Rozwódka Solène Marchand (wyróżniająca się na tle obsady Anne Hathaway) ma czterdziestkę na karku, nastoletnią córkę Izzy na wychowaniu (Ella Rubin) i niewielką galerię sztuki w Los Angeles. Gdy podczas festiwalu muzycznego Coachella, na którym nie powinno jej w ogóle być, przypadkiem poznaje dwie dekady młodszego od siebie Hayesa Campbella (Nicholas Galitzine), międzynarodowego gwiazdora pop, traci dla niego głowę (oraz vice versa) i wdaje się z nim w relację źle odbieraną przez otoczenie.

„Na samą myśl o tobie” Michaela Showaltera to komedia romantyczna na podstawie szalenie poczytnej powieści Robinne Lee, którą polski wydawca opatrzył hasłem: „Fantazjują o nim wszystkie kobiety, on pragnie tylko ciebie”. W punkt, ale jest wszak druga strona medalu: co sprawia, że Solène pożąda Hayesa? Piosenkarz, członek boysbandu wyraźnie wzorowany na Harrym Stylesie, nie jest bowiem interesująco nakreśloną postacią.

Czytaj więcej

„Muzyka”: Zobaczyć dźwięki

Abstrahując od odpowiedzi na to pytanie, warto się zastanowić nad innymi kwestiami. Film, którego odbiór jest całkiem przyjemny, nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań, ponieważ prześlizguje się po tematach, choć mógłby je zbadać nieco głębiej, zwłaszcza że trwa aż dwie godziny. Analiza majowo-grudniowego romansu, w którym kobieta jest znacznie starsza od mężczyzny, jest naskórkowa, podobnie skądinąd jak problemy w stylu podwójnych standardów, ostracyzmu środowisk fanowskich, a nawet różnic pokoleniowych. Biorąc pod uwagę to, jakim hitem okazał się obraz, nie sposób nie stwierdzić, iż drzemiący w tej historii potencjał nie został wykorzystany.

„Na samą myśl o tobie”, reż. Michael Showalter, dystr. Prime Video