Bogusław Chrabota: Nie dajcie z siebie zrobić koalicji zemsty i chaosu

Jakość debaty politycznej może się zmienić, ale pod warunkiem, że Donald Tusk nałoży swojej formacji emocjonalny kaganiec.

Publikacja: 15.12.2023 17:00

Bogusław Chrabota: Nie dajcie z siebie zrobić koalicji zemsty i chaosu

Foto: Jakub Szymczuk, KPRP

Czy można liczyć na to, że w dobie rządów Donalda Tuska język politycznej debaty w Polsce się poprawi? Zwłaszcza że sam zaprzysiężony przez prezydenta Andrzeja Dudę w środę rano premier już na początku swojego exposé mówił, iż zależy mu na przywróceniu powagi debaty publicznej. Niektórzy mają taką nadzieję.

W swoim środowym wstępniaku redaktor „Gazety Wyborczej” Adam Michnik wyraża wiarę, że sytuacja może się poprawi przynajmniej odrobinę. Mało, chciałoby się powiedzieć, wypadałoby liczyć na więcej. Na jakąś zasadniczą odmianę, która uwolni nas od wszechobecnego chamstwa i hejtu. Ale czy to we współczesnych czasach jest możliwe? Nie chce mi się wierzyć.

Swoją drogą warto zauważyć, że pełen Wersal w życiu publicznym, przynajmniej w kręgach zbliżonych do władzy, panował tylko w Polsce ludowej. Tam nikt nikogo nie beształ, nie obrażał, nie wyzywał. Bo nie było za co. Życie publiczne toczyło się w rytm nakazów totalitarnej władzy. Nawet spory zazwyczaj przychodziły z góry i z podyktowanym finałem. Wszystko zmieniła demokracja i nic w tym dziwnego. Bo demokracja to dyskurs. A polityka to emocje. W symbiozie dyskurs i emocje muszą przynosić brutalizację języka.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Kaczyński. Siewca burzy

Dlaczego dzisiaj jest gorzej? To wszystko efekt postępu. Bo postęp polega na przełamywaniu kolejnych granic. Także w dziedzinie komunikacji i języka. Niestety, postęp w komunikacji odbywa się tylko w jedną stronę i to nie tę najpiękniejszą.

Inne granice padły dzięki innemu rodzajowi postępu. Postępowi technologicznemu. O ile w epoce poprzedzającej pojawienie się internetu dostęp do debaty publicznej mieli głównie profesjonaliści, o tyle w epoce rozwiniętej sieci wypowiedzieć się publicznie mogą już miliony. Jak się inaczej przebić w tym wielogłosie, jeśli nie poprzez siłę wyrazu i dosadność? Inaczej chyba się nie da, co nieustannie frustruje subtelnych intelektualistów. Swoje do pieca dołożyły portale społecznościowe, bo w nich liczy się już nie tylko masowość głosów, ale też fakt, że setki czy tysiące ludzi paplają to samo. Kwestia przebicia się w tym chórze wymaga więc jeszcze większej dosadności, grubszego konturu i większej ekspresji. Innymi słowy, sfera komunikacji i języka ulega analogicznemu zjawisku jak opisana przez Kopernika–Greshama zasada dotycząca środków rozliczeniowych: gorszy pieniądz wypiera z rynku lepszy. I z taką właśnie, zmieniającą się sferą komunikacji zderza czy też miesza się świat polityki. Dlaczego miałby jej zresztą nie uwzględniać? Świat jest integralny. Nie da się zjawisk społecznych sztucznie oddzielić od siebie.

Czy wyrywający się na mównicę sejmową lider PiS Jarosław Kaczyński, by wykrzyczeć do Donalda Tuska, że ten jest niemieckim agentem, rzeczywiście na zimno kalkuluje zamierzony efekt? Raczej w to wątpię. 

Tyle że czasem warto spytać, czy w pewnych konkretnych przypadkach ekspresja polityków rzeczywiście wynika ze zrozumienia i świadomego stosowania tych prawideł. Czy wyrywający się na mównicę sejmową lider PiS Jarosław Kaczyński, by wykrzyczeć do Donalda Tuska, że ten jest niemieckim agentem, rzeczywiście na zimno kalkuluje zamierzony efekt? Raczej w to wątpię. W wypadku Kaczyńskiego to przede wszystkim dowód osobistej nienawiści i politycznej bezradności. Kaczyński przekracza ostateczną granicę, bo wszystkie już ma za sobą. Bo nic więcej zrobić już nie potrafi. Czy to nie czas, by zejść ze sceny? Nie jestem pierwszym, który ma w tej sprawie pewność. Wiele to jednak nie da, bo za prezesem Jarosławem podążają rzesze jego wiernych uczniów z takim na przykład Mariuszem Błaszczakiem na czele, który po wysłuchaniu exposé ma czelność wykrzyczeć, że Tusk pędzi do Brukseli tylko po to, by zameldować wykonanie zadania swojej rodaczce Ursuli von der Leyen. Chamstwo? Kłamstwo? Bzdura? Bez wątpienia, ale w przekonaniu nowej opozycji zasadne, bo użyteczne politycznie. Granice – jak pokazał w wigilię rocznicy stanu wojennego, rzucając się w Sejmie z gaśnicą na chanukowy świecznik poseł Konfederacji Grzegorz Braun – można przekraczać nie tylko w sferze słowa, ale również czynu. Niczym dla Brauna okazały się polska racja stanu, godność parlamentu czy dobro macierzystej partii. Braun uznał, że słowa to za mało, i sprofanował symbol religijny, by zwrócić na siebie uwagę.

Czytaj więcej

Musimy znaleźć miejsce dla uchodźców z Syrii. Poznajcie ich, zanim mnie zakrzyczycie

I tu warto wrócić do słów redaktora Adama Michnika i jego wiary, że za rządów „koalicji światła” może być lepiej. Może, ale pod warunkiem, jakim musi być nałożenie przez premiera Tuska swojej formacji emocjonalnego kagańca. To, że nowa większość będzie brutalnie atakowana, to pewnik. To, że hejt na premiera się nie skończy, też jest oczywiste. Ważne, by rewersem tej obrzydliwej praktyki nie był ten sam ton z przeciwnej strony sali sejmowej.

Jeśli Tuskowi uda się zapanować nad retoryką swoich zagończyków, a chcę wierzyć, że jest to możliwe, to owa wymarzona przez Adama Michnika „odrobina” ma szansę. Jeśli zaś „koalicja 15 października” zamieni się w tak oczekiwaną przez Mariusza Błaszczaka „koalicję zemsty i chaosu”, nawet i ta „odrobina” odpłynie w siną dal. Oby tak się nie stało.

Czy można liczyć na to, że w dobie rządów Donalda Tuska język politycznej debaty w Polsce się poprawi? Zwłaszcza że sam zaprzysiężony przez prezydenta Andrzeja Dudę w środę rano premier już na początku swojego exposé mówił, iż zależy mu na przywróceniu powagi debaty publicznej. Niektórzy mają taką nadzieję.

W swoim środowym wstępniaku redaktor „Gazety Wyborczej” Adam Michnik wyraża wiarę, że sytuacja może się poprawi przynajmniej odrobinę. Mało, chciałoby się powiedzieć, wypadałoby liczyć na więcej. Na jakąś zasadniczą odmianę, która uwolni nas od wszechobecnego chamstwa i hejtu. Ale czy to we współczesnych czasach jest możliwe? Nie chce mi się wierzyć.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi