Zaskakująco ostrożnie Bruksela reaguje na decyzję Polski i kolejnych państw graniczących z Ukrainą o zakazie importu ukraińskich produktów rolnych. Tak oficjalnie, ustami rzeczników prasowych KE, jak i nieoficjalnie, poprzez wypowiedzi wysokich rangą dyplomatów, zaleca ostrożność i nawołuje do dialogu.
– Jest problem: zboże zostaje w krajach UE, trzeba się temu przyjrzeć. Zgłaszały go wcześniej na posiedzeniu Rady Europejskiej Polska, także Słowacja czy Rumunia – mówi nieoficjalnie unijny dyplomata. I zastanawia się, czy odszkodowania dla rolników, które zaproponowała wcześniej KE – na razie na kwotę 56 mln euro – są wystarczające. Komisja przekonuje jednak, że państwa nie powinny podejmować jednostronnych decyzji w sprawie obostrzeń handlowych. Ociąga się jednak z oceną, czy Polska łamie prawo UE. – Analizujemy sytuację, pytamy o podstawę prawną – mówi rzeczniczka KE Miriam Garcia Ferrer.
Oko półprzymknięte
Dla eksperta w dziedzinie polityki handlowej UE sprawa jest jednoznaczna: Polska łamie unijne prawo. – Istnieje ogólne rozporządzenie w sprawie importu, które dopuszcza zastosowanie przez państwa członkowskie jednostronnych ograniczeń – mówi David Kleimann, ekspert think tanku Bruegel. Wskazuje na artykuł 24 tego aktu prawnego, który przewiduje możliwość wprowadzenia zakazów, ograniczeń ilościowych lub środków nadzoru „ze względów moralności publicznej, porządku publicznego lub bezpieczeństwa publicznego, ochrony zdrowia i życia ludzi, zwierząt lub roślin, ochrony narodowych dóbr kultury o wartości artystycznej, historycznej lub archeologicznej lub ochrony własności przemysłowej i handlowej”. – Unijny sąd interpretował w przeszłości ten artykuł dość wąsko i nie wydaje się, żeby sam fakt spadku cen zboża wypełniał kryteria umożliwiające zastosowanie ograniczeń – dodaje.
Czytaj więcej
„Polski rząd wprowadzając zakaz importu produktów rolno – spożywczych z Ukrainy złamał prawo obowiązujące w Unii Europejskiej” – mówi Anna Słojewska, korespondentka „Rzeczpospolitej” w Brukseli w rozmowie z Cezarym Szymankiem.
Według niego powodem nie może też być „chęć ochrony przed negatywnymi nastrojami wobec rządu wśród rolników”. – To nie jest kwestia porządku publicznego – ocenia.