraj przetaczała się opóźniona wobec innych krajów arabskich rewolucja.

Obaj stali ostatnio na czele Rady Suwerennej (Burhan jako szef, Dagalo – wice), która miała przeprowadzić kraj do wolnych wyborów i demokracji. W Radzie byli też cywile, ale nigdy nie uzyskali obiecywanego decydującego głosu, a potem wojskowi się ich pozbyli.

Generałowie godzą się teraz najwyżej na przerwanie ognia w celu umożliwienia ewakuacji, zazwyczaj na trzy dni, ale nie na zakończenie walk. I wciąż stawiają sobie wzajem warunki nie do spełnienia. Rozejmy są zresztą łamane.

46-milionowy Sudan popada w chaos w zastraszającym tempie. – Skala i szybkość wydarzeń jest bezprecedensowa – mówił w niedzielę rzecznik sekretarza generalnego ONZ Stéphane Dujarric. A Sudan jest kluczowym krajem dla stabilności w całym regionie, jednym z najmniej bezpiecznych na świecie.

– Zaraz może być gorzej, niż w było w Libii czy Syrii – przestrzegał, cytowany przez brytyjską BBC, Abdalla Hamdok, który był premierem po obaleniu Baszira. Jego rząd nigdy nie miał wiele do powiedzenia, a w październiku 2021 r. wojskowi przeprowadzili pucz i aresztowali dziesiątki cywilnych polityków, w tym Hamdoka. Potem pozwolili mu jeszcze trochę poudawać premiera, ale podał się do dymisji na początku 2022 r., gdy tysiące Sudańczyków wyszły na ulice, protestując przeciwko dominacji wojskowych i domagając się przekazania władzy w ręce ludu. Hamdok w ostatnim przemówieniu ogłosił, że kraj osuwa się ku katastrofie i nie wiadomo, czy przetrwa. Zabrzmiało jak proroctwo.

Specjalna przedstawicielka UE ds. Rogu Afryki Annette Weber w wywiadzie dla „Der Spiegel” porównała sytuację w Chartumie do tego, co świat obserwował trzy dekady temu w Sarajewie i Mogadiszu. Czyli desperackie próby dostarczenia pomocy humanitarnej w czasie wojny domowej.

Według oficjalnych danych do niedzieli zginęło w Sudanie ponad 500 osób. Ale ofiar śmiertelnych jest zapewne dużo więcej, trudno je zliczyć, wiele szpitali i kostnic zamknięto, a łączność jest bardzo ograniczona.

Do zagranicznych mediów długo trafiały przede wszystkim obrazy z ewakuacji tysięcy cudzoziemców, tylko do saudyjskiej Dżuddy po drugiej stronie Morza Czerwonego do niedzieli dotarło na statkach 5 tysięcy ludzi. Ewakuację wywołała rozpoczęta 15 kwietnia wojna o władzę między dwoma najważniejszymi sudańskimi generałami. Teraz pojawiły się zdjęcia i filmy z tworzonych naprędce punktów pomocy dla uchodźców w krajach sąsiednich, do których ruszyli masowo zwykli Sudańczycy.

Pozostało 88% artykułu
Polityka
Koalicja skrajnych partii na wschodzie Niemiec? AfD mówi o zdradzie ideałów
Polityka
Von der Leyen i wąski krąg władzy
Polityka
Donald Trump zmienia plany. Nie dojdzie do spotkania z Andrzejem Dudą
Polityka
Wybory prezydenckie w USA. Grupa republikanów: Trump nie nadaje się na prezydenta
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Polityka
Izrael twierdzi, że Iran chciał dokonać zamachu na Beniamina Netanjahu