Na ten temat od dawna w niemieckich mediach trwają ożywione spekulacje. Tymczasem w trzech partiach rządowej koalicji toczą się zakulisowe rozgrywki personalne. Zwłaszcza w SPD, której członkowie zajęci są obecnie głosowaniem w wiążącym władze partyjne referendum na temat aprobaty lub odrzucenia liczącej 179 stron umowy koalicyjnej.
Z rozgrywki wypadł już Martin Schulz, niedawna nadzieja socjaldemokratów. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, że nie będzie członkiem rządu Angeli Merkel, zapragnął jednak objąć stanowisko szefa dyplomacji. Jest nim obecnie Sigmar Gabriel, były przewodniczący SPD. Sprzeciwił się stanowczo planom Schulza. Awantura ta przypieczętowała los Schulza. Nie znaczy to jednak, że Gabriel zachowa swe stanowisko.
– Nie czas obecnie na prowadzenie własnej kampanii – skarciła Gabriela Andrea Nahles, komisaryczna przewodnicząca SPD. – Szefem dyplomacji musi być doświadczony polityk, co nie znaczy, że musi to być Sigmar Gabriel – odpowiedział sam wezwany do tablicy. Pani Nahles uznała, że na monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa afiszował się ponad miarę ze swoim sukcesem w postaci uwolnienia Deniza Yücela, dziennikarza „Die Welt”, który w tureckim więzieniu spędził cały rok oskarżony o „propagandę terroru”.
Jak pisze „Die Zeit”, niewykluczone, że Gabriel pożegna się z polityką i postara się o stanowisko w biznesie. Tak jak jego były szef, kanclerz Gerhard Schröder, który jest obecnie szefem rady dyrektorów Rosnieftu.
Tak czy owak Gabriel nie będzie wicekanclerzem w rządzie Merkel. Funkcja ta przypaść ma Olafowi Scholzowi, obecnemu burmistrzowi Hamburga, który ma zostać ministrem finansów. Wyłuskanie tego resortu z gestii CDU jest bodajże największym sukcesem SPD.