Historycznie pierwsza była szczecinianka. Po zdobyciu Noworosji – dzisiejszej południowej Ukrainy, gdzie toczy się wojna – jej gubernator, hrabia, feldmarszałek, a przede wszystkim kochanek imperatorki, zaprosił Katarzynę na spływ Dnieprem. Wzdłuż brzegów witały ją wiwatujące tłumy poddanych i piękne wioski, a właściwie wyłącznie fasady domów, przewożone wraz z dyżurnymi poddanymi z miejsca na miejsce. W białoruskim Szkłowie, miasteczku Łukaszenki, wcześniej Czartoryskich, pod koniec lat 90. zorganizowano ogólnokrajowe dożynki. Miasto odpicowano. Byłem, widziałem – błyszczały fasady, na podwórkach po staremu: brud, smród, rewolucja październikowa. W sklepach pusto, półki zastawiono więc nie octem, tylko kolorowymi lemoniadami. Potiomkinada na całego, ale w telewizji wyglądało ładnie. Czemu szukać daleko? To w końcu w centrum Warszawy w połowie lat 90. zrekonstruowano neorenesansowy Pałac Jabłonowskich, oddając go na siedzibę bankowi. Fasada jest à la oryginalna, jak przed wojną, reszta nówka sztuka, nieśmigane.
Czytaj więcej
Będzie tłok i przeludnienie, to oczywiste. I ja rozumiem, że w wolnej Polsce Żakowski będzie siedział, ale na Boga, dlaczego ze mną?
Takie właśnie wspomnienia moją osobę nachodzą, kiedy słyszę o odbudowie Pałacu Saskiego. Stał on na placu Piłsudskiego, jego częścią był Grób Nieznanego Żołnierza, wojny nie przetrwał. Prezydent i rząd postanowili, że ma zostać odbudowany. Pomysł dyskusyjny sam w sobie, bo już oczyma wyobraźni widzę duch hrabiego Potiomkina jako patrona projektu. Ale nie to jest najgorsze. Prawdziwym horrorem jest pomysł na to, co w odbudowanym gmachu umieścić, bo miałoby się tam znaleźć biuro wojewody, Senat i MSZ. W tak świętym – nie przepadam za tromtadracją, ale tu jest uzasadniona – miejscu, przy samym Grobie Nieznanego Żołnierza, na placu słynnej papieskiej mszy i tylu innych celebracji, ma powstać biurowiec?! A czemu Wawel miałby nie zarabiać na siebie, przeróbmy go na hotel!
Takie właśnie wspomnienia moją osobę nachodzą, kiedy słyszę o odbudowie Pałacu Saskiego. Stał on na placu Piłsudskiego, jego częścią był Grób Nieznanego Żołnierza, wojny nie przetrwał.
Jeśli już Pałac Saski ma być odbudowany – co mnie akurat średnio się podoba, ale to przesądzone – to musi być miejscem otwartym, publicznym! Skoro nie zrealizowano pomysłu, by znalazło się tam Muzeum Historii Polski, to podrzucę lepszy – przenieśmy tam Filharmonię Narodową. Czemu nowoczesne, wspaniałe sale koncertowe na światowym poziomie mogą mieć Wrocław, Kraków czy Katowice, a Warszawa nie? Że powstaje w żółwim tempie, lecz powstaje, siedziba Sinfonii Varsovii na Pradze? To wspaniale, ale doprawdy dwumilionowe miasto może mieć takich sal kilka. Poza tym Filharmonia Narodowa jest jedna…