Od „Botoksu” do „Szpital New Amsterdam”. Lekarze patrzą i łapią się za głowę

Nierealna wszechstronność, ciągle wyprasowane kitle, nieprawdopodobne sytuacje – seriale i filmy, których akcja rozgrywa się w szpitalach, lekarze i pielęgniarki porównują czasami do science fiction.

Publikacja: 14.07.2023 10:00

Lekarz w szpitalu w Leśnej Górze z „Na dobre i na złe” (na zdjęciu scena z 566. odcinka serialu) po

Lekarz w szpitalu w Leśnej Górze z „Na dobre i na złe” (na zdjęciu scena z 566. odcinka serialu) po dobowym dyżurze jest żwawy i rześki do pracy. Ta serialowa idylla kłóci się z rzeczywistością – mówi nefrolog Michał Pira

Foto: TVP/East News

Czy medycy oglądają filmy i seriale opowiadające o ich pracy? Wielu robi to regularnie. Powody są co najmniej trzy. Po pierwsze, chcą spojrzeć na swoją pracę z innej perspektywy. Po drugie, dowiadują się, jak ich zawód przedstawiany jest widzom, którzy często są ich pacjentami. W końcu zdarza im się włączyć serial po to, by skonfrontować swoją wiedzę z tym, kogo i jak diagnozują filmowi lekarze.

Lista seriali i filmów, których głównymi bohaterami są lekarze, pielęgniarki, pielęgniarze, ratownicy medyczni i fizjoterapeuci, jest długa: od produkowanego jeszcze w latach 70. czechosłowackiego „Szpitala na peryferiach”, przez polskie „Na dobre i na złe”, komediowy „Szpital na perypetiach” i kontrowersyjny „Botoks”, po produkcje ostatnich lat, takie jak „Sortownia”, „Będzie bolało” czy „Szpital New Amsterdam”. Medycy do tych tytułów podchodzą najczęściej z ciekawością i sporą dawką krytycyzmu. Ale co im daje ich oglądanie?

Czytaj więcej

„Zbrodnie odczytane z kości”: O czym mówią kości

Nierealna wszechstronność

Oglądam przede wszystkim seriale, których akcja rozgrywa się w amerykańskich szpitalach: „Szpital New Amsterdam”, „The Good Doctor” czy „Dr House”. Traktuję je jak science fiction, czyli podglądanie innej rzeczywistości – przyznaje psychiatra dr hab. Sławomir Murawiec. – Te seriale nie przedstawiają polskich warunków i pewnie dzięki temu mogę je oglądać ze spokojem. Wiem, że fabuła to akt kreacji i nie należy odnosić jej do tego, co dzieje się w ochronie zdrowia w Polsce. W amerykańskich filmach ten sam lekarz leczy przeziębienie, odbiera poród, robi operację neurochirurgiczną, a wszystko dzieje się jednego dnia i często w jednym odcinku. To jest nierealna wszechstronność – przekonuje.

Według pielęgniarki Marioli Łodzińskiej polskie seriale także nie przedstawiają realiów pracy polskich medyków. – Interweniowaliśmy w tej sprawie jako Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych. Prosiliśmy producentów seriali, takich jak „Pielęgniarki” czy „Na dobre i na złe”, o lepszy nadzór merytoryczny, który pozwoliłby uniknąć przekłamań. Twórcy tych produkcji koncentrują się na relacjach pielęgniarek z pacjentami, ich rozmowach na temat rodziny i spraw prywatnych. Tymczasem nasza praca tak nie wygląda. Na co dzień edukujemy pacjentów, promujemy wśród nich zdrowy styl życia. Seriale nie pokazują tej dużej, merytorycznej pracy – przekonuje.

Mariola Łodzińska z niepokojem zauważa, że polskie produkcje rzadko podnoszą prestiż zawodu pielęgniarki. – Pokazuje się nas jako usłużne wobec innych zawodów medycznych. Tymczasem my jesteśmy samodzielnym zawodem, członkiem zespołu terapeutycznego. W serialu widz tego albo nie zobaczy, albo zobaczy rzadko – dodaje.

Internista i nefrolog, lek. Michał Pira, uważa, że obraz placówek ochrony zdrowia w serialach jest wyidealizowany. – Jest czysto, pięknie, sielankowo. Tak to nie wygląda w praktyce. Na ekranie widzimy czysty gabinet lekarski, na biurku leży historia choroby jednego pacjenta. Zwykle na podobnym biurku musimy mieć dużo dokumentów, historie chorób kilkunastu czy kilkudziesięciu osób. Z zaskoczeniem obserwuję też wymuskane stroje lekarzy, z wykrochmalonymi kołnierzami od fartucha. Nie da się mieć niewygniecionego fartucha w czasie dyżuru, który trwa 24 godziny. Tymczasem lekarz w szpitalu w Leśnej Górze z „Na dobre i na złe” po dobowym dyżurze jest żwawy i rześki do pracy. Ta serialowa idylla kłóci się z rzeczywistością – podkreśla.

Sławomir Murawiec przekonuje, że mimo jego specjalizacji z psychiatrii bliskie są mu nawet seriale, które opowiadają o pracy chirurgów czy anestezjologów. – Każdy lekarz, niezależnie od tego, jakich pacjentów teraz przyjmuje, poznał różne specjalizacje medyczne. To sprawia, że filmy i seriale odwołują się do doświadczeń, które znam i mam, nawet jeżeli przeżywałem je wiele lat temu. Dzięki temu te seriale są mi w pewien sposób bliskie, nawet jeżeli wiele spraw jest przedstawionych w sposób nierealny – tłumaczy.

Kardiolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Artur Mamcarz wspomina sytuację, w której w jednym z polskich seriali opowiedziano historię, która najprawdopodobniej sprawiła, że do lekarzy zaczęło zgłaszać się mniej osób. – Historia dotyczyła pacjentki, u której wykonana miała być cytologia, czyli badanie w kierunku raka szyjki macicy. W serialowym szpitalu pomylono pacjentki. Kobieta, która miała mieć cytologię, zaszła w ciążę, bo przez pomyłkę przeprowadzono u niej procedurę in vitro – opisuje prof. Mamcarz. – Jest to przykład kompletnej bzdury i z medycznego punktu widzenia nierealnej sytuacji. Moi koledzy ginekolodzy opowiadali mi, że po emisji tego odcinka w ciągu dwóch tygodni wyraźnie spadła liczba pacjentek, które zgłaszały się na cytologię. Jesteśmy zgodni, że był to efekt emisji tego konkretnego serialu – podkreśla.

Nieoczywiste tropy

Michał Pira zwraca uwagę na błąd, który pojawia się w wielu filmach i serialach. Zauważył go między innymi w takich produkcjach, jak „Na dobre i na złe” i „Dr House”. – Chodzi o sposób zaprezentowania procedury defibrylacji. Zwróćmy uwagę na linię elektryczną na kardiomonitorze. Wszyscy medycy wiedzą, że jeżeli w zapisie jest ciągła linia, to jest to zatrzymanie krążenia w tak zwanej asystolii. Wtedy nie powinniśmy wykonywać defibrylacji, która polega na przepuszczeniu przez ciało pacjenta prądu, tylko zorganizować masaż serca, czyli zacząć odpowiednio ugniatać klatkę piersiową. Co widzimy w serialu? Medycy najczęściej wyciągają charakterystyczne łyżki do defibrylatora i po nażelowaniu tych łyżek zaczynają pocierać jedna o drugą. Tego też się nie robi, to nie jest medycznie uzasadnione, wręcz nie wolno tak robić – zwraca uwagę.

Podobną scenę zauważyć można było między innymi w filmie o perypetiach Jasia Fasoli „Nadciąga totalny kataklizm”. – Widziałem ten błąd też w zdecydowanie poważniejszych produkcjach, które opowiadały o sprawach medycznych już bez przymrużenia oka – dodaje lek. Pira. Kolejne uwagi dotyczą serialu „Dr House”. – Pamiętam odcinek, w którym dr House znalazł w samolocie igłę i zrobił nią nakłucie lędźwiowe. Dzięki temu pobrał do badania płyn mózgowo-rdzeniowy jednego z pasażerów. Gdy to zobaczyłem, pomyślałem, że należy mu się szacunek za taką akcję w takich warunkach. Jednak w rzeczywistości takie nakłucia robi się tylko sterylnymi narzędziami w gabinecie zabiegowym, a nie przypadkowo znalezioną igłą – dodaje.

Jeśli ktoś chce poznać realia pracy w szpitalu, lekarze rekomendują często nieoczywiste filmy i seriale, w których tematy medyczne nie są głównym wątkiem. Prof. Mamcarz wymienia dwa tytuły: film „Filadelfia” w reżyserii Jonathana Demmez 1993 roku, z Tomem Hanksem i Denzelem Washingtonem, oraz polski serial „Dom” Jana Łomnickiego. – Mam wrażenie, że na etapie tworzenia scenariuszy zadbano o konsultację merytoryczną z lekarzami – przyznaje kardiolog. – Serial „Dom” pokazywał medyczną rzeczywistość lat powojennych i późniejszych. Jedna z bohaterek, dziewczyna Kajetana Talara, syna głównego bohatera, miała przewlekłą chorobę nerek i musiała być dializowana. W tamtych czasach ta procedura była reglamentowana. Taki wtedy był świat. Odtworzenie tej dawnej rzeczywistości medycznej robi wrażenie bardzo realistycznego i właściwego – przekonuje.

Czytaj więcej

„Polska wieś 2044”: Statystyczna polska wieś

Bez nadludzkich cech

W takich produkcjach, jak „Dr House” i „Szpital New Amsterdam”, Sławomir Murawiec znalazł elementy swojej pracy. Według niego pokazują aspekty pracy lekarza, które są nieoczywiste dla widzów i pacjentów. – Punktem wspólnym wielu seriali o medykach jest wątek, w którym lekarz musi pogłówkować, zanim podejmie decyzję terapeutyczną. W medycynie niewiele rzeczy jest pewnych. Tymczasem pacjenci często oczekują od lekarza, że wystarczy krótkie badanie i pojawi się konkretna diagnoza. Seriale takie jak „Dr House” pokazują, że często lekarze na początku zwyczajnie nie wiedzą, z jaką chorobą zmaga się pacjent, a postawienie właściwej diagnozy wymaga myślenia, poszukiwania, stawiania przypuszczeń, analizowania objawów, wykluczania hipotez, słowem: główkowania. Cenię filmy i seriale, które pokazują ten proces – dodaje.

Prof. Artura Mamcarza zaskoczyło to, jak często widzowie uważają, że obraz pracy lekarza prezentowany w kinie czy telewizji jest zgodny z rzeczywistością. – Brałem udział jako zawodnik w charytatywnym odcinku teleturnieju „Familiada”. Byłem członkiem drużyny kardiologów i kardiochirurgów. Odpowiadaliśmy na pytania związane z sercem i wyrażaniem uczuć. W drużynie przeciwnej byli lekarze ze szpitala w Leśnej Górze, czyli aktorzy, którzy grają medyków w serialu „Na dobre i na złe”. Marian i Bartosz Opania opowiadali mi wtedy, że ludzie bardzo poważnie traktują ich role i o problemy medyczne pytają ich na przykład w pociągu. Wierzą, że dostaną wsparcie od aktora, który gra lekarza – wspomina.

Jeden z popularnych wśród medyków dowcipów brzmi: Czym różni się lekarz od Boga? Odpowiedź: Bóg nie nazywa siebie chirurgiem. Część lekarzy chwali te filmy i seriale, które pokazują, że medycy nie mają nadludzkich cech, tylko zwykłe, codzienne problemy. To ułatwia im potem kontakt z pacjentami w gabinecie. – „Szpital New Amsterdam”, „Dr House” i szereg polskich seriali prezentuje obraz lekarza jako zwykłego człowieka, rozpiętego między dwoma skrajnymi wymiarami istnienia. Z jednej strony medycy ratują ludzkie życie i przywracają sprawność, czyli są traktowani jak tytułowi „Bogowie” z filmu o zespole prof. Zbigniewa Religi. Równolegle lekarze, lekarki, pielęgniarze, pielęgniarki są w filmach zanurzeni w znanej nam wszystkim codzienności: mają problemy w związkach, robią zakupy i dotyczą ich skutki inflacji. Młodzi rezydenci amerykańscy mają perypetię, gdy szukają partnerów. To dla mnie ważny wątek, bo sam doświadczam tej rozpiętości: pomiędzy mocą ratowania życia a prozaicznymi czynnościami. Czasami wydaje mi się, że nasi pacjenci zapominają, że te ostatnie też nas dotyczą – przyznaje Murawiec.

Edukacja z Leśnej Góry

Michał Pira opowiada, że obecnie rzadko ogląda filmy i seriale medyczne. Za to pod koniec studiów medycznych, jeszcze w latach 90., był regularnym widzem serialu „Na dobre i na złe”. – Nie przepuściłem chyba żadnego odcinka. Tam były pokazane nie tylko ciekawostki medyczne, ale też życie prywatne bohaterów. Do dzisiaj pamiętam perypetie anestezjolożki Zosi czy pielęgniarki Bożenki. Myślę, że ten serial przyciągał medyków. Oglądałem go wtedy i zastanawiałem się, jaka będzie ostateczna diagnoza, sam próbowałem domyślać się, jaki medyczny problem ma chorujący bohater. Konfrontowałem swoje domysły z tym, na co wskazywali doświadczeni lekarze ze szpitala w Leśnej Górze. Może nawet przez krótki czas traktowałem „Na dobre i na złe” jak serial edukacyjny. Potem, gdy zacząłem być samodzielnym lekarzem, to się oczywiście zmieniło – wspomina Pira.

Artur Mamcarz uważa, że seriale o lekarzach pokazują często zbyt uproszczoną i opartą na stereotypach, a przez to nieprawdziwą rzeczywistość. – To wynika pewnie z tego, na co jest zapotrzebowanie. Pewne kwestie są czasami przerysowane, jeśli produkcja w krótkim czasie musi opowiedzieć zwartą i konkretną historię. Jednak uderza mnie to, że w serialach relacje między lekarzami i pielęgniarkami sprowadzają się często do romansu. Takie romanse pewnie się zdarzają, ale to nie jest częste zjawisko – przekonuje.

Jego zdaniem w serialach powinno być więcej edukacji medycznej. – Przy okazji Światowego Dnia Serca twórcy jednego z seriali pokazali historię pacjenta, który miał zawał. Widz dowiadywał się, co zrobić, żeby uratować taką osobę: od wezwania pomocy, poprzez transport do szpitala, pracownię hemodynamiczną i koronografię. Pojawiały się tam też informacje o czynnikach ryzyka zawału serca, takich jak palenie papierosów. Takie sytuacje pokazane w serialu mogą uratować komuś życie, bo ktoś zachowa się w sposób odpowiedzialny, może nawet zmieni styl życia – uważa Mamcarz.

Medycy wskazują, kiedy scenariusz serialu czy filmu miał uważną konsultację z ekspertem. Sławomir Murawiec wspomina wątek z serialu „Szpital New Amsterdam”, w którym pojawiał się pilot, który wylądował samolotem na rzece i wkrótce po tym zdarzeniu okazało się, że cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową. – Pojawia się pytanie, czy to, co wydarzyło się z samolotem, było efektem jego próby samobójczej, czy raczej jego chęci, by ten samolot, a w nim siebie i pasażerów, uratować. Nie widziałem w fabule błędów merytorycznych, a w warstwie psychiatrycznej to miało sens. Wiadomo, że lekarze w serialu muszą podejmować decyzje szybko. To tempo i zdecydowanie, jakie wyznaczają ramy serialu czy filmu, zwraca uwagę. Trudno byłoby to powtórzyć w rzeczywistym szpitalu czy gabinecie. To, co pojawia się w serialach i ma wiele wspólnego z rzeczywistością, to też sytuacje, w których lekarze narzekają, że nie mają dostępu do nowoczesnego sprzętu. Niedobory zdarzają się i w filmach, i w naszej praktyce – dodaje.

Czytaj więcej

Odolany, czyli warszawski Hongkong. Stara bieda i nowe korki

Komedia czy dramat?

Według części medyków nietrafionym pomysłem jest żartowanie i śmianie się z przedstawianych w filmach krańcowych sytuacji, do których dochodzi w szpitalach. Lekarz z Warszawy przekonywał mnie, że warstwa humorystyczna serialu „Daleko od noszy”, pod pierwotnym tytułem „Szpital na perypetiach”, nie straciłaby na jakości, gdyby akcję umieścić w innym miejscu. Jeden z bohaterów tego serialu w każdym odcinku leży na łóżku na korytarzu i sprawia wrażenie stałego klienta, który od wielu tygodni mieszka w szpitalu, lekarze muszą wozić pacjentów starą windą, a w sali operacyjnej nie przestrzega się zasad sanitarnych. – Możemy się śmiać z mniej poważnych i decydujących o zdrowiu i życiu rzeczy – podkreślał.

Mariola Łodzińska uważa, że serial o medykach, który opisuje rzeczywistość, czasami byłby komedią, a czasami dramatem. – To wszystko zależy od momentu. W naszej pracy zdarzają się zabawne sytuacje, a jednocześnie widzimy często dramaty związane z kolejkami czy historiami pacjentów, którzy są sami w szpitalach. Takie sytuacje obserwowaliśmy w czasie pandemii. Te historie też działają na emocje pielęgniarek, bo nie mogą nie mieć na nas wpływu – uważa.

Czy oglądanie seriali, których akcja rozgrywa się w szpitalach, może wzmocnić nasze zdrowie? Wydaje się, że może w tym pomóc. Śledzenie scen rozmów z nowymi pacjentami i szukania najkrótszej drogi do najlepszej diagnozy może wzmocnić naszą kulturę zdrowotną i sprowokować do zadania sobie pytań typu: czy chcemy być zdrowi, a jeżeli tak, co robimy, a czego nie, by zwiększyć na to szanse

Autor jest doktorem nauk społecznych i dziennikarzem RMF FM, gdzie zajmuje się między innymi systemem ochrony zdrowia w Polsce.

Z jednej strony w amerykańskim serialu „Dr House” wyraźnie widać, jaki wysiłek muszą włożyć lekarze

Z jednej strony w amerykańskim serialu „Dr House” wyraźnie widać, jaki wysiłek muszą włożyć lekarze w ustalenie tego, co naprawdę dolega pacjentom, z drugiej jest tam wiele niebezpiecznych uproszczeń – nieprawidłowe wykonywanie defibrylacji czy niesterylne zabiegi poza salami operacyjnymi

Cineliz/be&w

W komediowym serialu „Daleko od noszy” (na zdjęciu) widzów ma bawić między innymi siermiężność polsk

W komediowym serialu „Daleko od noszy” (na zdjęciu) widzów ma bawić między innymi siermiężność polskiej służby zdrowia – stare windy, sale operacyjne, na których nikt nie przejmuje się sterylnością. Ten rodzaj humoru niekoniecznie bawi samych lekarzy

TRICOLORS/East News

Czy medycy oglądają filmy i seriale opowiadające o ich pracy? Wielu robi to regularnie. Powody są co najmniej trzy. Po pierwsze, chcą spojrzeć na swoją pracę z innej perspektywy. Po drugie, dowiadują się, jak ich zawód przedstawiany jest widzom, którzy często są ich pacjentami. W końcu zdarza im się włączyć serial po to, by skonfrontować swoją wiedzę z tym, kogo i jak diagnozują filmowi lekarze.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni