Big Bang został poprzedzony krótką epoką inflacji, podczas której rozmiary wszechświata powiększyły się niewyobrażalnie. Książka operuje terminem „podwojenie objętości”: takich podwojeń było co najmniej 80.

Skondensowana, dbająca o klarowność książka Kinneya zapewnia, że na początku wszechświata decydowały efekty kwantowe, wytwarzając niejednorodności, które potem zamieniły się w galaktyki. Inflacja kosmologiczna nałożyła się na te procesy, prowadząc do powstania monstrualnego obiektu, który obecnie zamieszkujemy. Niestety, z rozważań wynika, że raz uruchomiona inflacja trwa wiecznie, prowadząc do powstania coraz to nowszych wszechświatów. Kosmos więc przypomina szklankę piwa z bąbelkami – te bąbelki to właśnie nowe wszechświaty, a piwo między nimi to przestrzeń. I bąbelki, i piwo rozszerzają się bezustannie, wskutek czego powstaje nazwana w tytule „Nieskończoność światów”.

Czytaj więcej

„Rzeki Londynu”: Londyn magiczny

Książka nie jest łatwa, ale amatorom kosmologii przejaśni w głowie. Według Kinneya inflacja jest poważną teorią, która parę prób już przeszła. Nie można natomiast przekonać się, czy sąsiednie wszechświaty rzeczywiście istnieją. Podróże pomiędzy bąbelkami są z góry wykluczone. Co ciekawe, prekursorem poglądu o nieskończoności światów był Giordano Bruno: Bóg jest nieskończony, więc jego wszechświat musi być taki sam. Teraz ta analogia poszła o rząd wyżej: nie tylko światy, ale i wszechświaty. Bruno za swe poglądy został spalony na stosie; teorię o nieskończoności wszechświatów można na razie wyznawać bez przeszkód.