Maciej Kuziemski: Filantropia może pomóc demokracji

Dla nestorów polskiego biznesu filantropia nie była pierwszym obszarem zainteresowania, miała charakter przypadkowy lub reaktywny. Koncentrowano się na zysku i budowie majątku - mówi Maciej Kuziemski, prezes Fundacji PKO Banku Polskiego oraz współzałożyciel Philantropy for Impact.

Publikacja: 25.10.2024 14:40

Maciej Kuziemski: Filantropia może pomóc demokracji

Foto: materiały prasowe

Lubi pan obserwować spektakularne, medialnie komentowane sukcesje?

Niespecjalnie mnie to zajmuje, ale widzę, że sukcesje w polskim biznesie zaczynają być coraz istotniejszym tematem, bo od 100 czy 200 lat odbywają się po raz pierwszy w kontekście demokratycznego państwa prawa. Doświadczyliśmy zaborów, dwóch wojen światowych i PRL-u, więc przerwane zostały procesy akumulacji kapitału, które dla innych państw Zachodu są naturalne. Gdy rozmawiamy z przedstawicielami biznesu, dajmy na to ze Szwecji, to słyszymy: „problemy zaczynają się w piątym pokoleniu”. Życzę nam takich problemów. Nas dziś bardziej interesuje to, jak przebiega proces sukcesji między pierwszą a drugą generacją, bo w tym momencie się znajdujemy.

To trudny proces?

Jest to dla nas nowe, zatem niestety nie mamy doświadczeń z pierwszej ręki w przeprowadzaniu sukcesji. Jednocześnie nie jesteśmy już tak chętni, żeby bezrefleksyjnie kopiować schematy z Europy Zachodniej, bo – po pierwsze – często te przykłady wielopokoleniowych sukcesji są niekompatybilne z naszym etapem rozwoju rynku czy kontekstem kulturowym, a po drugie dorośliśmy już do etapu, na którym kopiowanie nie jest dla nas atrakcyjne.

Dlaczego?

Trochę to kwestia ambicji, a trochę autonomii. W polikryzysie, w którym się obecnie znajdujemy, świat na tyle szybko się zmienia, nie ma gwarancji, że recepty z wczoraj będą aktualne jutro. Mamy poczucie, że wzorce, w które byliśmy wpatrzeni, często są już zdezaktualizowane.

Czytaj więcej

Ignacy Dudkiewicz: Gdy będzie mniej wiernych i pieniędzy, Kościół się zmieni

Bo Polska jest w zupełnie innym miejscu?

Mamy do czynienia z biznesmenami, którzy zrobili swoje kariery na przełomie lat 80. i 90., stworzyli często duże, globalne przedsiębiorstwa, a w tej dekadzie będą u schyłku swojej drogi zawodowej i zastanawiają się, co ze zbudowanymi firmami zrobić. Sprzedać? Przekazać je swoim dzieciom? Te z kolei dorastały już w zupełnie innym świecie, który rządzi się innymi wartościami. Podróżowanie po Europie bez paszportu jest czymś więcej niż oczywistością, rynki są znacznie bardziej zintegrowane. To naturalne, że w sukcesje biznesowe wpisany jest konflikt. Młodzi, doskonale wyedukowani obywatele świata ścierają się z wizją swoich matek i ojców budujących firmy w trudnych czasach transformacji ustrojowej i rodzącego się, brutalnego kapitalizmu. Zależy im na innych sprawach.

Które z nich budzą największe konflikty?

Z badań jasno wynika, że generacja Z ma znacząco inne podejście do rynku pracy, do work-life balance i w odmienny sposób postrzega swoje obowiązki wobec społeczeństwa czy świata natury. Każde pokolenie musi się zbuntować. Właściwie co dekadę obserwujemy nowy ruch społeczny, który organizuje zbiorową wyobraźnię. To odświeżający bezpiecznik dla systemu, bo dzięki buntowi dajemy upust temu, co akurat w społeczeństwie rezonuje. Ma to mniej lub bardziej estetyczny wymiar, ale koniec końców tego potrzebujemy.

A jak ta panorama społeczna ma się do filantropii? To materia nierzadko pomijana w kontekście biznesu, a panu – jako współzałożycielowi projektu Philantropy for Impact – szczególnie bliska.

Kilka lat temu Edukacyjna Fundacja im. Romana Czerneckiego zrobiła badanie wśród osób zamożnych, z którego wynika dość zaskakujący wachlarz postaw. Gdyby jednak wyjąć ten wątek z kontekstu sukcesji, to trzeba powiedzieć, że Polska generalnie skazana jest na międzypokoleniowy spór. Mój ulubiony bułgarski myśliciel Iwan Krastew twierdzi, że młodzi, którzy dziś wchodzą na rynek pracy, po pierwsze – co oczywiste – nie mają lekko, ale przede wszystkim jest ich za mało, żeby osiągnąć coś w ramach demokratycznej polityki parlamentarnej. Stąd popularność ruchów ulicznych takich jak Fridays for the Future. My oczywiście rozmawiamy o wycinku tej grupy, czyli osobach bardzo zamożnych, ale sądzę, że błędem byłoby myśleć, że ze względu na status materialny tym osobom przyświecają znacząco inne wartości niż ich mniej zasobnym rówieśnikom.

Według badania Fundacji EFC, które pan przywołał, to filantropia jest czymś, co pomaga podtrzymywać więzi rodzinne i przygotowywać kolejne pokolenie do sukcesji. Z czego to wynika?

To dobra platforma do dialogu międzypokoleniowego i integracji członków rodziny – w tym potencjalnych sukcesorów – wokół jakichś ważnych wartości. Niestety w Polsce filantropia wciąż jest traktowana po macoszemu, jako coś mniej ważnego i wymagającego mniejszego namysłu niż działalność stricte biznesowa. Być może to mądrość etapu, w którym się znajdujemy.

A czy to traktowanie działalności społecznej po macoszemu również nie jest kwestią pokoleniową? Badania podpowiadają, że młodzi rzadziej oddzielają biznes od filantropii.

Ilu sukcesorów, tyle odpowiedzi. Jeśli jednak chodzi o trend, to widzę, że zetki i milenialsi starają się doprowadzić do tego, by ich biznes – a nie tylko działalność społeczna – był zbieżny z wartościami, na których im zależy. W tym sensie filantropia staje się jednym z wielu działań, które z założenia mają być etyczne i wspierające zrównoważony rozwój. To pewne novum – nie rozgraniczamy biznesu i filantropii, bo nie widzimy powodów, dla których jedną ręką mielibyśmy robić coś szkodliwego, a drugą – pożytecznego.

Czy to w ogóle możliwe?

To pytanie filozoficzne. Sądzę, że po owocach – efektach tej strategii – ich poznamy. Trudno abstrahować od konkretnego polskiego kontekstu. Przeszliśmy w ostatnich latach długą drogę reintegracji ze strukturami Zachodu i jesteśmy już innym rynkiem. Podlegamy innym wymaganiom regulacyjnym, zmieniają się oczekiwania konsumentów. Wraz z tą profesjonalizacją przekształcają się też zasady budowania biznesu i działalności wokół niego.

A jak kiedyś myślano o filantropii?

Dla nestorów polskiego biznesu filantropia nie była pierwszym obszarem zainteresowania. Musimy pamiętać, że mówimy o warunkach rodzącego się kapitalizmu, gdy duże firmy dopiero powstawały. Ludzie pracowali znacznie ciężej niż dziś i skupiali się przede wszystkim na zysku i budowie majątku. Tamta filantropia miała charakter raczej przypadkowy lub reaktywny.

To po co dziś bogatym ludziom filantropia? Poza ułatwianiem sukcesji.

Motywacji jest wiele. Gdyby przyjrzeć się etymologii tego słowa – wzięło się ono od greckiego „umiłowania ludzi” – to odpowiedzią, która od razu się nasuwa, jest po prostu altruizm. Dla firm filantropia to też sposób na projektowanie wartości, które chcą promować, na kształtowanie swojego otoczenia, wpływanie na interesariuszy, wspieranie demokracji i – rzecz jasna – rozwiązywanie problemów cywilizacyjnych, które dotyczą danej branży. Na poziomie osób indywidualnych ma ona znaczenie bardziej osobiste – nadaje głębię i sens naszemu istnieniu. Warto podkreślać ten sposób myślenia, bo mądra filantropia nie jest działaniem ad hoc, a długoterminowym wyborem, w który angażujemy różne rodzaje naszego kapitału – finansowy, relacyjny, intelektualny.

Mamy jakieś dobre przykłady tego typu z Polski?

Oczywiście. Chociażby wspomniana już Edukacyjna Fundacja im. Romana Czerneckiego. Andrzej Czernecki, biznesmen, który w latach 90. odnosił ogromne sukcesy, zbudował globalną firmę i gdy sprzedawał ją funduszowi inwestycyjnemu, postanowił powołać fundację ze sporym kapitałem żelaznym. To dobra praktyka pokazująca, jak budować długoterminową filantropię, bo tym samym na długie lata zabezpieczył przyszłość i misję tej organizacji, którą dziś kontynuuje kolejne pokolenie Czerneckich. Ten awangardowy ruch polski biznesmen wykonał na rok przed ogłoszeniem przez Warrena Buffetta i Billa Gatesa organizacji Giving Pledge, namawiającej przedsiębiorców do przekazywania na filantropię większości swoich zasobów.

A gdzie w tym wszystkim PR? Ktoś mógłby powiedzieć, że tak naprawdę chodzi w dużej mierze o promocję swojego wizerunku.

Jest to oczywiście jeden z zarzutów, który formułuje Anand Giridharadas w książce „Winner Takes All: The Elite Charade of Changing the World”. Zarzuca on filantropom, że tak naprawdę starają się petryfikować status quo i pogłębiają nierówności. Polska to akurat taki przypadek, gdzie majątków i sukcesji było tak niewiele, że nie doszliśmy na poważnie do tego typu dyskusji. Jeśliby jednak przenieść naszą rozmowę na grunt amerykański, to zarzuty te byłyby jak najbardziej zasadne, bo tam nieprzerwana akumulacja kapitału spowodowała tworzenie się gigantycznych majątków, które mają wpływ wykraczający poza kontrakt społeczny. Mówię tu na przykład o kształtowaniu świata polityki. W dużej mierze opiera się on na rywalizacji kapitału.

Ale przed chwilą powiedział pan, że filantropia może przysłużyć się demokracji. Więc jak to właściwie jest?

Filantropia jako wspieranie społecznie ważnych celów ma dwa wymiary. Po pierwsze, to część społeczeństwa obywatelskiego. Często mówiąc o społeczeństwie obywatelskim, redukujemy je do tradycyjnych organizacji non profit, ale filantropia to druga strona tej samej monety. Po drugie, to swoisty bezpiecznik demokracji. W krajach, w których państwo skręca w niebezpieczną, autorytarną stronę, to obywatele i sektor prywatny mogą sprawić, że społeczeństwo dzięki samoorganizacji tę sytuację przetrwa. Mam tu na myśli szeroki katalog spraw: od wolnych mediów, przez prawa mniejszości, po praworządność.

Wyobraźmy sobie zatem, że odziedziczyliśmy duży kapitał i chcielibyśmy w jakiś sposób przysłużyć się społeczeństwu. Jak się do tego zabrać?

Po pierwsze, należy zastanowić się, jaki cel jest dla danej osoby najważniejszy. Mądra filantropia to taka, która działa długofalowo i systemowo, więc aby nie stracić zapału, kluczowe jest, by poszukać motywacji w głębi siebie. Po drugie, istotne jest budowanie relacji partnerskich z organizacjami sektora społecznego, które mają know-how. Często się zdarza, że osoby zamożne tej drogi nie wybierają. Część z nich zamiast rozejrzeć się po rynku i sprawdzić, które organizacje działają najskuteczniej w odpowiedzi na wybrany problem, powołuje własny program. Efekt jest taki, że pozbawia to finansowania organizacji eksperckich, które mają często lepsze rozpoznanie, recepty i większe doświadczenie.

Filantropia równa się zmianie systemowej? Czy nie jest tak, że czymś takim powinno zajmować się państwo?

Mądra, przemyślana filantropia nie ma na celu zastąpienia państwa. Ona ma wypełniać luki w tych miejscach, w których państwo nie może albo nie potrafi działać. Podam przykład. Grupa czeskich filantropów zastanawiała się nad tym, jak zreformować tamtejszy system edukacji. Zamiast tego, co robili dotychczas – punktowego finansowania organizacji działających w kilku regionach – skrzyknęli się, żeby zamówić kompleksowe badanie i ocenić zalecenia ekspertów, przeprowadzając pilotaż w jednym z regionów. Po kilku miesiącach, gdy okazało się, że to dobre rozwiązania, poszli z wynikami do administracji publicznej, by rząd mógł efekty ich pracy wdrożyć w życie. To model, do którego powinniśmy dążyć również w Polsce. Prywatny kapitał może i powinien podejmować ryzyko i eksperymentować w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego.

Czytaj więcej

Tobiasz Bocheński: Jarosław Kaczyński w ciągu najbliższych 10 lat odejdzie z polityki

Jak do tej pory postrzegano w Polsce filantropię?

Jesteśmy w momencie dużej zmiany. Polska to nie samotna wyspa, więc to, co dzieje się u nas, jest funkcją okoliczności ekonomicznych i geopolitycznych. Definicje terminów, o których rozmawiamy, kształtują się na nowo i trudno jest powiedzieć, co znajduje się po drugiej stronie, czyli jak – jako społeczeństwa – wybrniemy z tych transformacji i kryzysów, których doświadczamy. Myślę, że dziś filantropia kojarzy się głównie jako obszar, który jest domeną dużego kapitału, a więc nie dotyczy szarego człowieka. Jest tu pewna praca do wykonania, żeby pokazać, że wszyscy możemy mieć w niej swój udział. Oczywiście to pierwsze skojarzenie z dużym kapitałem nie jest bezpodstawne, ale mamy różne rodzaje kapitału, nie tylko finansowe. Jest kapitał relacyjny, intelektualny, umiejętności. Myślę, że w tym kierunku będziemy zmierzali.

To znaczy?

Po jednej stronie mamy silnie transakcyjne myślenie o filantropii, w którym jest majętny człowiek, wspierający jakiś cel, żeby połechtać własne ego. Namawiam, by od takiego myślenia odchodzić. Mądra filantropia to długoterminowa, głęboka i partnerska relacja z celem, na który przeznaczamy nasze zasoby.

To konkretnie – jakie trendy królują teraz w filantropii?

Na pewno współpraca. I to nie tylko w takim sensie, o jakim już powiedziałem, czyli na linii darczyńca–cel, ale także pomiędzy darczyńcami. Po latach samodzielnej działalności część filantropów orientuje się, że przecież nie jest w tym sama i kombinacja kolektywnych aktywności może być dużo skuteczniejsza. Zaczynają powstawać wspólne fundusze (pooled funds), w ramach których wiele podmiotów zainteresowanych daną materią zaczyna wspólnie finansować swoje cele. Efekt tego jest nie tylko taki, że środków jest więcej, ale również rozpoznanie rynku okazuje się głębsze. Darczyńcy uczą się od siebie nawzajem i koncentrują swoje wsparcie dużo lepiej. Dobrym przykładem takiego działania jest Fundusz Polskich Organizacji Pozarządowych (POP Fund), którego darczyńcą jesteśmy jako Fundacja PKO Banku Polskiego.

Coś jeszcze?

W Polsce się to jeszcze wprawdzie nie pojawiło, ale w krajach zachodniej Europy coraz głośniej mówi się o tzw. participatory grantmaking, czyli o finansowaniu, które głęboko włącza w proces beneficjentów. W skrajnej wersji tego zjawiska właściciel kapitału może w ogóle nie mieć wpływu na to, jak jego środki będą dystrybuowane – poza wskazaniem obszaru, który jest dla niego ważny. Znanym przykładem z Austrii jest Marlene Engelhorn, spadkobierczyni firmy chemicznej, która postanowiła dużą część swojego majątku przekazać organizacjom pozarządowym i aktywistom, dając im przestrzeń na samodzielne rozdzielenie środków.

Co pan o tym sądzi? To optymalne rozwiązanie?

Brzmi radykalnie i wydaje mi się, że w polskich warunkach wciąż dorabiającego się społeczeństwa budziłoby dużo zdziwienia. Trzeba się zastanowić, jakie motywacje są podglebiem tego rodzaju myślenia. W USA i części zachodniej Europy jest ono spowodowane poczuciem winy za rażące niesprawiedliwości, takie jak rasizm czy kolonializm.

Zatem jakie obszary najczęściej wspierają polscy filantropi?

Tradycyjnie polska filantropia była silnie zaangażowana w potrzeby zdrowotne osób indywidualnych czy edukację, co z pewnością jest odzwierciedleniem tego, że te dziedziny są strategicznie niedofinansowane przez państwo i dla każdego rządu są jak tykająca bomba.

W takim razie chyba powinniśmy oczekiwać wyższych nakładów budżetowych, a nie pieniędzy od bogatych?

Wielkie transformacje, przez które przechodzimy, powodują, że nie da się tak dużych obszarów zrzucić wyłącznie na administrację publiczną. Filantropia może być elastycznym, szybkim i eksperymentującym narzędziem finansowania, który pozwala podejmować ryzyko, szukać rozwiązań i następnie wdrażać je razem z państwem. Najdojrzalsze środowiska filantropijne inwestują w obszary, które w oczywisty sposób nie pokażą rezultatów w ciągu kilku miesięcy czy roku, a potrzebują czasu.

Czytaj więcej

Aleksander Szymański: Skupianie się na Hamasie odwraca uwagę od sedna konfliktu

Na przykład?

Jednym z takim obszarów jest zdrowie psychiczne, np. w formie dbania o to, by młodzi wchodzili w dorosłość w jak najlepszym stanie, chronieni przed zagrożeniami, które czekają na nich w świecie cyfrowym. Ale mówimy tu także o ekologii i transformacji energetycznej. Skala wyzwania może przerażać, ale coraz więcej osób i organizacji czuje potrzebę inwestowania, tak byśmy przetrwali jako gatunek i dostosowali nasz styl życia do sygnałów, które wysyła nam natura. Nie możemy dłużej przerzucać całego ciężaru na samych konsumentów i oczekiwać, że problemy znikną, jeśli przestaniemy używać plastikowych słomek. Tu sektor prywatny ma ogromną rolę do odegrania – promując postawy wśród pracowników czy dostosowując swoje łańcuchy dostaw.

Filantropi są obarczeni odpowiedzialnością za przeprowadzenie społeczeństwa przez te kryzysy?

Na pewno na osobach o wysokim kapitale ciąży proporcjonalnie duża odpowiedzialność. Filantropi zdają sobie sprawę z tego, że ich pozycja jest uprzywilejowana. Ważny jest też kontekst kulturowy. W Stanach Zjednoczonych nie do pomyślenia jest, żeby być osobą majętną i nie finansować celów, które są ważne dla społeczności, w której się żyje. W Polsce jesteśmy w innym miejscu – z dobrych i złych powodów. Ze złych, bo nie mieliśmy pokoleniowej akumulacji kapitału, więc i rozwiniętej kultury filantropii, ale dobra strona jest taka, że cały czas mamy funkcjonujące państwo, które zaspokaja bardzo dużą część potrzeb społecznych.

To summa summarum – jaka będzie przyszłość filantropii w Polsce?

Ja jestem z natury optymistą, więc chciałbym myśleć, że idziemy w dobrym kierunku. Jesteśmy na takim etapie, gdzie jeszcze dużo dobrego i niedobrego może się wydarzyć, bo kultura filantropijna nadal się u nas kształtuje, ale jako społeczeństwo ze wspaniałymi tradycjami samoorganizacji mamy wszelkie predyspozycje ku temu, by mądrze ją rozwijać.

Lubi pan obserwować spektakularne, medialnie komentowane sukcesje?

Niespecjalnie mnie to zajmuje, ale widzę, że sukcesje w polskim biznesie zaczynają być coraz istotniejszym tematem, bo od 100 czy 200 lat odbywają się po raz pierwszy w kontekście demokratycznego państwa prawa. Doświadczyliśmy zaborów, dwóch wojen światowych i PRL-u, więc przerwane zostały procesy akumulacji kapitału, które dla innych państw Zachodu są naturalne. Gdy rozmawiamy z przedstawicielami biznesu, dajmy na to ze Szwecji, to słyszymy: „problemy zaczynają się w piątym pokoleniu”. Życzę nam takich problemów. Nas dziś bardziej interesuje to, jak przebiega proces sukcesji między pierwszą a drugą generacją, bo w tym momencie się znajdujemy.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich