Tematyka ekologii i walki o klimat już od dłuższego czasu nadaje kierunek polityce europejskiej, przenika popkulturę i zaprząta głowy zarówno jej zwolenników, jak i osób sceptycznie czy wręcz wrogo do niej nastawionych. A jest się nad czym głowić, bo w dyskusji tej przecinają się wątki moralne, wskazujące na nasze zobowiązania wobec planety, klimatu tudzież przyszłych pokoleń, z ekonomicznymi i gospodarczymi, politycznymi i społecznymi. Trudności wynikają więc nie tylko z powodów światopoglądowych, jak niektórzy mogliby chcieć to widzieć, ale ze złożoności zagadnienia, ważenia argumentów z różnych dziedzin wiedzy, gdzie niepodobna być ekspertem w nich wszystkich. To z kolei pozwala regularnie eliminować z dyskusji argumenty niepożądane poprzez podważenie kompetencji strony polemizującej.
Wydaje się jednak, że nawet w sytuacji zupełnie nieprawdopodobnego dziś pogodzenia stanowisk w kwestii zmian klimatycznych, gdybyśmy, dajmy na to, uzgodnili, że te są niepokojące, a ich przyczyną jest działalność człowieka, to dyskusji by to nie zakończyło. Z tego bowiem, że klimat się zmienia, nie wynikają jeszcze żadne nasze wobec niego zobowiązania. Być może wszelką dyskusję należałoby wobec tego rozpocząć od odpowiedzi na pytanie, dlaczego mielibyśmy podejmować działania w obliczu zmieniającego się klimatu?
Czytaj więcej
To pytanie wszyscy słyszeliśmy już nieraz: dlaczego dzieci przymusza się do czytania tak długich, trudnych, a w dodatku nudnych książek? Zupełnie tak, jakby naczelne zadanie szkoły polegało na dostarczaniu przyjemnej, łatwej, bezstresowej rozrywki, a nie na edukowaniu, uwrażliwianiu na wartości, kształtowaniu charakteru.
Komu opłaca się ekologia?
Najczęściej stajemy w obliczu dyskusji czy debaty, gdzie natrafiamy właśnie na argumenty zupełnie do siebie nieprzystające; gdzie na nawoływania do realizowania naszych zobowiązań moralnych wobec planety odpowiada się komplikacjami gospodarczymi, konkretniej, że się nam to nie opłaca (przykład mogłaby stanowić tu argumenty formułowane przez Patryka Jakiego i dr. Grzegorza Chociana podczas debaty na temat Zielonego Ładu, która odbyła się przed kilkoma miesiącami na Kanale Zero). W tym miejscu muszą się pogubić osoby nawet najbardziej moralnie oporne, jako że ciśnie się na usta pytanie, od kiedy to, co moralnie słuszne, musi się opłacać. Czy politycy tak chętnie nobilitujący tu kwestie ekonomiczne równie ochoczo przystaliby na uprawomocnienie eutanazji pod naciskiem argumentów, że niektórych pacjentów szpitalom nie opłaca się utrzymywać przy życiu? Na podstawie uproszczonej na potrzeby mediów czy potencjalnych wyborców debaty łatwo o pochopne wnioski.
Na argumenty ekonomiczne powołują się zresztą nie tylko tzw. klimatyczni negacjoniści (ang. „climate denier”). Mikołaj Drożała z Ministerstwa Klimatu i Środowiska podczas rozmowy z Łukaszem Warzechą („Super Ring”) starał się przekonywać, że obecne wydatki związane z ratowaniem klimatu mają charakter inwestycji, a więc, że w ostatecznym rozrachunku przyniosą one zyski (niestety, nie był w stanie sprecyzować, kiedy owych zysków możemy się spodziewać ani jaka będzie ich wysokość).