Wyobraźcie sobie państwo, jak by wyglądała nasza codzienność, gdyby każdy, z kim się spotykamy, traktował wszystko, co mówimy, całkowicie dosłownie. Gdyby ludzie, którzy nas otaczają, nie mieli poczucia humoru, nie wiedzieli, co to ironia. Ironia zgodnie ze słownikową definicją to osiąganie efektu komicznego poprzez niezgodność wypowiedzi na różnych jej poziomach – a więc na przeciwieństwie pomiędzy tym, co powiedziane wprost, a tym, co jest niedopowiedziane, będące pewnym założeniem.
Czytaj więcej
Reprezentacja polityczna, którą Polacy wyłonili w wyborach, jest znacznie bardziej konserwatywna niż całe społeczeństwo.
Jeśli słowa „Najlepszy na świecie jest rząd Mateusza Morawieckiego” wypowie zapalony zwolennik Prawa i Sprawiedliwości, może to brzmieć jak pochwała. Ale gdy wygłosi je sympatyk Donalda Tuska, jesteśmy pewni, że to ironia. Zabawność tej sytuacji wynika właśnie z faktu, że wypowiedziane słowa są niezgodne z niewypowiedzianymi w tej chwili sympatiami politycznymi danej osoby. A zatem, by rozumieć ironię, musimy znać kontekst. Ale to nie dotyczy wyłącznie ironii. I zwykłą wypowiedź trudno zrozumieć, opierając się wyłącznie na dosłownym sensie słów. Jednak może źle się wyraziłem, ponieważ zawsze jakiś kontekst jest. Tyle tylko, że jeśli kontekstu nie rozumiem, to dopowiadam go sobie sam. A wtedy komunikat, który ktoś do mnie skierował, rozumiem podwójnie na opak.
Istniejemy obok maszyn, które nie rozumieją naszych uczuć, ale często to właśnie one stanowią dla nas najważniejszy punkt odniesienia.
Co ciekawe, to bardzo powszechne zjawisko. Przecież nigdy nie wiem, co ma w głowie ktoś, kto do mnie mówi. Mogę to sobie jedynie wyobrazić. Na każdych warsztatach komunikacji – od komunikacji w rodzinie, przez komunikację w firmie, w polityce itp. – zawsze robi się zabawne ćwiczenia pokazujące, jak dalece różni się zamierzona przez nas treść od tego, co uda nam się ostatecznie przekazać w formie komunikatu. A sam komunikat ulega jeszcze dalszej modyfikacji, gdy próbuje go odkodować odbiorca. Gdy daję komuś banknot 20-złotowy i mówię, że daję ci ileś tam złotych, ale ktoś nie usłyszy dokładnie kwoty, wystarczy, że popatrzy na to, co mam w ręku, by doprecyzować komunikat. Stąd psychologowie tak często podkreślają znaczenie komunikacji pozawerbalnej, która osadza nasz język w pewnym kontekście. Gdy ktoś mówi, że wcale nie jest zdenerwowany, lecz widzę, że trzęsą mu się ręce, wiem, że albo ironizuje, albo chce zataić swój stan, albo kłamie.