Bogusław Chrabota: Kanał Zero nie musi znaczyć zero

To nowe reality, nad którym nie czuwa żadna Krajowa Rada tego i owego. Jest przestrzeń na świeżość, prowokacje, na dodatek można wykorzystać „jeleni”, dzięki którym o kolejnych wybrykach Kanału Zero będzie wiedział cały świat.

Publikacja: 08.02.2024 12:57

Krzysztof Stanowski

Krzysztof Stanowski

Foto: FOTON/PAP

To prawda, że Andrzej Duda pomógł w starcie Kanału Zero. Ale bez przesady, nie on będzie kołem zamachowym telewizji w internecie, nawet gdyby lapsusy, jak ten o Krymie, przydarzały mu się codziennie. Budować oglądalności nie będą zapewne również „narodowe debaty” jak ta o CPK. Pomysł dobry, odważny, ale na raz, może dwa. Na rozruch, ale nie na dłużej. Przygniecenie tak bardzo autorskiego projektu permanentną debatą publiczną zarżnie każdy pomysł na kanał internetowy. Przerabialiśmy to w telewizji wielokrotnie. Cóż więc może tworzyć napęd nowego projektu? Dzięki czemu Krzysztof Stanowski i jego ekipa mogą odnieść sukces?

Kreatywność nie jest domeną wyłącznie internetu

Ktoś powie kreatywność. Tak, ale kreatywność nie jest domeną wyłącznie internetu. Dzięki kreatywności, świeżości pomysłów rozwijały się wszystkie media. Prasa, potem radio, na koniec tradycyjna, liniowa telewizja, której piszący te słowa poświęcił więcej niż dwie dekady. Też byliśmy kreatywni, a przede wszystkim, może jeszcze bardziej niż kreatywni, byliśmy odważni. Program „Na każdy temat” Witka Orzechowskiego, z Andrzejem Woyciechowskim w pierwszej, a Mariuszem Szczygłem w drugiej odsłonie, poruszał jako pierwszy w Polsce tematy tabu, takie choćby jak seks podczas religijnych pielgrzymek. „Halo!gramy” produkowane przez Anirę Wojan z debiutującym wtedy Kubą Wojewódzkim było dzikim, absolutnie spontanicznym i kompletnie niekontrolowalnym codziennym programem na żywo. Wychowało się na nim całe pokolenie fanów ówczesnej muzyki pop. „Świat według Kiepskich” operował humorem tak obrazoburczym, że prowincjonalni widzowie wyskakiwali z filcowych papuci jak z katapulty. To była ówczesna świeżość, przekraczanie granic, eksplozja twórczej wyobraźni, nieuczesanej, ale pachnącej nowością. Wszystko niemal 30 lat temu.

Czytaj więcej

Artur Bartkiewicz: Kto zostanie nowym Szymonem Hołownią? Wyścig się rozpoczyna

Dlaczego o tym wspominam? Bo właśnie w tamtym czasie, tamtych formatach, tamtej energii odnajdywał się ten sam ferment, którym dziś pachnie robota youtuberów. Oczywiście, że była różnica. Telewizja, nawet tak spontaniczna jak ta, o której piszę, pochodziła ze sfery broadcastu. Mówiąc krótko: konsumowała mnóstwo pieniędzy, wymagała skomplikowanej techniki, studiów, profesjonalnych kamer, reżyserek, nadajników satelitarnych, sieci rozsiewczej. Nie każdego było na to stać. Potrzebny był przysłowiowy kompleks na Woronicza czy śmiali inwestorzy, wizjonerzy jak Zygmunt Solorz czy Mariusz Walter. Tychże z kolei kreatywność, świeżość sama w sobie interesowała o tyle, o ile generowała budżety reklamowe. Zarabiana dzięki telewizji gigantyczna skądinąd kasa była lepszym recenzentem anteny niźli najbardziej nawet surowa Krajowa Rada tego i owego. Logika była prosta. Program tracił na oglądalności, wylatywał z anteny. Ta właśnie zasada szybko obróciła się przeciw świeżości i oglądalności. Ofertę programową zaczęto przykrajać do średniego gustu tradycyjnej widowni. A tradycyjny gust z zasady wyklucza śmiałe eksperymenty, prowokacje estetyczne czy intelektualne szarże.

Kanał Zero: Jakie są atuty nowego projektu Krzysztofa Stanowskiego?

Jak szybko telewizja liniowa zamieniła się w dostawcę pizzy? Bardzo szybko. Myślę, że już w drugiej dekadzie jej istnienia widzowie znacznie częściej wybierali 1891 odcinek „Klanu” czy 2378 „M jak miłość” niż autorów myśli mądrych, śmiałych i oryginalnych. I tak w początkach lat 20. tego stulecia tradycyjna, konwencjonalna telewizja liniowa skurczyła się, postarzała i jest na najlepszej drodze do zaniku. Czy przeżyje? Nie wiem. Raczej wątpię. Po wyborach młodego pokolenia twórców i konsumentów „kontentu” na Instagramie, YouTubie, TikToku czy w platformach VOD widać, że to, co było, stacza się w przepaść. Na swoje własne zresztą życzenie. Wigor, wyobraźnia, spontaniczność – ostatecznie umarły. I to jest właśnie rzeczywistość, z którą z pasją chce się zmierzyć Stanowski. To, że ma niezwykły talent i wyczucie internetu, nie podlega żadnej wątpliwości. Już poprzedni jego projekt, czyli Kanał Sportowy, był inicjatywą bardzo udaną. Choć na tyle specjalistyczną (nie chodzi tylko o temat, ale także o konwencję, również estetyczną), że nie spowodowała przewrotu kopernikańskiego. Kanał Zero, jeśli się go dobrze poprowadzi, przy poszerzeniu tematyki, języka, konwencji, może już mieć taką szansę.

Czytaj więcej

Prof. Biernat: Wywiad dla Kanału Zero z komentarzem. Tylko dla odpornych

Jakie są atuty nowego projektu Stanowskiego, prócz jego samego? Nie krępuje go nadawca, konieczność wielkich nakładów inwestycyjnych, skomplikowana infrastruktura techniczna etc. Odbiornik potrzebny do oglądania każdy ma w kieszeni. Przestrzeń nadawczą oferuje YouTube. A telewizję można robić kamerką ze smartfona. To nowe reality, nad którym na dodatek nie czuwa żaden przewodniczący Świrski i jakaś Krajowa Rada. Jest przestrzeń na świeżość, prowokacje, na dodatek można wykorzystać „jeleni”, dzięki którym o kolejnych wybrykach Kanału Zero będzie wiedział cały świat.

Jeśli Stanowski zaprosi do studia posła Brauna i go publicznie zlinczuje (albo wysłucha), będzie OK. Jeśli zaś pozwoli mu spalić Torę, to nie przeżyje

Co może zabić taki projekt? Przede wszystkim (jak zawsze) spór o kasę, ale to zdarzało się i wciąż zdarza wszędzie. Druga sprawa to ryzyko ekstremizmu. Trzecia – zbytniej rutyny. To, co zaoferuje widzom Kanał Zero, nie może przekraczać granicy dobrego smaku (swoistej poprawności politycznej), ale musi unikać potwornej nudy, którą wieje niekiedy z poczynań wielu youtuberów. Innymi słowy, jeśli Stanowski zaprosi do studia posła Brauna i go publicznie zlinczuje (albo wysłucha), będzie OK. Jeśli zaś pozwoli mu spalić Torę, to nie przeżyje.

I jeszcze jedno: uwaga z megalomanią. Takich kolesi jak on było w historii mediów już bardzo wielu. Nie wszyscy przeżyli.

To prawda, że Andrzej Duda pomógł w starcie Kanału Zero. Ale bez przesady, nie on będzie kołem zamachowym telewizji w internecie, nawet gdyby lapsusy, jak ten o Krymie, przydarzały mu się codziennie. Budować oglądalności nie będą zapewne również „narodowe debaty” jak ta o CPK. Pomysł dobry, odważny, ale na raz, może dwa. Na rozruch, ale nie na dłużej. Przygniecenie tak bardzo autorskiego projektu permanentną debatą publiczną zarżnie każdy pomysł na kanał internetowy. Przerabialiśmy to w telewizji wielokrotnie. Cóż więc może tworzyć napęd nowego projektu? Dzięki czemu Krzysztof Stanowski i jego ekipa mogą odnieść sukces?

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi