Bartosz Bartosik: Kościół i powszechne przyzwolenie na przemoc

Widzę po reakcjach znajomych, przyjaciół, bliskich, że ludzie w moim wieku chcą zachować Jana Pawła II jako ważną postać w swoim życiu. Abstrahując już od kategorii świętości, bo to coraz bardziej podejrzany temat w Kościele. Ale zarazem wielu czuje, że to uwikłanie bardzo psuje im obraz papieża. I są trochę w takim rozkroku - mówi Bartosz Bartosik, dziennikarz „Więzi”.

Publikacja: 31.03.2023 10:00

Bartosz Bartosik: Kościół i powszechne przyzwolenie na przemoc

Foto: robert gardziński

Plus Minus: Jakie emocje wzbudziła w tobie najnowsza odsłona sporu o rolę Jana Pawła II?

Poczułem rozczarowanie, i to dwukrotnie. Najpierw śledząc losy ofiar i reakcje biskupa Karola Wojtyły na zachowania duchownych w diecezji krakowskiej w najnowszej części „Bielma” Marcina Gutowskiego, a potem śledząc debatę publiczną, jaką ten film wywołał, bo bardzo szybko zrobiła się ona karykaturalna. Właściwie od razu zarysowały się dwa obozy: głosicieli tyrad w obronie świętego papieża, wielkiego Jana Pawła II, oraz obóz mema, powielający hasło o „bestii z Wadowic”. I ważny temat, który wymaga poważnej debaty, został sprowadzony do absurdu.

Brakuje ci drogi środka?

Albo chociaż próby syntezy. To nasza porażka jako wspólnoty, bo Jan Paweł II jako postać z przecięcia świata religijnego, politycznego i społecznego, jest ważną postacią dla tej wspólnoty, czy tego chcemy czy nie. Jego rolę można rozpatrywać z rozmaitych perspektyw: integracji europejskiej, dialogu chrześcijańsko- -żydowskiego, pojednania polsko-niemieckiego itd. A nasze zmaganie się z jego dziedzictwem jest o tyle istotne, o ile ciągle mierzymy się z pytaniem, kim my tak właściwie jesteśmy jako wspólnota.

I choćby tylko pod tym względem papież był naprawdę fascynującą postacią. A przecież jeszcze trzeba dodać do tego wszystkie pytania natury religijnej, które przed nami stawiał – o moralność, motywacje, uwikłanie w kontekst. I nawet o to, co sam papież krytykował, odcinając się od południowoamerykańskiej teologii wyzwolenia, czyli o strukturę grzechu. Bo przecież do całej tej historii z archidiecezji krakowskiej, którą dziś odkrywamy, kategoria struktury grzechu wydaje się całkiem dobrze pasować. Może więc Karol Wojtyła odcinał się od czegoś, co jego samego zżerało?

Myślisz, że to trochę zdejmuje z niego odpowiedzialność?

Nie, nie mówię tego po to, by umniejszać jego odpowiedzialność, jakby to wszystko było winą systemu klerykalnego, w którym żył i został wychowany. Nawet sam Jan Paweł II, gdy polemizował ze strukturami grzechu, pisał, że kontekst grzechu nie unieważnia indywidualnej odpowiedzialności. To po prostu ważne tematy do dyskusji – wszystkie te wątki są, tak po ludzku, fascynujące. I widzę po reakcjach różnych znajomych, przyjaciół, bliskich, że ludzie w moim wieku jednak chcą zachować Jana Pawła II jako ważną postać w swoim życiu. Abstrahując już od kategorii świętości, bo mam wrażenie, że to coraz bardziej podejrzany temat w Kościele. Ale zarazem wielu czuje też, że to uwikłanie bardzo psuje im obraz papieża. I są trochę w takim rozkroku.

Chyba mówisz tylko o jednostkach, niszy, bo mam wrażenie, że u zdecydowanej większości młodych ludzi postać Jana Pawła II nie budzi już żadnych emocji.

U jeszcze młodszych – tak. Ale ja w tej debacie czuję się takim pokoleniem pośrodku. W tym sensie, że my pamiętamy jeszcze Jana Pawła II – gdy umierał, byłem w „gimbazie”. I jestem jakby pomiędzy tymi, którzy go pamiętają jako bohatera narodowego z czasów PRL, a tymi, którzy nie pamiętają go w ogóle i mają tylko bekę z memów o nim. Ja trochę rozumiem i jednych, i drugich. Sam zresztą śmieję się z tych memów…

…o wielkim Polaku, świętym Janie Pawle II? I chcesz, byśmy to puścili na rocznicę jego śmierci?

Autoryzacja! Wyprę się, wytniemy (śmiech). No i śmieję z „papaja”, a nie papieża – dwie różne postaci. Ale rozumiem, że to już jest coś trochę niezależnego od pamięci o Janie Pawle II. Bo dla mnie, i przynajmniej części moich rówieśników, on naprawdę jest istotną postacią. Wielu z nas po raz pierwszy poczuło się podmiotowo potraktowanymi przez dorosłych właśnie wtedy, kiedy umierał. Pozwolono nam przeżywać ten czas tak, jak chcieliśmy. Nie było lekcji, mogliśmy sami przygotować jakiś apel, niewyreżyserowany przez nauczycieli. Wychodziliśmy ze szkoły bez niczyjej kontroli na różne marsze pamięci i straże honorowe przy księdze pamiątkowej – oczywiście, to był świat starszych pokoleń, ale my mieliśmy wolność dołączenia do niego. I to było naprawdę fajne, sporo moich rówieśników się w to angażowało.

Czytaj więcej

Anna Maria Żukowska: Koalicyjny rząd powstanie. A potem czekają nas kompromisy

I jako przedstawiciel tego pokolenia „pomiędzy” dyskutujesz czasem z młodszymi o Janie Pawle II?

Nie, bo dla nich to w ogóle nie jest temat do rozmowy. Papież to jedynie pan z mema. I młodzi nie rozumieją, dlaczego starsi się o te memy tak spinają, dlaczego pamięć o papieżu jest dla nich kwestią najgłębszej tożsamości – indywidualnej i zbiorowej. A jak ktoś czegoś się nie rozumie, to najczęściej po prostu się wycofuje z dyskusji, bo nie ma o czym gadać. I tak to dziś wygląda. Jeśli w debacie publicznej nikt tej bomby nie rozbroi, to będzie tylko gorzej. Bo skoro już dziś mamy taką obojętność, to ona będzie się tylko pogłębiać.

Mam wrażenie, że starsze pokolenia nie potrafiły tej pamięci przekazać młodszym.

Bo i trudno przekazać pamięć o kimś tak dla nas istotnym. Bo jak mówić kolejnym pokoleniom o ludziach, których sami uznaliśmy wielkimi za życia? A młodszym trudno się identyfikować z Janem Pawłem II właśnie przez tę wielkość – jest zbyt daleki, za mało ludzki.

Ale czekaj, a te superludzkie kremówki, powtarzane milion razy?

No, to skończy się tak, że zostaniemy na koniec z tą kremówką…

A jak interpretować te wszystkie memy? Bo mnie chyba najbardziej zaskoczyło ostatnio to, że wielu starszych Polaków do dzisiaj nie miało pojęcia o ich istnieniu – oni dopiero ten świat odkrywają i reagują z przerażeniem, że ktoś śmie w ogóle wyśmiewać papieża.

Skoro te tysiące memów do nich nie docierały, to zobacz, jak mocno zatarty mamy przekaz międzypokoleniowy. Starsi w ogóle nie rozumieją tego języka. I to kolejny powód, dlaczego dyskusja o Janie Pawle II jest tak trudna, bo tej międzypokoleniowej rozmowy nie ma już od bardzo dawna. Ostatnio kolega mojego chrześniaka wypalił przy obiedzie do jego rodziców: „Niech państwo sobie nie wyobrażają, że wiedzą, jak my żyjemy, czym my żyjemy i o czym rozmawiamy” (śmiech). A kultura memów to przecież karykatura, wykrzywienie rzeczywistości. I z tym się nie dyskutuje. Z mema można się albo pośmiać, albo machnąć na niego ręką.

Można też jednak postawić pytanie o to, co jest dopuszczalne w takiej karykaturze.

I starsi dopuszczają na pewno dużo mniej. Ale powiedzmy sobie szczerze, że Jan Paweł II jest po prostu postacią memiczną. Był aktorem, wychował się w teatrze, świetnie modulował głos, potrafił szybko przechodzić z trybu spokojnego, poważnego do trybu bardzo egzaltowanego, a potem nagle rzucać żarty – to jest obiektywnie memiczne. Jeśli już ktoś z bohaterów naszej historii miał stać się memem, to właśnie on był najlepszym kandydatem. I w tym nie ma nic złego, bo jest to jakaś forma oswajania tej postaci.

W tych memach jednak jest dużo agresji.

To prawda, ale mem jest nieprawdziwy jakby z definicji. Żadnej „bestii z Wadowic” nie było, ten tytuł na pewno mu się nie należy. Ale mem nigdy nie jest opisem rzeczywistości, to często gruba kreska, mocne przerysowanie.

Chcesz powiedzieć, że mamy się cieszyć, że młodzież obraża papieża?

Nie, mamy po prostu uznać, że memy są jej sposobem wyrażania stosunku do rzeczywistości. A jeśli wyśmiewa papieża, to pewnie dlatego, że go nie rozumie. Bo i nie ma jak go zrozumieć, skoro przekaz międzypokoleniowy jest tak zatarty.

To kto miałby tę bombę rozbroić?

Mogłyby to robić chociażby media. Najlepiej te, które nie są jednoznacznie przypisane partyjnie. I dziś całkiem dobrą robotę robi zarówno Marcin Gutowski, jak i Tomasz Krzyżak. Mają różne podejścia, inaczej interpretują fakty, ich wizje ze sobą konkurują, są w pewnym sporze, ale na pewno obaj są dużo bliżej prawdy niż Ekke Overbeek. Potrzebujemy dobrej roboty dziennikarsko-historycznej. Tomasz Krzyżak bardziej się skupia na aspekcie prawnokanonicznym, z kolei Marcin Gutowski bardziej na relacjach ofiar. I myślę, że nakładając na siebie te dwie perspektywy, dostajemy dobry obraz problemu.

Czytaj więcej

Legendarny Afrojax: Polski rap jest miękki i pluszowy

Ale te skomplikowane śledztwa, relacje pełne niuansów, trafiają pewnie tylko do wybranych.

No tak, ale ta nisza koniec końców popycha debatę publiczną. I wprowadza kolejne wątki także do dyskursu politycznego. Z jakiegoś powodu reportaż „Franciszkańska 3” Gutowskiego stał się ważną cezurą, tak samo jak kiedyś były nią filmy braci Sekielskich. I, oczywiście, sporą rolę mają też do odegrania historycy. Myślę jednak, że ta debata nie zatrzyma się na postaci Jana Pawła II, bo pod tą bieżącą dyskusją kryją się jednak pytania w ogóle o systemową krzywdę dzieci. Mówimy dziś o ofiarach w Kościele, ale przecież te ofiary były wszędzie tam, gdzie pojawiała się zależność dziecka czy osoby młodej od dorosłego – w różnych systemach państwowych, społecznych, pozarządowych; w klubach sportowych czy teatrze.

Wypływały już na światło dzienne różne afery w takich środowiskach.

Ale bardzo szybko ucichały. To były zresztą jednostkowe przypadki, a problem jest na pewno dużo głębszy. Marcin Kędzierski (były prezes Klubu Jagiellońskiego – red.) zwrócił uwagę na Twitterze na to, że jeśli naprawdę chcemy zrozumieć, jaka jest osobista odpowiedzialność Jana Pawła II w podobnych sprawach, musimy sobie poważnie odpowiedzieć na pytanie, jak traktujemy w Polsce przemoc wobec dzieci i młodzieży – różną przemoc, nie tylko seksualną. I coraz bardziej myślę, że Kędzierski ma rację. Bo my tak naprawdę przeraźliwie boimy się tej dyskusji.

Dlaczego?

Bo chyba wszyscy wiemy, że to jest problem powszechny, często dotykający nas i naszych bliskich. Mamy w Polsce przyzwolenie na przemoc i powszechne doświadczenie przemocy własnej, co zresztą często się łączy – bity bije. Trudno jest przyznać otwarcie, że u mnie w domu działo się coś niewłaściwego, bo to już jest kalanie największej świętości polskiej, czyli rodziny. To problem bardzo osobisty, wręcz problem fundamentalny.

A ty postawiłeś na Twitterze mocno kontrowersyjną tezę, że mimo wszystko największa otwartość na tę dyskusję jest w Kościele.

Bo Kościół jest na świeczniku. Żaden inny aktor debaty publicznej tak mocno nie angażuje, nie powoduje tylu reakcji, nie jest tak ważnym punktem odniesienia. Dlatego tak wiele osób zajmuje się jego problemem z przemocą. I to z dwóch różnych motywacji. Bo mamy tych, którzy rzeczywiście walczą z Kościołem, chcą osłabić jego głos w przestrzeni publicznej. I dla nich motywacją jest to, żeby jak najbardziej osłabić jego autorytet. Ale mamy przecież też drugą grupę, nie mniej ważną, która też bada te same sprawy, tyle że nie z zamiarem skrzywdzenia wspólnoty Kościoła, tylko by tę wspólnotę ratować. Bo ten sam Kościół wzywa do stanięcia w prawdzie. Przede wszystkim trzeba więc zadbać dziś o ofiary, bo ich dobro jest najważniejsze. Ale patrząc szerzej, tylko prawda może odnowić Kościół.

Tyle że ten sam Kościół w wymiarze instytucjonalnym, czyli kleru, zamyka się na tę dyskusję.

Bo to zarazem debata o tym, jak funkcjonuje hierarchiczny system klerykalny, w którym każdy duchowny jest wychowywany, wyświęcany i w którym pracuje. A to bardzo trudna dyskusja, bo wymaga zmierzenia się z całą swoją tożsamością – zadania sobie na poważnie pytania, kim jestem jako ksiądz. A to wymaga odpowiedzi teologicznej, duszpasterskiej, ale i moralnej.

To gdzie ty widzisz tę otwartość w Kościele? W małej części katolewicy, która chce go ratować przez odkrywanie jego grzechów?

Nie jest aż tak źle. Myślę, że jednak sporo świeckich jest otwartych na tę debatę. Próbują sobie jakoś radzić z tym, że obraz Jana Pawła II trochę im się zaburzył, ale i tak starają się poszukiwać prawdy. I co by nie mówić, Kościół jednak przez ostatnie dekady się zmienił. Powstało mnóstwo instytucji, których jednak wciąż brakuje w innych dziedzinach życia społecznego. Myślę np. o Fundacji Świętego Józefa Konferencji Episkopatu Polski, której misją jest ochrona dzieci i młodzieży we wspólnocie Kościoła oraz budowanie efektywnych struktur pomocy. Ale też o różnych innych grupach, formalnych i nieformalnych, które wspierają osoby skrzywdzone, jak na przykład telefon zaufania Zranieni w Kościele. One wszystkie mniej lub bardziej oficjalnie funkcjonują też w ramach systemu klerykalnego, mają dużą świadomość problemu i odważnie dążą do tego, by ten system od środka zmienić.

I one są, niestety, cały czas marginalizowane.

Zgoda, ale jestem przekonany, że nie mogą już dłużej pozostawać na marginesie. To się będzie musiało zmienić. Po pierwsze, dlatego, że coraz więcej ludzi odchodzi i będzie odchodzić z Kościoła, więc ci, którzy dążą w nim do prawdy, siłą rzeczy będą mieć mocniejszy głos. A po drugie, trwa jednak pewna próba reformy systemu klerykalnego, bo różne problemy z nim od początku swojego pontyfikatu dostrzega papież Franciszek. Zresztą w trwającej właśnie debacie nad rolą Jana Pawła II absolutnie najlepszego komentarza udzielił właśnie Franciszek, mówiąc, że wtedy wszystko się tuszowało. Stanął w prawdzie. I o tyle to jest szczere, o ile mówi też o sobie, bo sam – jak przyznaje – parę razy zachował się źle.

Myślisz, że te wszystkie memy i tę superpoważną obronę świętości papieża Polaka uda nam się kiedyś połączyć jakąś sensowną syntezą?

Na razie się na to nie zapowiada. Obrońców papieża naturalnie będzie ubywać na tym świecie, a młodsi będą się starzeć, nie mając nadal dostępu do żadnej sensownej syntezy. Szkoda.

Ale gdy ten nasz pesymistyczny wywiad się ukaże, to tu, pod oknami redakcji „Więzi”, przy których siedzimy, przechodzić będzie ogromny marsz w obronie papieża. Do Warszawy zjadą się pewnie setki tysięcy ludzi, pokazując swoją siłę.

Można więc powiedzieć, że pamięć o Janie Pawle II odchodzi z hukiem. Niestety, to być może w ogóle zapowiedź tego, co stanie się w Polsce z religijnością. Przetrwa w różnych niszach, enklawach, ale przynajmniej w miastach, tak samo jak z hukiem przejdzie ten marsz, tak z hukiem odejdzie religijność. I mnie to martwi, nie tylko dlatego, że sam jestem chrześcijaninem, ale społecznie to nie będzie zjawisko pożądane.

Czytaj więcej

Złamane atomowe tabu

A szkoda ci pamięci o papieżu?

Osobiście? Bardzo, bo on naprawdę był superciekawą postacią, a młodsze pokolenia się już o tym, niestety, nie przekonają. Sam chciałbym go ocalić, oczywiście z uwzględnieniem słusznej krytyki, ale papież stał się po prostu ofiarą bardzo polaryzującego dyskursu, który mamy w Polsce.

I inaczej być nie mogło?

Historyk by odpowiedział, że zawsze mogłoby być inaczej, ale wybory ludzi w ostatnich dwóch dekadach były takie, a nie inne, i doprowadziły nas do miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj. Oczywiście, wciąż jeszcze jest szansa, że ten pesymistyczny scenariusz się nie zrealizuje. Jak to mówi redaktor naczelny „Więzi” Zbyszek Nosowski: Jestem pełny nadziei, choć nie optymizmu.

Bartosz Bartosik (ur. 1989)

Dziennikarz i publicysta, członek redakcji „Więzi” i sekretarz think tanku Laboratorium „Więzi”. Należy do zespołu Komitetu Dialogu Społecznego przy Krajowej Izbie Gospodarczej.

Plus Minus: Jakie emocje wzbudziła w tobie najnowsza odsłona sporu o rolę Jana Pawła II?

Poczułem rozczarowanie, i to dwukrotnie. Najpierw śledząc losy ofiar i reakcje biskupa Karola Wojtyły na zachowania duchownych w diecezji krakowskiej w najnowszej części „Bielma” Marcina Gutowskiego, a potem śledząc debatę publiczną, jaką ten film wywołał, bo bardzo szybko zrobiła się ona karykaturalna. Właściwie od razu zarysowały się dwa obozy: głosicieli tyrad w obronie świętego papieża, wielkiego Jana Pawła II, oraz obóz mema, powielający hasło o „bestii z Wadowic”. I ważny temat, który wymaga poważnej debaty, został sprowadzony do absurdu.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi