Hiszpania zdawała się w zasięgu Polski. Jeśli wierzyć MFW, w tym roku dochód na mieszkańca z uwzględnieniem realnej siły nabywczej walut narodowych wyniesie tu 49,4 tys. dol. wobec 45,3 tys. w Polsce. Jednak po latach wyraźnego zmniejszania się dystansu między oboma krajami, znów zaczyna on rosnąć. Podczas gdy „The Economist” przewiduje w tym roku wzrost polskiej gospodarki o 0,7 proc., dla Hiszpanii rysują dwukrotnie lepsze (1,4 proc.) prognozy.
W szczególności królestwo notuje dziś najniższą (3,3 proc.) inflację w Unii. Tempo wzrostu cen w Polsce (16,2 proc.) jest z innej planety.
Po części to efekt niepomiernie mniejszego uzależnienia Hiszpanii przed wybuchem wojny w Ukrainie od importu rosyjskich nośników energii: kraj leży na drugim końcu Europy. Jednak rząd Sancheza umiejętnie potrafił też ograniczyć wzrost cen dzięki subwencjom do takich usług publicznych jak transport. I obniżył VAT na produkty żywnościowe pierwszej potrzeby. Królestwo stało się także potęgą w energii odnawialnej, w szczególności wiatrowej. Zaspokaja ona już blisko połowę potrzeb kraju.
Czytaj więcej
W 2030 roku dochód na mieszkańca w Polsce będzie wyższy od tego w Zjednoczonym Królestwie - ostrzegł w czasie przemówienia w Londynie lider Partii Pracy Sir Keir Starmer.
Pod kierunkiem wicepremier i minister pracy Yolandy Diaz rząd odniósł istotny sukces na rynku pracy. W kraju, gdzie bezrobocie jest tradycyjne najwyższe w UE poza Grecją, udało się tylko w ub.r. ograniczyć o 1,2 mln kontrakty na czas określony i stworzyć 1,6 mln na czas nieokreślony. To jeden z najważniejszych sposobów ograniczenia prekariatu w młodszym pokoleniu.