Francja dała za wygraną. A jeśli tak, to za wygraną dała też zjednoczona Europa. A więc i świat. W 2015 roku na konferencji ONZ w Paryżu w sprawie zmian klimatycznych przywódcy 195 państw zobowiązali się do podjęcia wszelkich działań, aby ocieplenie klimatu w stosunku do czasów sprzed rewolucji przemysłowej (przełom XVIII i XIX wieku) nie przekroczyło do końca XXI wieku 2 stopni Celsjusza, a najlepiej żeby było poniżej 1,5 stopnia. Zobowiązanie było traktowane na tyle poważnie, że kiedy w czerwcu 2017 r. Donald Trump zapowiedział, iż Ameryka wycofuje się z porozumienia, uznano to za dramat. A gdy Joe Biden cztery lata później ogłosił, ze Stany Zjednoczone wracają do umowy – świętowano triumf.
Jednak we wtorek 23 maja Christophe Béchu, minister ds. transformacji ekologicznej kraju, który był gospodarzem paryskiej konferencji, zapowiedział, że czas „skończyć z zakłamaniem”. I powiedział wprost, że ocieplenie klimatu będzie postępowało o wiele bardziej dynamicznie, niż do tej pory się łudzono. Do 2100 roku w Europie średnia temperatura ma skoczyć o 4 stopnie Celsjusza w stosunku do czasów przed rewolucją przemysłową, a być może nawet o 5 stopni. Stąd – zdaniem Béchu – już teraz trzeba rozpocząć konsultacje, jak przygotować kraj na kataklizm klimatyczny, jakiego jeszcze nikt nie widział.
Pesymizm jest uzasadniony. Dyktuje go zarówno dotychczasowy bilans walki z emisją gazów cieplarnianych, jak i marne perspektywy wprowadzenia w życie bardziej przyjaznych dla środowiska norm w przyszłości. Choć jesteśmy wciąż na początku XXI wieku, klimat na Ziemi już ocieplił się o 1,2 stopnia Celsjusza. To jednak średnia, którą zaniżają oceany, gdzie skok temperatur jest niższy. Podobnie jest z innymi kontynentami, które zostały mniej dotknięte zmianami klimatycznymi niż Europa – u nas bowiem wzrost osiągnął już poziom 1,7 stopnia Celsjusza. A więc więcej, niż w Paryżu planowano do końca wieku.
Czytaj więcej
Emmanuel Macron ma rację, mówiąc, że Unia musi przekształcić się w geopolityczną potęgę, jeśli w świecie bandyckiej Rosji i agresywnych Chin chce obronić nie tylko swoje interesy, ale i swoją wolność. Tyle że prezydent Francji nie jest w stanie wprowadzić tej wizji w życie.
Koniec ze sweterkiem
Próbkę tego, co kryje się za tymi dość przecież abstrakcyjnymi liczbami, Hiszpanie mogli poczuć w kwietniu. Kiedyś to był miesiąc rześkiej wiosny, wieczorem nawet w Andaluzji trzeba było założyć sweterek. Jednak w tym roku temperatura w Walencji osiągnęła 36,2 stopnia Celsjusza (rekord), opady zaś okazały się tu czterokrotnie mniej obfite niż wieloletnia średnia o tej porze roku. Ponieważ w reszcie królestwa nie było wiele lepiej, zaczęto mówić o „ola de calor”, fali spiekoty. Problem w tym, że jest to termin, po którym Hiszpanie sięgają w środku lata, nie w kwietniu.