Dwa lata wojny Rosji z Ukrainą: Pesymizm, lęk, zmęczenie wojną

Po dwóch latach od rosyjskiej inwazji nastroje nad Dnieprem są coraz mniej optymistyczne. Wśród Ukraińców wzrasta lęk przed przyszłością i zmęczenie wojną.

Aktualizacja: 24.02.2024 06:56 Publikacja: 24.02.2024 06:00

Ukraiński żołnierz

Ukraiński żołnierz

Foto: Sztab Generalny armii Ukrainy

Wielu wierzyło, że druga rocznica rosyjskiej napaści na Ukrainę przypadnie na zupełnie inny kontekst militarny, polityczny i społeczny. Rok 2023 powinien być bowiem rokiem wielkiego przełomu w rosyjsko-ukraińskim konflikcie, miał przynieść przełamanie linii frontu przez Kijów i rozpocząć proces wyzwalania kolejnych terytoriów spod moskiewskiej okupacji. Kluczem do tego miała być wielka kontrofensywa, którą poprzedziły wielomiesięczne szkolenia tysięcy ukraińskich żołnierzy przeprowadzane przez instruktorów wojsk NATO oraz napływ nowoczesnego sprzętu z Zachodu. Okoliczności na froncie miały być sprzyjające – zmęczenie rosyjskiej armii, jej ogromne straty osobowe i sprzętowe, a także potencjalny kryzys wywołany buntem Prigożyna dawały nadzieje na sukces. Wokół tej kampanii nabudowano wielkie oczekiwania, z różnych ośrodków kijowskiej władzy suflowano nawet scenariusze mówiące o rychłych walkach o Krym.

Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te zapowiedzi – kosztem dużych strat osobowych udało się jedynie w nieznacznym stopniu naruszyć rosyjską obronę na odcinku zaporoskim. Rosjanie wyciągnęli wnioski z dotychczasowych walk, przygotowali rozbudowane linie obronne, które okazały się niemożliwe do sforsowania przez ukraińskie wojska, a wewnętrzne ośrodki krytyki spacyfikowali (wyrok Igora Girkina) lub wyeliminowali (śmierć Jewgienija Prigożyna). Do wielkiego przełomu nie doszło. Co więcej, w następnych miesiącach, wraz z wyczerpywaniem się zapasów amunicji, stratami sprzętowymi i zmęczeniem żołnierzy (wielu spośród nich nie zostało zrotowanych od początku konfliktu), inicjatywa, która przez pewien czas znajdowała się po stronie Kijowa, zaczęła wracać do Moskwy.

Podsumowanie dwóch lat wojny Rosji z Ukrainą

Podsumowanie dwóch lat wojny Rosji z Ukrainą

PAP

Niepowodzenie letniej kontrofensywy oraz świadomość narastających problemów ukraińskiej armii wpłynęły na odbiór toczącej się wojny zarówno w samej Ukrainie, jak i na Zachodzie oraz w Rosji. Pojawia się coraz więcej pytań o to, czy Ukraina ma szansę na zwycięstwo oraz jak potencjalne niepowodzenia na froncie będą wpływać na jej wolę walki, życie społeczne oraz polityczne. Wzrasta również niepokój co do rozmiarów i stałości zachodniego wsparcia, a sam Kreml tworzy wrażenie, że w Moskwie wróciła nadzieja na osiągnięcie zakładanych celów.

Jeżeli pierwszy rok inwazji był rokiem wpierw niepokoju, a następnie wielkiej euforii wywołanej zatrzymaniem rosyjskiego ataku, a rok drugi – rokiem wielkiej (niespełnionej) nadziei na przełom korzystny dla Ukrainy, to jaki może być jej trzeci rok? Jakie wyzwania, problemy i nadzieje rysują się przed Kijowem?

Czytaj więcej

Serhij Żadan: Rosjanin nie przeprasza. To narcystyczny, zakochany w sobie naród

Wsparcie Zachodu dla Ukrainy pod znakiem zapytania

Warunkiem sine qua non dla osiągnięcia przez Ukrainę jakiegokolwiek pozytywnego dla niej scenariusza w najbliższych miesiącach pozostaje olbrzymia i stała pomoc od jej zachodnich partnerów. Brak dostaw amunicji, broni, sprzętu oraz wsparcia finansowego to skazanie tego kraju na porażkę w toczącym się konflikcie. Nie można się łudzić – w walce na potencjały Moskwa, nawet osłabiona sankcjami i trawiona przez własne wewnętrzne problemy, wyprzedza Kijów o kilka długości w kontekście możliwości trwania w stanie wojny. Mówiąc krótko – to Rosję stać na dłuższą walkę, w krótko- i średnioterminowej perspektywie może sobie pozwolić na dłuższe prowadzenie konfliktu na wysokim poziomie intensywności. Kijów pozostawiony sam sobie lub z bardzo ograniczonym wsparciem stanie przed śmiertelnym zagrożeniem i realnym widmem utraty kolejnych terytoriów.

Jednoczenie od dłuższego czasu można zaobserwować narastające problemy, które w pierwszej kolejności związane są nawet nie tyle z wolą polityczną ze strony państw zachodnich względem utrzymania dotychczasowego poziomu wsparcia Ukrainy, ile z czysto technicznych możliwości jego podtrzymania. Intensywność i czas trwania tego konfliktu stawia bowiem także przed Zachodem szereg wyzwań pod kątem produkcji kolejnych partii pocisków, amunicji i sprzętu przekazywanego (bądź sprzedawanego) Ukrainie, zwłaszcza w kontekście konieczności budowania i wzmacniania własnych potencjałów obronnych przez państwa NATO.

Czytaj więcej

Czego bać się bardziej - rosyjskiej broni atomowej w kosmosie, czy brytyjskich rakiet?

Ze względu na to, że konflikt przekształcił się de facto w wojnę pozycyjną i starcie na wyniszczenie, szczególnie istotną kwestią jest wsparcie Ukrainy pod kątem pocisków artyleryjskich. Przy silnie okopanych pozycjach skutkujących małą mobilnością wojsk to właśnie artyleria staje się jednym z najważniejszych rodzajów broni na froncie. Pozwala ona na wzmocnienie dotychczasowych linii obrony Kijowa oraz daje nadzieję na działania ofensywne w przyszłości. Obecnie szacuje się, że miesięcznie Ukraina potrzebuje ok. 200 tys. pocisków artyleryjskich do utrzymania intensywności walk. Średnio na froncie zużywa ona ok. 5–7 tys. pocisków dziennie.

Tymczasem według ostatnich deklaracji ze strony Francji jest ona w stanie przekazywać Kijowowi ok. 3 tys. tego rodzaju pocisków miesięcznie ergo wesprzeć pod tym kątem obronę Ukrainy na ok. 12 godzin ostrzału artyleryjskiego w skali miesiąca. Podobne deklaracje złożyły Niemcy, które planują dostarczanie ok. 16 tys. pocisków miesięcznie (na mniej więcej trzy dni walki). Łącznie państwa Unii Europejskiej w tym roku będą w stanie wesprzeć Kijów ok. 75 tys. pocisków artyleryjskich miesięcznie, tj. umożliwić walkę na dotychczasowym poziomie intensywności przez mniej więcej dwa tygodnie. Drugie tyle musiałyby przekazać Stany Zjednoczone. Problem w tym, że spór demokratów i republikanów w Waszyngtonie o dalsze wspieranie Ukrainy jest coraz bardziej gorący, a pomoc na zbliżonym do dotychczasowego poziomie – zagrożona. Nawet jeśli finalnie w roku 2024 Ukraina otrzyma ze strony Waszyngtonu podobną pomoc jak w ubiegłych latach, to czy będzie mogła na nią liczyć w 2025 r.?

Powyższy przykład najlepiej pokazuje zarówno skalę potrzeb Kijowa, jak i problem związany z ograniczonymi możliwości przekazywania wsparcia militarnego przez Zachód. Pociski artyleryjskie to tylko jeden z elementów, podobne potrzeby dotyczą całego spektrum amunicji, broni i sprzętu. Tymczasem ta wojna w dużej mierze opróżniła magazyny wielu zachodnich armii, a niemało przemysłów obronnych dopiero zaczyna zwiększać swoje moce produkcyjne. Należy przy tym pamiętać, że nie cała ich produkcja może być przekazywana Ukrainie.

Czytaj więcej

Doradca Zełenskiego Mychajło Podolak: Jeszcze można zatrzymać Rosję

Mniejsza liczba amunicji oznacza jednocześnie mniejszą intensywność ukraińskiej obrony, a tym samym otwiera pole do dalszych postępów rosyjskiej armii, która po prostu będzie napotykała na mniejszy opór. Rosja być może produkuje gorszej jakości pociski i broń, ale za to w znacznie większej ilości – w chwili obecnej swobodnie może wystrzeliwać nawet 10 tys. pocisków artyleryjskich dziennie. To oznacza, że w najbliższych miesiącach może zyskać pod tym kątem nawet kilkukrotną przewagę nad Ukraińcami, co znacznie zwiększy jej potencjał ofensywny. Kijów będzie chciał rekompensować tę różnicę m.in. poprzez produkcję dronów i rozwój oddziałów nimi operujących, ale taki krok ma małe szanse na pełne rozwiązanie podstawowego problemu związanego z amunicją i pociskami.

Zmiany w ukraińskiej armii po dwóch latach wojny

Kurczące się zapasy amunicji oraz ograniczone możliwości wsparcia najbardziej potrzebnymi zasobami walczącej ukraińskiej armii przez jej zagranicznych partnerów to niejedyne problemy Ukrainy. Do czasu nieudanej kontrofensywy nad Dnieprem dominowało podejście, w którym zarówno krytyka samych władz, jak i naświetlanie problemów związanych z armią odbywały się w mocno ograniczonym stopniu. Wiedza na wiele tematów krążyła nieoficjalnymi kanałami, nie wychodziła jednak na forum publiczne, nie stawała się przedmiotem powszechnych dyskusji.

Utrata nadziei na przełom i szybkie przekroczenie rosyjskich linii obrony zakończyła ten swoisty okres ochronny dla władz. W Ukrainie coraz częściej krytykowany jest zarówno sam Zełenski, jak i jego otoczenie. Na światło dzienne wychodzą kolejne skandale związane z korupcją w armii (łapówki za uchylanie się od służby), kradzieżami i nieefektywnym zarządzaniem sprzętem (przykłady aut, które nie trafiają na linie frontu, lub całych magazynów niewykorzystywanego sprzętu, m.in. dronów), nierzadko chaosem organizacyjnym (nieadekwatne przydzielanie ludzi do oddziałów względem ich umiejętności) oraz zanadto rozbuchaną wewnętrzną biurokracją (zjawisko określane w Ukrainie mianem „papierowej armii”, która zajmuje się przede wszystkim wewnętrznym życiem administracyjnym, produkując tony dokumentów). Choć nadal to armia cieszy się największym zaufaniem społecznym w Ukrainie, to jednak świadomość tego, że pod wieloma względami wciąż jest ona obciążona licznymi grzechami postradzieckiej struktury, jest coraz bardziej powszechna.

To m.in. zapotrzebowanie na dalsze reformowanie armii i rozwiązanie coraz bardziej palących problemów strukturalno-systemowych ukraińskiego wojska stało się powodem dymisji dotychczasowego dowódcy obrony kraju gen. Wałerija Załużnego – przynajmniej według oficjalnej narracji Zełenskiego i jego środowiska. Tajemnicą poliszynela nad Dnieprem jest fakt, że Załużny, który na przestrzeni ostatnich dwóch lat zdobył niezwykłą popularność i powszechny szacunek wśród Ukraińców, od dłuższego czasu był marginalizowany, a w niektórych wypadkach wręcz pomijany przy podejmowaniu części decyzji co do dalszych działań na froncie. To decyzje ukraińskich polityków miały dyktować część działań na froncie, czynniki polityczne potrafiły brać górę nad czynnikami militarnymi. Dodatkowo Załużny zaczął coraz częściej być wymieniany jako potencjalny konkurent o najwyższy urząd w państwie, gdyby w końcu zaistniała możliwość przeprowadzenia na terenach Ukrainy wyborów prezydenckich.

W efekcie Bankowa (adres siedziby Biura Prezydenta, od którego pochodzi potoczne określenie prezydenckiego ośrodka władzy w Ukrainie) podjęła decyzję o zmianie nie tylko naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy, ale także kilkunastu oficerów na wysokich stanowiskach w armii. Według optyki Zełenskiego ma to poskutkować impulsem do zmian w wojsku. Następca Załużnego – generał Ołeksandr Syrski – odpowiadał za wiele ukraińskich operacji wojskowych zakończonych sukcesem, ale ciąży nad nim także opinia dowódcy, który przywiązuje znacznie mniejszą wagę do strat osobowych podległych mu oddziałów (efekt dowodzonej przez niego uporczywej obrony Bachmutu, która przyniosła olbrzymie straty wśród ukraińskich obrońców).

Jednym z głównych wyzwań, jakie staną przed nowym kierownictwem SZU, jest narastający problem związany ze składem osobowym armii. Wielu żołnierzy służy praktycznie nieprzerwanie od dwóch lat, rzadko lub w ogóle nie widuje się z bliskimi, nie podlega rotacji, tj. przebywa za długo w strefach frontowych, nie ma wystarczającego czasu na regenerację, jest wycieńczona fizycznie i psychicznie. Dodatkowo mnóstwo żołnierzy, którzy trafili do armii na początku konfliktu (bez przymusu, na ochotnika, z wysoką patriotyczną motywacją), zwraca uwagę, że każda kolejna fala żołnierzy, która trafia na front, jest nie tylko słabo lub niewystarczająco przeszkolona, ale również charakteryzuje się coraz niższym poziomem motywacji. To nie może zresztą dziwić – po dwóch latach pełnowymiarowej wojny i wcześniej ośmiu latach wojny hybrydowej (licząc od aneksji Krymu i wybuchu konfliktu w Donbasie) większość ochotników trafiła do armii już dawno. Niestety, duża ich część poniosła także ofiarę własnego zdrowia lub życia. Ukraińscy żołnierze walczą w stopniu heroicznym, ale ich możliwości fizyczne i psychiczne w nieubłagany sposób będą się wyczerpywać.

Moskiewski sukces w Ukrainie nie ograniczy się bowiem do tragedii ukraińskiego narodu. będzie także gwarancją następnych konfliktów w przyszłości. 

W tym kontekście istotnym elementem stała się kwestia mobilizacji i zasilenie szeregów armii młodszymi żołnierzami. Według różnych danych do tej pory na front trafiali głównie mężczyźni mający średnio ok. 40 lat i którzy w sposób naturalny wraz z wyższym wiekiem gorzej znoszą długą i wycieńczającą służbę w strefie działań bojowych. Nowa ustawa, którą chce przyjąć Rada Najwyższa Ukrainy, zakłada obniżenie wieku poborowego do 25 lat, co ma się przyczynić do zaciągnięcia młodszych pokoleń Ukraińców na front. Jest to decyzja, która pod kątem politycznym waży bardzo dużo, jednak pod wieloma względami jest krokiem koniecznym dla dalszej obrony kraju.

Czytaj więcej

Tymoszenko, Poroszenko, Wakarczuk. Bój o fotel prezydenta Ukrainy już się zaczął

Dwa lata wojny Rosji z Ukrainą: Niepokój Ukraińców rośnie

Skomplikowana sytuacja, w jakiej znalazła się Ukraina, znajduje odzwierciedlenie w nastrojach społecznych nad Dnieprem. Na przełomie 2023 i 2024 r. szereg ukraińskich ośrodków śledzących opinię społeczną przeprowadził serię badań, które pokazują spadek wiary w pozytywne zakończenie całego konfliktu i ukazują narastający niepokój wśród części ukraińskiego społeczeństwa. Choć wciąż dominują odpowiedzi pozytywne, to systematycznie wzrasta odsetek odpowiedzi negatywnych.

Według badań przeprowadzonych w grudniu 2023 r. przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii (KMIS) w porównaniu z majem 2022 r. liczba respondentów, którzy oceniają rozwój sytuacji w Ukrainie jako niepokojący, wzrósł o 17 pkt proc. i wynosi obecnie 33 proc. odpowiedzi (w maju 2022 r. pesymistyczne odpowiedzi stanowiły 16 proc.). Co więcej, w porównaniu z ubiegłym rokiem zmieniła się w ukraińskim społeczeństwie ocena przyszłości kraju. W październiku 2022 r. aż 88 proc. Ukraińców uważało, że w ciągu dekady Ukraina stanie się bogatym i rozwijającym się państwem będącym w UE, inną opinię miało jedynie 5 proc. badanych. W grudniu 2023 r. liczba osób, które uważały, że za dziesięć lat ich państwo będzie zrujnowane pod kątem gospodarczym i społecznym (poprzez masową migrację), wzrosła o 14 pkt proc. i wynosi obecnie 19 proc. Szczególnie niepokoić może fakt, że najbardziej pesymistyczne pod tym kątem jest najmłodsze pokolenie Ukraińców (przedział 18–29 lat), wśród których taką negatywną wizję przyszłości podziela ponad jedna czwarta respondentów (26 proc.).

Badania pokazują jeszcze jeden wpływ nieudanej kontrofensywy na opinię publiczną nad Dnieprem. Od lata ubiegłego roku systematycznie zaczął wzrastać procent Ukraińców deklarujących gotowość na ewentualne poświęcenie części terytoriów swojego kraju, gdyby miało to przynieść pokój i zakończenie wojny – od maja 2022 do maja 2023 liczba takich odpowiedzi oscylowała w granicach 10 proc., obecnie wynosi już 19 proc. Zwraca uwagę jeszcze jedna statystyka – według analiz rzeprowadzonych przez grupę badawczą Rejtynh w Ukrainie zmniejszyło się także poczucie solidarności w społeczeństwie. O ile w zeszłym roku aż 87 proc. Ukraińców uznawało, że naród jest zjednoczony (przeciwnego zdania było 11 proc.), o tyle teraz wiarę w jedność społeczeństwa podziela 64 proc. respondentów (wzrost negatywnych odpowiedzi o 23 pkt proc., do 34 proc.).

Wszystkie te badania pokazują, że choć nadal większość Ukraińców stara się pozytywnie patrzeć w przyszłość, to jednak zawiedzione nadzieje na przełamanie na froncie i przechylenie szali wojny na swoją korzyść uruchomiły procesy, które w najbliższym roku mogą przybrać na sile. Nie ulega bowiem wątpliwości, że Ukraińcy są coraz bardziej zmęczeni tym konfliktem. Szczególnie silnie oddziałują na nich regularne bombardowania miast znajdujących się również daleko od linii frontu – będąc mieszkańcem większego miasta w Ukrainie, nie możesz być pewien, czy akurat tej nocy bomby nie spadną na twój dom. Naturalnym jest, że zarówno życie w ciągłym napięciu, jak i napływ negatywnych informacji z frontu zaczynają coraz silniej rezonować. Taki jest zresztą cel Rosji, która poprzez terror chce po prostu doprowadzić do zmęczenia i spadku motywacji Ukraińców.

Po dwóch latach wojny Rosji z Ukrainą Moskwa jest w natarciu

Zasadniczym pytaniem pozostaje to, jak ewentualne postępy rosyjskiej armii na froncie wpłyną na ukraińską wolę oporu i gotowość do ewentualnego zamrożenia konfliktu, a poprzez to – akceptację, że duża część Ukrainy pozostanie pod rosyjską okupacją. Zwłaszcza że w najbliższym roku musimy być gotowi na to, że – z dużym prawdopodobieństwem – wojska agresora odnotują większe postępy na froncie niż w roku ubiegłym. Upadek Awdijiwki, której obrona trwała de facto dziesięć lat, może być tylko początkiem dalszych strat terytorialnych Ukrainy w 2024 r.
 Aktualne cele militarne Rosji są klarowne – to kontynuacja natarcia w obwodzie donieckim i doprowadzenie do pełnego „wyzwolenia” Donbasu, poprawa swojego stanu posiadania w obwodzie charkowskim (zniwelowanie rezultatów ukraińskiej kontrofensywy z września 2022 r.) oraz ustabilizowanie swoich zdobyczy w obwodzie zaporoskim i chersońskim (korytarz lądowy łączący Donbas z Krymem).

Pierwszy cel oznacza przede wszystkim przejęcie kontroli nad Siewierskiem (na północ od Bachmutu), Torećkiem i Konstantyniwką, a poprzez to podejście pod kluczowe miasta Donbasu – Słowiańsk i Kramatorsk. W tym wypadku walki mogą przypominać starcia w Bachmucie i Awdijiwce, a więc celem Rosjan będzie doprowadzenie do wzięcia tych miast w kleszcze, zrujnowanie i wymuszenie odwrotu ukraińskich wojsk.

W wypadku działań ofensywnych najeźdźcy w obwodzie charkowskim najistotniejsze dla niego będzie przywrócenie możliwości operacyjnych dla swoich ataków na Donbas od północy oraz zdobycie przyczółków dla ewentualnego natarcia na Charków. Oznacza to w wersji minimum osiągnięcie linii rzeki Oskił, a w wariancie optymalnym – linii rzeki Doniec. Ewentualne sukcesy na tym odcinku – prócz aspektu militarnego – niosłyby za sobą duży wpływ psychologiczny. Ponowna utrata terenów, które udało się Kijowowi odbić, byłaby dużym ciosem w ukraińskie morale.

Kierunek chersoński i zaporoski dla Rosjan jest najistotniejszy pod kątem ustabilizowania tamże swojego panowania (uruchamiane są duże projekty mające zmienić tamtejszą strukturę społeczną poprzez napływ ludności rosyjskiej) oraz przesunięcia linii frontu o kilkanaście–kilkadziesiąt kilometrów na północ względem jej obecnego przebiegu (oddalenie zasięgu ukraińskiego ostrzału od ważnych węzłów i tras komunikacyjnych).

Realizacja wszystkich tych założeń będzie trudna i bardzo krwawa, jednak w optyce rosyjskiej to są cele minimum obecnej kampanii przeciwko Ukrainie, to one mają być osiągnięte najpóźniej do 2025 r., a ich duża część – w roku bieżącym. Zdobycze te potraktowane zostałyby jak uzyskanie dobrego pola do agresji w dalszej przyszłości, która – w wypadku pozwolenia na postępy rosyjskiej armii w wyniku osłabienia militarnego wsparcia Ukrainy i jakąś formę zamrożenia konfliktu – będzie wyłącznie kwestią czasu. Dla Rosji podbój niepokornego sąsiada to kwestia fundamentalna.

Czytaj więcej

Poroszenko przesadził? Ukraińcy główkują, po co ten stan wojenny

Druga rocznica wybuchu wojny na Ukrainie: Ukraina walczy o przetrwanie

Bez dwóch zdań Kijów stoi obecnie przed szeregiem wyzwań, których rozwiązanie będzie kluczowe dla przyszłości nie tylko całego kraju, ale także całego ukraińskiego narodu. Nie ulega bowiem wątpliwości, że konflikt, który możemy obserwować w Ukrainie, nie ogranicza się tylko do płaszczyzny politycznej – to wojna o znacznie szerszym zakresie. Rosja jest zainteresowana osiągnięciem swoich celów politycznych (vide ustanowienie w Kijowie marionetkowych i podporządkowanych sobie władz; przemodelowanie światowego porządku poprzez pokazanie nieskuteczności i nieefektywności „kolektywnego Zachodu” w bezpośrednim starciu), ale również kulturowych i społecznych. W optyce Moskwy Ukraińcy mają zostać ukarani za oderwanie się od swojej „macierzy”, ich kultura – wymazana, a duch narodu – złamany.

Ofiary cywilne wojny Rosji z Ukrainą

Ofiary cywilne wojny Rosji z Ukrainą

PAP

Choć zdania te padały już wielokrotnie i wydawało się, że są oczywistością, to jednak obserwowane zmęczenie tym konfliktem oraz powolne rozpowszechnianie myśli o rychłym (a nawet wymuszonym w Ukrainie) zamrożeniu konfliktu wymaga ode mnie wyraźnego podkreślenia tych faktów: Ukraińcy walczą o przetrwanie, a kraj, który ich napadł, ma na celu anihilację niepokornego „ludu”.

„Ludu”, gdyż Putin et consortes zasadniczo odmawiają prawa do istnienia Ukraińców jako oddzielnego narodu – to dla nich twór sztuczny, tak samo jak Ukraina jest dla nich sztucznym bytem. O krwiożerczości i zbrodniczych podstawach ideowych tego konfliktu nie wolno nam zapominać, nie mogą nam one znikać z oczu, zwłaszcza w dobie rozszczelnienia swoistego „kordonu potępienia” wokół Rosji (vide propagandowa działalność Tuckera Carslona).

Moskiewski sukces na spływającej krwią Ukrainie nie ograniczy się bowiem do tragedii ukraińskiego narodu, będzie także gwarancją następnych konfliktów w przyszłości – wpierw skierowanych ponownie na Ukrainę w ciągu kilku lat, a następnie na państwa bałtyckie oraz Polskę. Jeżeli chcemy tego uniknąć, nie mamy innego wyjścia, jak zadbać o zatrzymanie rosyjskiego imperializmu na granicach Ukrainy już teraz. Podstawowym warunkiem pozostaje zabezpieczenie stałego i długoterminowego wsparcia ukraińskiej armii oraz zadbanie o rozwój własnych zdolności obronnych. Czas pokoju i rozwoju bez przeszkód w naszej części świata minął.

Tomasz Piechal

Ekspert ds. wschodnich, autor bloga „Szkice Wschodnie”, były analityk OSW.

Wielu wierzyło, że druga rocznica rosyjskiej napaści na Ukrainę przypadnie na zupełnie inny kontekst militarny, polityczny i społeczny. Rok 2023 powinien być bowiem rokiem wielkiego przełomu w rosyjsko-ukraińskim konflikcie, miał przynieść przełamanie linii frontu przez Kijów i rozpocząć proces wyzwalania kolejnych terytoriów spod moskiewskiej okupacji. Kluczem do tego miała być wielka kontrofensywa, którą poprzedziły wielomiesięczne szkolenia tysięcy ukraińskich żołnierzy przeprowadzane przez instruktorów wojsk NATO oraz napływ nowoczesnego sprzętu z Zachodu. Okoliczności na froncie miały być sprzyjające – zmęczenie rosyjskiej armii, jej ogromne straty osobowe i sprzętowe, a także potencjalny kryzys wywołany buntem Prigożyna dawały nadzieje na sukces. Wokół tej kampanii nabudowano wielkie oczekiwania, z różnych ośrodków kijowskiej władzy suflowano nawet scenariusze mówiące o rychłych walkach o Krym.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi