Mariusz Cieślik: Obalanie pomników, których nie było

35 lat wolnej Polski pokazało, że jesteśmy świetni w obalaniu pomników. Gorzej nam idzie ich stawianie.

Publikacja: 19.04.2024 17:00

Mariusz Cieślik: Obalanie pomników, których nie było

Foto: Fotorzepa, Piotr Wittman

Okrągła rocznica zakończenia obrad Okrągłego Stołu już za nami. Niedługo będziemy wspominać 35-lecie wyborów, w których wygrała Solidarność, i powołanie pierwszego po wojnie niekomunistycznego rządu z Tadeuszem Mazowieckim jako premierem. Kiedy zastanawiałem się, co mogłaby z tej okazji pokazać telewizja, jak uczcić te historyczne i radosne przecież dla wielu pokoleń Polaków wydarzenia, przychodzi mi do głowy tylko „Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy. Może nie w pełni udany, ale ważny film. Nad kolejnym dziełem mistrza na ten sam temat spuśćmy lepiej zasłonę milczenia. Chyba lepiej by było, żeby nieudany „Wałęsa. Człowiek z nadziei” nigdy nie powstał. Podobnie myślał scenarzysta filmu Janusz Głowacki, który stoczył nieudaną bitwę z Andrzejem Wajdą o ratowanie swojego pomysłu. Opisał to zresztą w książce „Przyszłem”.

Skądinąd na tym przykładzie dobrze widać, na czym polega trudność ze stawianiem pomników. Głowacki chciał ironicznie, Wajda z patosem, a obu brakło odwagi i pomysłu, jak zmierzyć się z agenturalną przeszłością bohatera. Choć widać w ich dziełach, że doskonale rozumieli, iż ten sam człowiek może być dobry i zły jednocześnie.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Epitafium dla Jacka Kaczmarskiego

Zresztą Janusz Głowacki historię podobną do losów Wałęsy wspaniale opisał w powieści „Moc truchleje”, bodaj najlepszej swojej książce. Książce wydanej na początku lat 80. i absolutnie niedocenionej. Tak zatem, jeśli chcielibyśmy uczcić dziś Solidarność, musielibyśmy sięgnąć do dzieł sprzed ponad 40 lat. Jeśli zaś chodzi o te powstałe po odzyskaniu niepodległości, to przychodzi mi do głowy jedynie musical „1989”. Może i pełen uproszczeń, ale jakże świeży w swoim podejściu do historii, ujmowanej tu w formuły hiphopowych nawijek.

Skąd ta niechęć do oddania sprawiedliwości bohaterom, którym zawdzięczamy wolność? Przede wszystkim wydaje mi się, że zabrakło wielkiego celebrowania sukcesu Solidarności. Do dziś cały świat powtarza komunały o obaleniu muru berlińskiego, a przecież to Polacy zrobili w nim wyrwę, przez którą przeszli inni. 

Skąd się to bierze? Skąd ta niechęć do oddania sprawiedliwości bohaterom, którym zawdzięczamy wolność? Przede wszystkim wydaje mi się, że zabrakło wielkiego celebrowania sukcesu Solidarności. Do dziś cały świat powtarza komunały o obaleniu muru berlińskiego, a przecież to Polacy zrobili w nim wyrwę, przez którą przeszli inni. Wybory 1989 były bodaj najdziwniejszymi w historii. Zwycięzcy, zamiast się cieszyć i świętować, wystraszyli się rozmiarów wygranej. Zamiast zorganizować fiestę, zajęli się gabinetowymi rozgrywkami i gaszeniem entuzjazmu swoich zwolenników. W efekcie nie możemy się odwołać do jakiegoś symbolicznego momentu, bo takiego momentu nie było.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Telefon do przyjaciela

Show skradli nam Niemcy, którzy przy rozbieraniu muru zorganizowali wielki koncert transmitowany na cały świat. Choć, jako żywo, opozycja w NRD w porównaniu z Solidarnością to były żarty. Inną kwestią jest szybkie rozczarowanie, jakie przyniósł ustrojowy przełom. W 1989 roku odzyskaliśmy wolność, ale niemal natychmiast zabrakło chleba. Okazało się, że solidarnościowa opozycja przejęła Polskę w ruinie (jak mawiano nieco później). Nowe polityczne elity nie udźwignęły tej odpowiedzialności i szybko zraziły do siebie obywateli. Już w „Psach” Władysława Pasikowskiego, nakręconych w 1992 roku, widzimy, że Solidarność jest tematem żartów, a pozytywnymi bohaterami stają się (niektórzy) niedawni ubecy.

Ale najważniejszy powód, dla którego bohaterowie Solidarności pomników się nie doczekali, jest, moim zdaniem, inny. W znacznej części naszych opiniotwórczych elit panuje, niczym nieuzasadnione, przekonanie, że trzeba przede wszystkim pokazywać ciemne strony polskiej historii. Rozrywać „rany polskie, żeby się nie zabliźniły błoną podłości” – jak mówił Żeromski. Nie mówię, że nie należy mówić o przewinach. Tyle że widzę pewien zasadniczy problem. Amerykanie, którzy tak postępują, najpierw wznieśli swoim bohaterom pomnik. U nas tego elementu zabrakło. Obalono więc pomniki, których nie było. Chciałbym jeszcze zobaczyć jakiś udany monument wzniesiony na cześć Solidarności, ale chyba się już nie doczekam.

Okrągła rocznica zakończenia obrad Okrągłego Stołu już za nami. Niedługo będziemy wspominać 35-lecie wyborów, w których wygrała Solidarność, i powołanie pierwszego po wojnie niekomunistycznego rządu z Tadeuszem Mazowieckim jako premierem. Kiedy zastanawiałem się, co mogłaby z tej okazji pokazać telewizja, jak uczcić te historyczne i radosne przecież dla wielu pokoleń Polaków wydarzenia, przychodzi mi do głowy tylko „Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy. Może nie w pełni udany, ale ważny film. Nad kolejnym dziełem mistrza na ten sam temat spuśćmy lepiej zasłonę milczenia. Chyba lepiej by było, żeby nieudany „Wałęsa. Człowiek z nadziei” nigdy nie powstał. Podobnie myślał scenarzysta filmu Janusz Głowacki, który stoczył nieudaną bitwę z Andrzejem Wajdą o ratowanie swojego pomysłu. Opisał to zresztą w książce „Przyszłem”.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni