Europejskie wybory kota w worku

Co naprawdę myślą o Zielonym Ładzie liderzy koalicji rządzącej? Jaki kierunek chcieliby nadać UE wraz ze swymi sojusznikami w Europie? W kampanii wyborczej na razie więcej jest ostrych ataków na PiS – który równie brutalnie na nie odpowiada – niż konkretnych zapowiedzi dotyczących unijnej polityki.

Publikacja: 17.05.2024 17:00

Z jednej strony, politycy obecnej koalicji rządzącej zwalają winę za Zielony Ład na PiS. Z drugiej,

Z jednej strony, politycy obecnej koalicji rządzącej zwalają winę za Zielony Ład na PiS. Z drugiej, nie przechodzi im przez gardło jego odrzucenie. Poprzestają na niejasnych zapowiedziach jego „modyfikacji”. Na zdjęciu warszawski protest rolników 10 maja 2024 r.

Foto: Wojciech Olkuśnik/East News

Premier Donald Tusk z sejmowej trybuny ogłosił, że Prawo i Sprawiedliwość „realizuje rosyjskie interesy”. Według słów premiera „PiS zainstalował w wymiarze sprawiedliwości rosyjskiego szpiega, żeby niszczył praworządność”. Na ile rozumiem Tuska, poprzednia władza zrobiła to, wiedząc, że sędzia Szmydt jest szpiegiem. Główna partia opozycyjna w Polsce jest tym samym przedstawiana jako agentura Putina. Inaczej Tusk nie nazwałby jej polityków „Płatnymi Zdrajcami, Pachołkami Rosji”, używając obelgi kierowanej kiedyś pod adresem PZPR.

PiS z kolei oskarża premiera o realizowanie niepolskich interesów, o zdradę. To miara wzajemnej brutalności, która przekracza kolejne granice. Jest jednak różnica, można ją uznać za subtelną, niemniej ona istnieje. Oskarżenia wobec Tuska – o nadmierną ustępliwość wobec Brukseli i Berlina czy o dawny „reset” w relacjach z Kremlem – mają naturę polityczną. Wikłanie partii opozycyjnej w wymyślone współdziałanie z domniemanym szpiegiem prowadzi do czegoś, co nazywam „kryminalizacją opozycji”. To zabieg rodem z państwa policyjnego.

Czytaj więcej

Nie z Tuskiem te numery, lewico

Nowa komisja do badania rosyjskich wpływów? Kolejny wyborczy teatr

Konsekwencją tego zabiegu jest kolejny krok: zapowiedź powołania nowej komisji do badania rosyjskich wpływów. Podobną inicjatywę w wykonaniu poprzedniej prawicowej większości uważałem za wyborczy teatr. Nie mam powodu, aby nowej komisji nie oceniać podobnie, zwłaszcza jeśli z retoryki Tuska wynika, że to nowe ciało ma się ograniczać do „badania” czasu rządów Zjednoczonej Prawicy.

Po raz pierwszy postawił się w tej sprawie Tuskowi marszałek Sejmu Szymon Hołownia, kontrolujący głosy posłów Polski 2050. Tusk zmienił więc formułę: to ma być komisja rządowa, nie parlamentarna. Jakie konkretne cele się za tym kryją? Nie wiem, ale niedawne aresztowanie ks. Michała Olszewskiego na podstawie niejasnego zarzutu, że korzystał bezpodstawnie z dotacji Funduszu Sprawiedliwości, pozwala się obawiać najgorszych manewrów z użyciem wymiaru sprawiedliwości.

Jedno wiemy na pewno: okładanie się oskarżeniami o związki z Rosją będzie jednym z głównych tematów kampanii do europarlamentu. Tusk zamierza podbijać bębenek wojennej mobilizacji. Przyjęcie roli obrońcy wschodniej granicy, skądinąd naturalne, jeśli się jest polskim premierem, to tylko jedna z konsekwencji, akurat w sumie pozytywna. Imigranci nie są już „biednymi ludźmi szukającymi miejsca na ziemi”. Są „narzędziem Łukaszenki”. Premier przemawia dziś w tej sprawie językiem PiS.

Inną konsekwencją będzie tworzenie mitu rosyjsko-pisowskiego spisku. Niedorzecznego, ale skoro Roman Giertych już dwa lata temu oskarżał rząd Mateusza Morawieckiego o zamiar dzielenia ziem ukraińskich do spółki z Putinem i nagrodzono go mandatem poselskim z ramienia KO, trzeba się było tego spodziewać.

Jest to droga do całkowitego zniszczenia narodowej wspólnoty. O ile coś z niej jeszcze w ogóle zostało, bo w jej istnienie zdaje się wierzyć dziś jedynie prezydent Andrzej Duda powtarzający apele o współpracę z rządem. Zarazem to ma w dużej mierze zwolnić Tuska z konieczności odpowiadania na kluczowe pytania: o centralizację Unii Europejskiej, o pakt migracyjny, o Zielony Ład. Czyli o to, co jest zasadniczym tematem tej kampanii dla obozu Jarosława Kaczyńskiego.

Wiceminister Krzysztof Śmiszek z Lewicy nazwał wszelkie krytykowanie unijnej polityki „rosyjskim gadaniem”, i taka wersja ma obowiązywać. PiS okaże się nie być partnerem debaty o Unii, bo przecież „jest powiązany z Kremlem”. Do tej pory dowodem były kontakty z zachodnimi eurosceptykami czy z Viktorem Orbánem. Teraz okazuje się, że to partia powiązana wprost z agenturą. Rzut oka na media społecznościowe pozwala odkryć istnienie masy ludzi, także wykształconych inteligentów, którzy gotowi są tę narrację kupić.

Ten pomysł jest realizowany, aczkolwiek nie wszystko się w nim domyka. Ponieważ przyjęto ostatecznie w Radzie Europejskiej pakt imigracyjny, Tusk musiał się wypowiedzieć na jego temat. Prawda, polski rząd się w tej sprawie sprzeciwił, notabene, razem z Węgrami, tym razem nie było prawa weta. Na jakiej podstawie jednak premier powtarza, że nie będzie on wiązał Polski, trudno dociec. Nie towarzyszy temu żaden opis proceduralnej taktyki, która ma do tego „niewiązania” prowadzić.

Przymus przyjmowania relokowanych imigrantów lub płacenie za nich od roku 2026 zdaje się nad nami jednak wisieć. – Zgodzą się na to, co im każą – ocenia przyszłość rządu europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski. Ta sytuacja jest w ostateczności porażką Tuska, który dopiero co krytykował partię Kaczyńskiego za to, że nie umiała paktu imigracyjnego zablokować.

Wrogowie Zielonego Ładu

Trwające od miesięcy protesty rolników nie pozwoliły z kolei zakopać tematu Zielonego Ładu. Przypomnijmy, to pakiet unijnych przepisów dotyczących rolnictwa, przemysłu, transportu i budownictwa mający ograniczyć emisję CO2. Można się do woli sprzeczać, czy samo założenie łączące zmianę klimatu z dwutlenkiem węgla jest prawdziwe. Uznaje ten związek większość naukowców, choć nie wszyscy. Ważniejsze, że uznała go za aksjomat większość mainstreamowych polityków europejskich. Walec radykalnych zmian wszystkiego, od modelu gospodarczego po tryb życia obywateli Unii, zaczął się toczyć.

Owszem, liczni internauci zdążyli sporą manifestację związków rolniczych, ale i Solidarności pracowniczej, z 10 maja w Warszawie uznać za „putinowską”. Nie musi to jednak opisywać nastrojów wszystkich zwolenników rządzącej liberalno-lewicowej koalicji. Według sondażu IBRiS (dla „Wydarzeń” Polsatu) za odrzuceniem Zielonego Ładu jest 53,9 proc. Polaków, w tym 43 proc. wyborców KO i 42 proc. zwolenników Trzeciej Drogi. Jedynie najmniejszy elektorat Lewicy jest w przeważającej większości za nim (tylko 13 proc. chce jego odrzucenia).

Mieszkańcy wsi żyjący z produkcji żywności jako pierwsi podjęli walkę o zatrzymanie tego walca. Nic dziwnego, skoro wymaga się od nich m.in., by stosowali mniej nawozów i innych chemikaliów, jakich używa się w rolnictwie, ugorowali część ziemi, a w przyszłości ograniczali hodowlę zwierząt. Rolnicy to mniejszość we wszystkich krajach Europy, w Polsce bardziej znacząca niż gdzie indziej, ale jak każdą mniejszość zawsze można ją przegłosować.

W ostatnich wyborach parlamentarnych większość rolników głosowała za prawicą, ale o układzie sił obecnie w parlamencie zdecydowało stanowisko innych grup wyborców, przede wszystkim miejskich. A jednak sondaż IBRiS ujawnia rozszerzanie się obaw na różne środowiska. Czy to jest sygnał pierwszych oporów ludzi z miasta wobec innych elementów Zielonego Ładu, delegalizacji energetyki opartej już nie tylko na węglu, ale i na gazie, czy dyrektywy nakładającej na obywateli duże koszty remontów mających ograniczyć „emisyjność” domów i mieszkań?

Sama dyskusja o rolnictwie ujawnia zresztą zagrożenia dotyczące całych społeczeństw. Wizja zanikania gospodarstw rolnych w Europie, skazania jej na import żywności jak nie z Ukrainy, to z Ameryki Łacińskiej, zapowiada kłopot z żywnościową samowystarczalnością kontynentu. A przecież Wspólna Polityka Rolna, z dopłatami do produkcji, zakładała ochronę takiej samowystarczalności.

Co na to Donald Tusk? Można zrozumieć, że nie biegnie do Sejmu spotykać się z garstką protestujących tam działaczy nieznanego, dopiero co powołanego związku Orka. Ich reprezentatywność jest łatwa do podważenia. Czy jednak wybrał dobry sposób skwitowania manifestacji z 10 maja? Wrzucił na platformę X zdjęcie niesionego tam transparentu wymierzonego w przynależność do Unii. I skojarzył z biorącymi udział w ulicznym proteście politykami PiS. Czy natrętne upartyjnianie manifestantów i straszenie polexitem to skuteczna recepta na skanalizowanie konfliktu? Może wystraszyć część wyborców miejskich, ale jak dużą część? A co z zamiarem tworzenia wiejskiej nogi Koalicji Obywatelskiej? Wiceminister Michał Kołodziejczak, weteran dawnych protestów chłopskich, zdaje się dziś nie reprezentować nikogo.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Marszałek i aborcja. Kiedy zmuszą Hołownię, żeby ustąpił?

Premier przeciw, a nawet za

Demonstracja rolniczo-pracownicza, maszerująca z przekazem obrony tradycyjnych stosunków społecznych (nie tylko na wsi), niemal się nałożyła na wizytę w Polsce Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej. Przybyła do Polski na Europejski Kongres Gospodarczy w Katowicach, a tak naprawdę wesprzeć w wyborach do europarlamentu Donalda Tuska. Sama prowadzi kampanię wraz ze swoją partią, niemiecką chadecją. Są z szefem polskiego rządu kolegami z jednej grupy politycznej: Europejskiej Partii Ludowej, jednej z sił dominujących w poprzednich kadencjach Parlamentu Europejskiego.

Ogłaszając wspólny z przewodniczącą KE „plan dla Europy”, Tusk napomknął o kwestiach klimatycznych. – Tu, na Śląsku, nikogo nie trzeba przekonywać, jak ważny jest Zielony Ład –stwierdził. Prawicowa opozycja uznała to za zrzucenie maski. Tusk dopiero co wspominał o konieczności poprawienia unijnych przepisów klimatycznych odnoszących się do rolnictwa. Teraz znowu staje na gruncie tego pakietu.

Bartłomiej Radziejewski, szef think tanku Nowa Konfederacja, zwrócił wszakże uwagę na to, co Tusk mówił dalej: „Ważne, żeby ludzie chcieli to robić, a nie musieli to robić. Lepsze efekty osiągniemy bardziej przez zachęty, niż poprzez wyznaczone procedurami cele”. To by oznaczało wezwanie do zastąpienia przymusu unijnych regulacji dobrowolnością. Byłaby to sugestia rewizji polityki klimatycznej.

Rzecz w tym, że premier mówił o tej dobrowolności tak ezopowym językiem, że zapamiętano głównie pierwsze zdanie, o pozytywnym znaczeniu Zielonego Ładu. Nie wiemy, co obiecuje naprawdę. I ile z tych zapowiedzi ostanie się po europejskich wyborach. Von der Leyen była w Katowicach jeszcze bardziej niekonkretna. Zapowiedziała postępowanie „zgodnie z obranym kursem”, a jednocześnie zasugerowała jakieś ulżenie rolnikom.

Owszem, Komisja Europejska ogłosiła odroczenie niektórych rygorów, ba, przekazanie decyzji co do ich stosowania państwom. Tusk ogłosił to na wtorkowej konferencji po posiedzeniu rządu. Takie korekty mogą uspokajać, ale mogą też być odbierane jako element wymuszonej gry wyborczej. Co bowiem zmusi kolejny europarlament i kolejną wyłonioną przez niego Komisję Europejską do trzymania się łagodniejszego kursu, jeśli centrolewicowa koalicja zachowa nad nimi kontrolę przez kolejne pięć lat? Radziejewski uważa, że nawet niejasne komunikaty dowodzą, iż europejskie, mainstreamowe elity idą po rozum do głowy. Ja zaczekam z werdyktem.

Kto odpowiada za restrykcje

Dodatkową bronią Tuska jest ustawiczne przedstawianie PiS jako współautora kontrowersyjnej unijnej polityki. Słyszymy pięć razy dziennie, że to Zjednoczona Prawica akceptowała Zielony Ład, że podpisywał go Mateusz Morawiecki, a unijny komisarz rolnictwa Janusz Wojciechowski, kandydat poprzedniej władzy, wręcz go wychwalał – jako realizację programu Prawa i Sprawiedliwości. Na wtorkowej konferencji dostaliśmy w wydaniu Tuska wręcz zamianę ról. To oni, ludzie Kaczyńskiego, wprowadzili Zielony Ład. My go odkręcamy.

Ile w tym prawdy? Tak naprawdę ów pakiet jest realizowany od lat poprzez kolejne dyrektywy przedkładane przez Komisję Europejską, a zatwierdzane w europarlamencie. Tylko raz, w grudniu 2020 r., zajmowała się ogólnymi celami polityki klimatycznej Rada Europejska składająca się z głów państw lub szefów rządów, w której każdy kraj miał prawo weta. Przyjęto wtedy konkluzję definiującą cel UE: zerową emisyjność dwutlenku węgla do roku 2055. Nazwano tę uchwałę Fit for 55 (Gotowi na 2055). Morawiecki przymierzał się do jej zawetowania. Ostatecznie tego nie zrobił, zyskując w zamian rozmaite ustępstwa Unii, także w sferze polityki klimatycznej.

– Rada Europejska, pod wpływem oporu Polski, nigdy nie zgodziła się na klimatyczne projekty w mieszkalnictwie, rolnictwie czy transporcie. Zablokowanie okrojonych konkluzji byłoby pustym gestem, który nie powstrzymałby polityki klimatycznej – przekonuje ówczesny minister do spraw europejskich w ekipie Morawieckiego, Konrad Szymański. Szymański używał w przeszłości tego argumentu przeciw krytykom Morawieckiego z Suwerennej Polski. Teraz zderza się on z propagandą Tuska.

Kolejne dyrektywy klimatyczne były z kolei dziełem nie Janusza Wojciechowskiego, a wiceszefa Komisji Europejskiej, Holendra Fransa Timmermansa. PiS zwykle głosował w Parlamencie Europejskim przeciw nim. Prawdą jest za to, że Wojciechowski występował przez chwilę w roli chwalcy polityki klimatycznej UE. Nagrał entuzjastyczny filmik w tym duchu. Do dziś broni niektórych elementów tej polityki, która zresztą obejmuje wiele słusznych, ekologicznych pomysłów. Podziały bywały, jak widać, skomplikowane.

Jednak przedstawianie PiS jako sprawcy Zielonego Ładu to mijanie się z prawdą. To europosłowie KO, PSL i Lewicy głosowali za kolejnymi rygorami uzasadnianymi stanem klimatu, choćby za zakazem kupowania nowych aut ze spalinowymi silnikami po roku 2035. Zmieniło się to dopiero ostatnio, i też nie całkiem. Przy zatwierdzaniu drastycznej dyrektywy budynkowej ludzie dawnej Platformy Obywatelskiej i PSL wstrzymali się od głosu. Za była jednak Lewica i najbardziej euroentuzjastyczna europosłanka Róża Thun z Polski 2050.

Z jednej strony politycy obecnej koalicji rządzącej zwalają winę za Zielony Ład na PiS. Z drugiej nie przechodzi im przez gardło jego odrzucenie. Poprzestają na wciąż niejasnych i nieostatecznych zapowiedziach jego „modyfikacji”. Możliwe, że walec ma się toczyć nadal.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Uczeń ma być mniej Polakiem?

Rozliczenia i CPK

Na ile te niuanse są ważne dla polskich wyborców? Tusk może uważać, że to tematy wciąż zbyt świeże, aby miały rozstrzygać o czymkolwiek. Utwierdza go w tym pewnie względna stabilność partyjnych sondaży. Bo przecież unijna tematyka nie zdominowała całkowicie unijnych wyborów. Nadal istotny jest spektakl „rozliczania PiS”. Kierowani do europarlamentu posłowie, Michał Szczerba i Dariusz Joński, wciąż besztają w swoich komisjach śledczych pisowskich świadków i wykluczają pisowskich posłów. Nadal nadaje się rozgłos prokuratorskim dochodzeniom dotyczącym także pisowskich kandydatów do europarlamentu, choćby Daniela Obajtka.

Czy opór Hołowni wobec komisji badającej rosyjskie wpływy to pierwszy sygnał, że koalicjanci KO uznają to paliwo za coraz mniej skuteczne, a przy okazji marginalizujące ich w rządowym sojuszu? Tego nie wiemy. Ten sam Hołownia przyjął rolę żyranta tych rozliczeń. Dopiero co w telewizyjnym programie marszałek Sejmu rzucił uwagę o „śmierdzących listach PiS”. Duch licytacji na antypisowskość pozostaje więc żywotny. Z pewnością zresztą PiS w oczach wielu wyborców nie odbył jeszcze wystarczającej pokuty za domniemany ideowy fundamentalizm lub za partyjną arogancję.

Jednak ważnym elementem debaty „o wszystkim” stał się spór o wielkie inwestycje, na czele z Centralnym Portem Komunikacyjnym. Tu PiS optujący za CPK występuje jako siła bardziej modernizacyjna, ba, realizująca aspiracje wielu ludzi klasy średniej, którzy na prawicę nigdy nie głosowali.

Nowa koalicja wyciągnęła po miesiącach zwlekania jakieś wnioski z realiów. Kiedy poparcie dla CPK sięgnęło 60 proc. (w najnowszym sondażu IBRiS, również dla „Wydarzeń”), pojawiły się obietnice kontynuacji tej inwestycji. Wprawdzie ludzie zaangażowani w projekt wskazują, że nie przeprowadzono stosownych audytów, a zapowiedź uprzedniego powiększania lotniska Okęcie czy poprawiania lotnisk w Modlinie czy w Radomiu robi wrażenie gry na czas, ale przeciętny wyborca nie śledzi takich subtelności. Tusk został zmuszony do wystąpienia w roli choć częściowego kontynuatora poprzedniej ekipy. Odbije to sobie oskarżaniem PiS w dziesiątkach innych kwestii.

Widmo unijnej armii

Podtrzymując ogień żarliwej obrony Unii przed prawicą, Tusk wraz z europejskim establishmentem nie ogranicza się, przyznajmy, do przedstawiania każdej jej krytyki jako rosyjskiego spisku. W „planie dla Europy” z Katowic mnóstwo jest ogólników, popisów nowomowy. Ale na przykład zapowiedź stworzenia urzędu komisarza do spraw obrony to konkret. Silniejsza UE staje się elementem wojennej pobudki.

Nie wiemy tylko, co się za tym kryje. Projekt zmian w traktatach przekazuje częściowo obronność organom Unii. Ale co to ma oznaczać? Tworzenie europejskiej siły zbrojnej? Jakiej? Czy to będzie prowadzić do konkurencji wobec struktur NATO? Dla krajów naszego regionu redukowanie amerykańskiego parasola byłoby szczególnie niefortunną perspektywą. Lęk przed nieprzewidywalnością Donalda Trumpa w roli nowego prezydenta USA byłby tu jakimś usprawiedliwieniem. Chyba jednak niewystarczającym, bo przecież powrót tego polityka do Białego Domu nie jest przesądzony.

Można odnieść wrażenie, że i w tak kluczowej sprawie, jak ostateczny kształt polityki klimatycznej, i przy okazji wezwań do wzmocnienia europejskiego bezpieczeństwa zarówno przewodnicząca Komisji Europejskiej, jak i Donald Tusk improwizują na potęgę. Chcą większej władzy dla unijnego centrum, ale nie bardzo wiedzą, jak jej używać. Jak zresztą pogodzić klimatyczne ograniczenia narzucane gospodarce z intensywnymi zbrojeniami? Pojawiły się już nawet wezwania do budowania „ekologicznej armii”.

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: W samorządach nie ma zwycięstw, ani porażek

Reprezentujący mainstreamowe poglądy publicysta Jakub Majmurek po protestach 10 maja pisał z niesmakiem, że zarówno organizacje rolników, jak i PiS nie mają pomysłu na modyfikację Zielonego Ładu. I tak zapewne jest, wygrywa logika ślepego protestu. Chyba jednak istotniejsze jest to, że nie wiadomo, co o nim dziś myślą nowa koalicja rządząca w Polsce i ekipa, która szykuje się do dalszych rządów w Europie. Jesteśmy skazani na kupowanie kota w worku.

Oczywiście, wiele będzie też zależeć od układu sił w Parlamencie Europejskim. Może wektory nieco się przesuną. Ostatnio przynajmniej część Europejskiej Partii Ludowej w głosowaniach zaczęła kontestować to, co wcześniej latami popierała, a jej liderzy dają sygnały zainteresowania inną koalicją niż odwieczny sojusz z socjalistami, liberałami i zielonymi.

Pewności co do kierunku, w jakim będzie podążać Unia Europejska, nie ma. Powiększana władza eurokratów ma coraz wyraźniejszą formę. Treść pozostaje za to więcej niż mglista.

Premier Donald Tusk z sejmowej trybuny ogłosił, że Prawo i Sprawiedliwość „realizuje rosyjskie interesy”. Według słów premiera „PiS zainstalował w wymiarze sprawiedliwości rosyjskiego szpiega, żeby niszczył praworządność”. Na ile rozumiem Tuska, poprzednia władza zrobiła to, wiedząc, że sędzia Szmydt jest szpiegiem. Główna partia opozycyjna w Polsce jest tym samym przedstawiana jako agentura Putina. Inaczej Tusk nie nazwałby jej polityków „Płatnymi Zdrajcami, Pachołkami Rosji”, używając obelgi kierowanej kiedyś pod adresem PZPR.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Plus Minus
Przydałaby się czystka
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne