Okrągła rocznica zakończenia obrad Okrągłego Stołu już za nami. Niedługo będziemy wspominać 35-lecie wyborów, w których wygrała Solidarność, i powołanie pierwszego po wojnie niekomunistycznego rządu z Tadeuszem Mazowieckim jako premierem. Kiedy zastanawiałem się, co mogłaby z tej okazji pokazać telewizja, jak uczcić te historyczne i radosne przecież dla wielu pokoleń Polaków wydarzenia, przychodzi mi do głowy tylko „Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy. Może nie w pełni udany, ale ważny film. Nad kolejnym dziełem mistrza na ten sam temat spuśćmy lepiej zasłonę milczenia. Chyba lepiej by było, żeby nieudany „Wałęsa. Człowiek z nadziei” nigdy nie powstał. Podobnie myślał scenarzysta filmu Janusz Głowacki, który stoczył nieudaną bitwę z Andrzejem Wajdą o ratowanie swojego pomysłu. Opisał to zresztą w książce „Przyszłem”.
Skądinąd na tym przykładzie dobrze widać, na czym polega trudność ze stawianiem pomników. Głowacki chciał ironicznie, Wajda z patosem, a obu brakło odwagi i pomysłu, jak zmierzyć się z agenturalną przeszłością bohatera. Choć widać w ich dziełach, że doskonale rozumieli, iż ten sam człowiek może być dobry i zły jednocześnie.
Czytaj więcej
Gdyby kiedyś miał powstać film o Jacku Kaczmarskim, swój wielki finał powinien mieć mniej więcej w roku 1990. Kiedy po dziesięciu latach emigracji wrócił do kraju jako głos zwycięskiej Solidarności.
Zresztą Janusz Głowacki historię podobną do losów Wałęsy wspaniale opisał w powieści „Moc truchleje”, bodaj najlepszej swojej książce. Książce wydanej na początku lat 80. i absolutnie niedocenionej. Tak zatem, jeśli chcielibyśmy uczcić dziś Solidarność, musielibyśmy sięgnąć do dzieł sprzed ponad 40 lat. Jeśli zaś chodzi o te powstałe po odzyskaniu niepodległości, to przychodzi mi do głowy jedynie musical „1989”. Może i pełen uproszczeń, ale jakże świeży w swoim podejściu do historii, ujmowanej tu w formuły hiphopowych nawijek.