Fascynowała mnie ich determinacja. Przekonanie o tym, że robią coś dwójnasób dobrego dla społeczności. Po pierwsze, dlatego że w ogóle oddali swoje życie koncepcji kibucniczego życia, a więc niezwykłej realizacji założeń syjonizmu, dosłownego pielęgnowania ziemi Izraela, idei agrarnych – harmonii człowieka i natury, oraz socjalistycznych ideałów sprawiedliwości społecznej i równości. Po drugie, oni bronili tego skrawka ziemi nie orężem, ale pługiem, traktorem, krowami i kurami, choć ich kibuc leżał w jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc na Ziemi.
Czytaj więcej
Jest miejsce na Bliskim Wschodzie na państwo izraelskie i na państwo palestyńskie. Muszą to w końcu zrozumieć zarówno w Tel Awiwie, jak i w Ramallah.
Przed przyjazdem – odwiedziłem Nahal Oz cztery lata temu – zostaliśmy przeszkoleni przez ochronę, na miejscu wskazano nam schrony, bo z Gazy, którą widać było gołym okiem na końcu pola, ewentualna rakieta przyleciałaby w kilka sekund. Nad kibucem wisiały wysoko sterowce z czujnikami, które uruchomiłyby alarm, gdyby tylko jakiś podejrzany przedmiot ruszyłby w kierunki Izraela. Schron był jedynym ratunkiem, ponieważ Żelazna Kopuła nie zdąży przejąć wrogiej rakiety w tak krótkim czasie. Każdy dom ma tzw. bezpieczny pokój, ze ścianami z grubego na kilkadziesiąt centymetrów żelazobetonu i oknami schowanymi pod grubym nawisem betonowego dachu (niektóre nawet nie mają okien), by rakieta czy granat nie mogły wpaść do środka.
Nie zapomnę filmu, który ktoś mi podesłał podczas poprzedniej wojny z Hamasem dwa lata temu, gdy Nahal Oz został zasypany rakietami. Pamiętam przerażenie kibucników, którzy opowiadali, że przeprowadzili się z Holandii, gdzie nie mogli znieść narastającego antysemityzmu, ataków na Żydów, a i tutaj muszą się ukrywać, bo znów leje się żydowska krew. Bo podczas mojej wizyty opowiadali wstrząsające historie o tym, jak rakieta uderzyła w autobus szkolny, którym na szczęście nie jechały dzieci, ale robotnicy pomagający w polu. Innym razem trafiono w samochód. Taka była codzienność, ale też i świadoma decyzja osób, które decydowały się tam mieszkać. Niektórzy stamtąd dojeżdżali kilkadziesiąt kilometrów do Tel Awiwu do pracy, ale potem wracali, by położyć się spać koło małżonka, dzieci, w wyśnionym świecie.