Prezydent Andrzej Duda desygnował do roli premiera Mateusza Morawieckiego. Rozumiem grę na czas, rozumiem wierność dawnym zapowiedziom sprzed wyborów. Ale mam wrażenie, że na pewno Morawiecki, a chyba i cała Zjednoczona Prawica, bardziej na tej grze straci, niż zyska.
Nie ma w tym żadnego straszliwego uchybienia, jak wynikałoby z bicia w bębny i z gromkich alarmów (jeszcze) opozycji. Prezydent ma prawo nie chcieć przyłożyć ręki do namaszczenia Donalda Tuska na premiera – po to jest konstrukcja trzech kroków zapisana w konstytucji. Natomiast te dwa tygodnie, podczas których Morawiecki nic nie utarguje i będzie ignorowany przez potencjalnych adresatów koalicyjnej oferty, jego samego jeszcze bardziej naznaczą stygmatem autora porażki. Ale wykażą też bezsilność PiS pozbawionego zdolności koalicyjnych. Na niespełna pół roku przed wyborami samorządowymi to nie będzie dobre wiano. Nie wiem, dlaczego liderzy PiS tak bardzo przebierają do tego nogami.
To jest doraźna polityka, pokłosie kampanii prowadzonej przez obie strony w konwencji nadciągającej apokalipsy. Warto ją śledzić, tak jak warto analizować przyszłe personalia rządowe, domykaną umowę koalicyjną opozycyjnych liderów i dyskusje wewnątrz nowej koalicji o programie. Bo przecież doskonale rozumiemy, że na koniec to tzw. anty-PiS obejmie władzę, a jej zarówno realnym, jak i symbolicznym zwieńczeniem stanie się premierostwo Tuska.
Czytaj więcej
Nowy rząd zapowiada rychłe podwyżki dla nauczycieli, sądząc, że w ten sposób odbuduje ich autorytet. Jednak nie ma pomysłu na to, jak poradzić sobie z roszczeniowymi rodzicami oraz zapatrzonymi w smartfony uczniami. Znów podnoszą się głosy o konieczności stworzenia szkoły bezstresowej i niewymagającej żadnego wysiłku, bo teraz to tylko zapaść i pruski rygor. Czy rzeczywiście z polską szkołą jest aż tak źle?
Prawicowość w narożniku
Ale warto widzieć tę przemianę w szerszym kontekście niż tylko jako problem podziału partyjnych wpływów czy spełniania konkretnych obietnic społeczno-ekonomicznych (albo niespełniania). Zaraz po wyborach „Plus Minus” ogłosił w tytule na okładce „Koniec prawicowej rewolucji”. Ja z kolei napisałem w jednym z kolejnych numerów, że Zjednoczona Prawica jest wciąż bardzo silna, ba, wraz z prezydentem zdolna przez prawie dwa lata paraliżować politykę nowego układu rządowego. Ale możliwe, że okaże się niezdolna do powrotu kiedykolwiek do władzy. Przynajmniej w swojej obecnej postaci kojarzącej się ze skrótem PiS i z poglądami Jarosława Kaczyńskiego.