Theodore Rosengarten: Krytykowanie Izraela nie jest antysemityzmem

W 1952 roku izraelski minister spraw zagranicznych Mosze Sharett zasugerował wypłacenie reparacji palestyńskim uchodźcom. Pomysł został odrzucony jako „niepraktyczny”.

Publikacja: 02.05.2024 10:00

Palestyńczycy opłakują ciała krewnych zabitych w izraelskim bombardowaniu w szpitalu Atl-Najar w Raf

Palestyńczycy opłakują ciała krewnych zabitych w izraelskim bombardowaniu w szpitalu Atl-Najar w Rafah w południowej Strefie Gazy, 21 kwietnia 2024 r.

Foto: MOHAMMED ABED/AFP

Byłem młodym żołnierzem syjonistycznej sprawy. W wieku ośmiu lub dziewięciu lat, we wczesnych latach 50., w piątkowe popołudnia pojawiałem się na stacji metra na linii Nostrand Avenue na nowojorskim Brooklynie uzbrojony w małe blaszane pudełko na monety. Pasażerowie wsiadający i wysiadający z pociągów, spieszący się do domu przed zachodem słońca, zatrzymywali się, by wrzucić do mojej puszki pięciocentówkę, dziesięciocentówkę lub ćwierćdolarówkę. W ten sposób witali szabat, dając datki na cele charytatywne, utrzymując nieliczne szkoły i sierocińce w żydowskiej ojczyźnie oraz pomagając rozkwitać pustyni w kraju, który wyłonił się z brutalnej wojny z arabskimi sąsiadami po niemal całkowitym unicestwieniu europejskich Żydów, zbrodni, na którą świat nie znał jeszcze nazwy. Nigdy nie odszedłem od mojego poglądu, że naród żydowski ma pilną potrzebę i słuszne roszczenie do ziemi Izraela. Przekonałem się jednak, że inna grupa etniczno-kulturowa również ma do niej prawo. Są Palestyńczykami, potomkami Arabów, którzy wywodzą się z terenów dzisiejszego Izraela.

Jak wytłumaczyć „ich palącą nienawiść do nas”, zaproponował Mosze Dajan, charyzmatyczny izraelski przywódca wojskowy rozpoznawany po czarnej przepasce na brakującym lewym oku. „Przez osiem lat”, powiedział swoim żołnierzom w 1956 roku, „Arabowie siedzieli w obozach dla uchodźców w Gazie, a my na ich oczach przekształcaliśmy ziemie i wioski, w których mieszkali oni i ich ojcowie, w nasze posiadłości”.

Czytaj więcej

Bartosz Węglarczyk: Spojrzeć na świat oczami Żyda

Syjonizm odpowiadał na określone historyczne potrzeby

Syjon to wzgórze w Jerozolimie. Nazwa miejsca w Biblii hebrajskiej, które oznacza dosłownie „najwyższy punkt”. Syjon jest często używany jako synonim całej ziemi Izraela. Na przestrzeni wieków mury Jerozolimy były wielokrotnie przebudowywane, a oryginalne wzgórze znajduje się obecnie poza murami „starego miasta”.

Ludziom, którzy ślubują, że nie zapomną o Syjonie, Pan obiecuje: „Ocalę tych, którzy zostali zabrani do ziem na wschodzie i zachodzie, i sprowadzę ich do Jerozolimy. Będą moim ludem, a Ja będę ich Bogiem, wiernym, by zaprowadzić sprawiedliwość” (Zachariasz 8:7–8). Wspierani słowami wszechmogącego syjoniści nazwali swój ruch mający na celu ustanowienie suwerennego państwa w ziemi Izraela „zgromadzeniem wygnańców” i wypełnieniem przymierza. – Syjonizm – oświadczył Solomon Schachter, założyciel konserwatywnego judaizmu – jest żydowską deklaracją niepodległości od wszelkiego rodzaju niewolnictwa, materialnego i duchowego. W obliczu fali antysemityzmu w Europie podzielonej przez konkurujące ze sobą nacjonalizmy świeccy Żydzi i niewierzący Żydzi na przełomie wieków XX i XXI bronili wizji syjonistycznej jako ruchu narodowo-wyzwoleńczego na rzecz repatriacji rdzennej ludności do ojczyzny ich przodków.

Ludzie ci byli rozproszeni po krajach, w których obowiązywały antyżydowskie prawa, a ich byt i życie były zagrożone. W latach 20. i 30. XX wieku do Palestyny napływały dziesiątki tysięcy Żydów z Europy Wschodniej i Środkowej. W 1935 r. Żydzi, którzy stanowili zaledwie 3 proc. populacji Palestyny, gdy w 1878 r. ukuto słowo antysemityzm, stanowili już ponad 30 proc. Pod koniec II wojny światowej Żydów było ponad pół miliona, czyli stanowili jedną trzecią mieszkańców Palestyny, pomimo bezlitosnych wysiłków Wielkiej Brytanii, by ich powstrzymać. W sierpniu 1945 r. prezydent Harry S. Truman wezwał Wielką Brytanię do przyjęcia 100 tys. bezdomnych Żydów do Palestyny, a cztery miesiące później, w grudniu, Kongres wezwał Londyn do zezwolenia na nieograniczoną imigrację Żydów, łącząc tym samym Palestynę z losem ocalałych.

– Na długo przed pojawieniem się Hitlera – napisał Albert Einstein w 1947 r. – uczyniłem sprawę syjonizmu moją, ponieważ dzięki niemu widziałem sposób na naprawienie rażącego zła.

Wierzył, że tylko żydowska suwerenność pozwoli Żydom „uciec od wiecznych prześladowań”, z którymi spotykają się we wszystkich społeczeństwach, gdzie żyją jako mniejszości.

Izrael z wyobraźni Einsteina był jednak fikcyjnym miejscem, „ziemią bez ludzi, dla ludzi bez ziemi”, jak życzył sobie Israel Zangwill, brytyjski pisarz i luminarz kulturowego syjonizmu. Czy Einstein nie zdawał sobie sprawy, że w przededniu wojny w 1948 r. zdecydowana większość palestyńskich gruntów rolnych była już uprawiana przez Palestyńczyków? Pustynia kwitła, gdy przybyli osadnicy. Mosze Dajan, urodzony i wychowany w pierwszym kibucu w kontrolowanej wówczas przez Osmanów Syrii, ujął to następująco: „Nie ma w tym kraju miejsca, które nie byłoby zamieszkane przez ludność arabską”.

Izrael dokonał wymazania arabskiej obecności na swoich terenach

Dziecko dorastające w dzisiejszym Izraelu nie miałoby o tym pojęcia. W większości podręczników, jak pisze Avner Ben-Amos z Uniwersytetu w Tel Awiwie, „żydowska kontrola i niższy status Palestyńczyków jawią się jako naturalna, oczywista sytuacja, nad którą nie trzeba się zastanawiać”. Historia i głos palestyńskich Arabów zostały wymazane z programów szkolnych.

Arabskie nazwy miejscowości również zostały wyeliminowane z bezwzględną skutecznością. Po wojnie w 1948 r. nowy rząd Izraela utworzył komitet ds. wyznaczania nazw miejscowości w regionie Negew, grupę dziewięciu uczonych, których zadaniem było nadanie hebrajskich nazw miastom, górom, dolinom, źródłom, drogom itp. – Jesteśmy zobowiązani do usunięcia arabskich nazw ze względów państwowych – wyjaśnił premier Dawid Ben Gurion w 1949 r. – Tak jak nie uznajemy politycznego prawa własności Arabów do ziemi, tak samo nie uznajemy ich duchowego prawa własności i ich nazw.

Podbój był całkowity. Syjonizm był czymś, co się wydarzyło. Wygnano trzy czwarte arabskiej populacji Palestyny i ich Boga. Podczas gdy Izraelczycy świętowali zwycięstwo w wojnie o przetrwanie i niepodległość, palestyńscy Arabowie przeżywali gwałtowny wstrząs. Szok spowodowany wysiedleniem i wywłaszczeniem ogarnął cały świat islamski i stał się znany jako nakba, czyli katastrofa.

Zaledwie trzy lata dzieliły systematyczną zagładę europejskich Żydów od palestyńskiej katastrofy zapoczątkowanej utworzeniem państwa syjonistycznego. Cztery lata później, w 1952 r., podczas rozmów prowadzących do porozumienia z Niemcami w sprawie reparacji izraelski minister spraw zagranicznych Mosze Szaret zasugerował wypłacenie reparacji palestyńskim uchodźcom. Urodzony w Ukrainie Szaret, zagorzały syjonista, nie miał zamiaru porównywać tych dwóch tragedii; wierzył, że traktowanie ich jako części tej samej historii i uznanie wzajemnego cierpienia może ustawić Izrael i Palestynę na drodze do pokoju, nawet zimnego pokoju, ponieważ nadal będą borykać się z trudnymi do rozwiązania problemami, takimi jak prawo uchodźców do powrotu do swoich domów. Pomysł został odrzucony jako „niepraktyczny”.

Teraz, siedem dekad lat później, po trzech wielkich wojnach i niezliczonych potyczkach, po niepowodzeniach niezliczonych „praktycznych” pomysłów na uleczenie ran i zawarcie pokoju, konflikt szaleje. Muzułmańscy studenci, których niedawno spotkałem w Amsterdamie, mogą nie być dobrze zorientowani w Holokauście, ale potrafią wykładać o osi czasu i szczegółach nakby, która miała miejsce daleko od Turcji i Maroka, skąd pochodzą ich rodziny. Dla nich Holokaust nie jest najważniejszym wydarzeniem we współczesnej historii Żydów; jest nim raczej dojście Żydów do suwerennych rządów w Palestynie. Nie pamiętają o wstrząsającym ciosie, jaki Hamas zadał 7 października zbiorowej nieświadomości ludzi, którzy żyją w długim cieniu nazistowskiej apokalipsy.

Czytaj więcej

Upadek kraju cedrów

„Żaden Palestyńczyk nigdy nie zaakceptuje żydowskiego państwa w Palestynie”

Nakba trwa jednak za zamkniętymi drzwiami, gdy amerykański prezydent wysyła swojego sekretarza stanu, by błagał Egipt i Jordanię o przyjęcie Palestyńczyków wypędzonych z ich własnego kraju. Dzieje się tak w Strefie Gazy, gdzie zabudowania są rozbijane w pył, tak że nie można już dłużej wspierać zamieszkiwania ich przez ludzi. Czy nie słyszeliśmy, jak izraelski minister rolnictwa powiedział: „Rozwijamy teraz nakbę w Gazie”? Dzieje się to każdego dnia na Zachodnim Brzegu – w Judei i Samarii, na mapach osadników – kiedy żydowska milicja terroryzuje arabskie rodziny rolnicze, podczas gdy dzieci osadników niszczą palestyńskie gaje oliwne, jakby bawiły się w kowbojów i Indian. Pod przykrywką wojny w Strefie Gazy, ośmieleni przez przywódców, którzy wyczuwają „sprzyjający moment”, osadnicy z Zachodniego Brzegu stali się nocnymi jeźdźcami, plądrując stada owiec i zmuszając pasterzy oraz ich rodziny do ucieczki. Palestyńczycy „powinni zaakceptować fakt, że w Ziemi Izraela jest tylko jeden suweren”, deklaruje urodzona w Tel Awiwie osadniczka Daniella Weiss. „My, Żydzi, jesteśmy suwerenami w państwie Izrael i w Ziemi Izraela. Muszą to zaakceptować”.

„Żaden Palestyńczyk nigdy nie zaakceptuje żydowskiego państwa w Palestynie”, odpiera Omar Barghouti, współzałożyciel antysyjonistycznego ruchu Bojkotu, Zbycia i Sankcji (BDS). Kluczową zasadą BDS jest to, że „Palestyńczykom przysługują takie same prawa jak reszcie ludzkości”. Twierdzi on, że jedynym sposobem na osiągnięcie równości jest „demontaż” państwa Izrael i zastąpienie go „świeckim, demokratycznym państwem… oferującym jednoznaczną równość w zakresie obywatelstwa oraz praw indywidualnych i wspólnotowych zarówno Palestyńczykom (w tym uchodźcom), jak i izraelskim Żydom”. Kolega Barghoutiego z BDS, profesor Uniwersytetu Stanu Kalifornia As'ad AbuKhalil, nie przebiera w słowach, gdy mówi: „Prawdziwym celem BDS jest obalenie państwa Izrael”, co ich współdziałaczka Lara Kaswani, wykładowczyni z Uniwersytetu Stanowego w San Francisco, reklamuje jako „korzyść dla wszystkich na świecie”.

Barghouti i AbuKhalil zobowiązali się do zwalczania antysemityzmu w szeregach antysyjonistów. Najwyraźniej Hamas nie otrzymał tej wiadomości 7 października, gdy najeźdźcy ze Strefy Gazy zarejestrowali swój entuzjazm dla zabijania Żydów. Barghouti i AbuKhalil mogli znaleźć się zbyt blisko ognia. Podekscytowani wyłomem w izraelskiej obronie, naiwnością Izraelczyków. Beztrosko i niezwyciężenie podchodzili do tego dnia, szczęśliwi „kreatywnością” ataku Hamasu i jego taktycznym sukcesem, lotem paralotni niosących śmierć niczego niepodejrzewającym mieszkańcom. Ich usta były zapieczętowane, gdy przyszło do opisania tego, co świat mógł zobaczyć – masakry, rzezi, gwałtu. Byli przykuci do 75-letniej narracji o okrutnej okupacji Izraela.

Izrael i Palestynę doświadczają podobnych okrucieństw wojny

Nie popełnijmy błędu – krytykowanie Izraela nie jest antysemityzmem. Nie jest antysemityzmem ubolewanie nad agresją osadników na Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu czy naleganie na zaprzestanie bombardowań z powietrza Strefy Gazy. Jednak antysemickie jest nawoływanie do zniszczenia żydowskiej ojczyzny. Antysemickie jest wymazywanie z historii pogromu z 7 października.

Dobór właściwych słów ma znaczenie. Powtarzanie w nieskończoność terminów, takich jak antysemityzm i antysyjonizm, może nas raczej uspokoić, niż pobudzić do pielęgnowania relacji z prawdziwymi ludźmi. Zobaczmy, jak krzyki Żydówki z południowego Izraela, muzułmanki z Pustyni Judzkiej na Zachodnim Brzegu Jordanu i chrześcijanina z Betlejem ujawniają druzgocący wpływ ideologii, które są nam tak bliskie.

Irit Lahav, była zakładniczka z kibucu Nir Oz. Południowy Izrael. 17 listopada 2023 r.: „Zdałam sobie sprawę, że to nie była tylko mała grupa terrorystów, ale setki ludzi, którzy przybyli do naszego kibucu. Byli tu nastolatkowie, były kobiety; czułam się, jakby cały naród przyszedł nas zabić”.

Umm Omar, beduińska matka i pasterka oblężona przez osadników, Pustynia Judzka. 6 grudnia 2023 r.: „Zaatakowali nasz dom, ukradli owce, grozili bronią moim dzieciom i mnie. Potem bili mnie i siostrę mojego męża. Myślałam, że nas zabiją”.

Munther Isaac, pastor luterański, Betlejem, Palestyna. Ustawianie szopki z kamieniami i gruzem na wierzchu. 29 listopada 2023 r.: „To właśnie oznacza dla nas Boże Narodzenie. To, że widzimy Jezusa rodzącego się wśród tych, którzy stracili wszystko, którzy są pod gruzami”.

Esej ten, tuż po zabójstwie Damiana Sobola, polskiego pracownika pomocy i jednego z siedmiu pracowników World Central Kitchen zabitych przez Izraelczyków w Gazie, jest bardziej aktualny niż kiedykolwiek. Jego pamięci dedykuję ten utwór.

– tłum. Łukasz Barwiński

Theodore Rosengarten

Amerykański historyk i pisarz, laureat nagrody MacArthura, doktorant i profesor wizytujący Uniwersytetu Harvarda, profesor studiów nad Holokaustem na Uniwersytecie Karoliny Południowej w Charleston.

Byłem młodym żołnierzem syjonistycznej sprawy. W wieku ośmiu lub dziewięciu lat, we wczesnych latach 50., w piątkowe popołudnia pojawiałem się na stacji metra na linii Nostrand Avenue na nowojorskim Brooklynie uzbrojony w małe blaszane pudełko na monety. Pasażerowie wsiadający i wysiadający z pociągów, spieszący się do domu przed zachodem słońca, zatrzymywali się, by wrzucić do mojej puszki pięciocentówkę, dziesięciocentówkę lub ćwierćdolarówkę. W ten sposób witali szabat, dając datki na cele charytatywne, utrzymując nieliczne szkoły i sierocińce w żydowskiej ojczyźnie oraz pomagając rozkwitać pustyni w kraju, który wyłonił się z brutalnej wojny z arabskimi sąsiadami po niemal całkowitym unicestwieniu europejskich Żydów, zbrodni, na którą świat nie znał jeszcze nazwy. Nigdy nie odszedłem od mojego poglądu, że naród żydowski ma pilną potrzebę i słuszne roszczenie do ziemi Izraela. Przekonałem się jednak, że inna grupa etniczno-kulturowa również ma do niej prawo. Są Palestyńczykami, potomkami Arabów, którzy wywodzą się z terenów dzisiejszego Izraela.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi