Plus Minus: Wykwintne jedzenie i moda. Z tym wielu ludziom na świecie kojarzy się Francja, zanim jeszcze pomyślą o rewolucji 1789 roku, demokracji, wielkiej literaturze, sztuce, kinie. A ostatnio zagrała pani Coco Chanel w serialu „Nowy styl” i wspaniałą, wyrafinowaną kucharkę w filmie Trana Anha Hùnga „Bulion i inne namiętności”.
Sugeruje pani, że moje role ocierają się o symbole Francji? Nic z tego. Zwłaszcza że na ołtarzu kina dawno już przestałam poświęcać siebie. Na początku aktorskiej pracy rzeczywiście byłam gotowa dać z siebie wszystko i niemal umrzeć za rolę. Tak było, dopóki w czasie kręcenia „Kochanków z Pont-Neuf” Leos Carax nie namówił mnie do wykonywania jakichś kaskaderskich scen i omal nie utonęłam w Sekwanie. Wtedy powiedziałam sobie: „Życie jest ważniejsze niż praca”. Od tego momentu jestem gotowa poświęcić roli wiele, ale nie chcę zderzać się ze ścianą. Mam więcej szacunku dla siebie samej, mój świat nie kończy się na nakręceniu jakiejś filmowej sekwencji. Dzisiaj wiem, że muszę dbać o siebie. Ale rzeczywiście potrzebowałam wstrząsu, traumatycznego doświadczenia, niemal otarcia się o śmierć, żeby to zrozumieć. Dlatego nie czuję się symbolem czegokolwiek. Jestem aktorką. Bardzo zresztą lubiącą swój zawód. I uważam się za osobę uprzywilejowaną, mogąc spotykać się na planie z twórcami z całego świata.
Pracowała pani z najciekawszymi artystami francuskimi, ale grała też w filmach innych twórców europejskich: Michaela Hanekego, Lasse Hallströma, Anthony’ego Minghelli czy polskich artystów Krzysztofa Kieślowskiego, Małgorzaty Szumowskiej. Spotkała się pani na planie z reżyserami pochodzącymi z Azji, jak Irańczyk Abbas Kiarostami czy Tajwańczyk Hou Hsiao-hsien, ze Stanów, jak Abel Ferrara czy Peter Hedges, z Ameryki Południowej, jak Santiago Amigorena. Lubi pani chyba zanurzać się w różnych kulturach.
Lubię. Filmowe podróże uczą tolerancji, otwartości na inność, wrażliwości. Na przykład jestem pod wielkim wrażeniem Hou Hsiao-hsiena, który potrafi dotknąć istoty człowieczeństwa i pokazuje aktorom, czym jest w sztuce wolność. Praca z nim to prezent od losu. Kiarostami jest z kolei ogromnie uważny i otwarty. Podczas zdjęć do „Wiernej kopii” zagrałam kiedyś scenę inaczej, niż było umówione. Oddalił się, mówiąc, że musi kilka minut pomyśleć. Gdy wrócił, powiedział: „Wy, kobiety, macie wspaniałą intuicję”. Z kolei Kieślowski widział to, czego nie widział nikt inny: nawet kroplę, która toczyła się po szybie okna. I uważał, że lepiej jest mniej robić, a więcej czuć. Tego się od niego nauczyłam. Świetnie odnalazłam się we współpracy z Małgośką Szumowską, która kocha wyzwania i eksperymenty, a jednocześnie tworzy na planie atmosferę ogromnego zaufania.
Czytaj więcej
Przez całe życie słyszałam, że wyglądam jak mój ojciec. Dlatego zaintrygowało mnie, że mogę to podobieństwo wykorzystać na ekranie - mówi Chiara Mastroianni, aktorka.