Legendarny Afrojax: Polski rap jest miękki i pluszowy

Słowo to bardzo mało, nie wierzę w jego sprawczość. Ani słowa, ani nawet poglądy nie świadczą rzetelnie o ludziach. To było widać po 24 lutego, kiedy trzeba było pomóc Ukraińcom. Ludzie, których nigdy bym o to nie podejrzewał, że się rzucą do tego, regularnie jeździli na granicę - mówi Legendarny Afrojax, frontman Afro Kolektywu.

Publikacja: 17.02.2023 10:00

Legendarny Afrojax: Polski rap jest miękki i pluszowy

Foto: Robert Gardziński

Plus Minus: Macie żal do komercyjnych stacji radiowych, że was nie grają?

Przeciwnie, jesteśmy im wdzięczni, że grały nas dekadę temu, bo przenigdy na to nie liczyliśmy. Trochę inne kroki byśmy podejmowali, gdybyśmy chcieli szerzej zaistnieć. Wtedy trzeba iść na kompromisy, a tego nie pojęliśmy nigdy. Po prostu podświadomie nadal jesteśmy głupimi gnojkami z piwnicy, którym się wydaje, że jeśli nie będziemy stosować się do zasad, jakimi rządzi się branża muzyczna, to będziemy od tej branży lepsi, mądrzejsi i jeszcze świetnie na tym wyjdziemy.

To jakie masz oczekiwania wobec najnowszego albumu Afro Kolektywu i jego odbioru?

Będzie mi miło, jeśli nie będzie uznany za krok wstecz. Znaczy, to jest krok wstecz, bo pierwszy raz nie wynajdujemy się na nowo, ta płyta jest podsumowaniem. Takim albumem, który zawsze był gdzieś w nas, na który było nas stać, ale nigdy go nie zrobiliśmy. Bo kiedyś chcieliśmy za wszelką cenę zwiedzać, zaliczyć jak najwięcej stylistycznych przystanków na swojej drodze. A teraz chcieliśmy te wszystkie przystanki odwiedzić raz jeszcze, zebrać z nich pety i zrobić potężnego, doskonałego, pysznego skręta. No i jeżeli uznacie, że przejażdżka się udała, że trochę późno, ale dojrzeliśmy, że to świetne zamknięcie dyskografii, to będę szczęśliwy.

Jeśli ten album zostanie dobrze odebrany, to nagracie kolejny?

Nagramy, jeśli w bandzie będzie dobra atmosfera. A kiedy jest dobra? Kiedy muzyka jest dobrze odbierana. Prawo naczyń połączonych – no cóż. Czy czujecie, drodzy słuchacze, ciążącą na was odpowiedzialność? (śmiech).

Czytaj więcej

Maciej Makselon: Byłem językowym terrorystą

A w 2015 r. rozpadliście się, bo była kiepska atmosfera?

Sporadycznie bywała kiepska, ale jakbyśmy jeszcze trochę ze sobą pograli, to nie moglibyśmy na siebie patrzeć.

To dlaczego właściwie reaktywowaliście ten projekt? Co się takiego wydarzyło, że zamknęliście się w zeszłym roku w studiu i nagraliście nowy album?

W studiu to się zamknęliśmy już w 2020 r. – ta płyta powstawała ponad dwa lata. A dlaczego? Bo Afro Kolektyw to idealny wehikuł dla moich ładniejszych tekstów, które potrzebują lepszej oprawy, potrzebują żywego kompetentnego grania. I spytałem Michała Szturomskiego, czy nie byłby skłonny ze mną tego zrobić, bo sam nie dam rady. Chciałem to znów zrobić z moim najlepszym przyjacielem. A mój najlepszy przyjaciel odpowiedział, że też go do tego ciągnie, więc w sumie to dobry pomysł.

I nowa płyta Afro Kolektywu to te „ładniejsze teksty”, to chcesz powiedzieć?

No wiesz, jak porównać z moimi wydawnictwami solowymi, to na pewno. Zawsze chciałem robić tak rzeczy straszne, jak i rzeczy piękne. I wszystko co nagrywam, jest miksem jednego z drugim, ale proporcje dobieram różne. W 2019 r. nagrywałem solo „Anarcho Porno Gran Turismo”, płytę stanowczo bardziej straszną, i znalazłem sobie na niej nowy system pisania tekstów. Zrozumiałem, że moim powołaniem jest przenoszenie do rapowej wrażliwości rytmicznej i rapowego frazowania formy piosenkowej typu Osiecka, Młynarski, Brassens, Wysocki czy Cohen.

Co to znaczy w praktyce?

Forma rapowa jest bardzo mało uporządkowana, zwłaszcza fabularnie. Wszystko się rozjeżdża, narracja jest nieregularna, swobodna, mnóstwo dygresji itd. Nie jest to podporządkowane jednemu celowi, tak jak są podporządkowane utwory wyżej wymienionych mistrzów – tam wszystko zmierza od punktu A do punktu B. Są repetycje, alteracje, zamiast punchline’ów co linijkę masz jeden w ósmej czy szesnastej linijce. Ale jest też sztywność frazy oraz podrzędność „wykonu” – i tu może wejść rap, wprowadzając swoje daleko ciekawsze atrakcje. I pisząc teksty na „Anarcho Porno Gran Turismo”, zastosowałem pierwszy raz taką metodę mieszaną i poczułem, że się udaje, że odpowiednie daję rzeczy słowo i że trudno będzie to przebić.

Ale to były teksty pełne kubłów śmieci, dla wybranych odbiorców, którym nie przeszkadza wszechobecny wulgaryzm. To teraz cyk, odwracamy proporcje i zachowując metodę, wyrażamy się oględniej, szukamy nie szoku, ale porozumienia – bo tylko tak jest szansa jeszcze coś z siebie wycisnąć. Tu właśnie opisałem nowy album Afro Kolektywu. Jeszcze po drodze był taki projekt tranzycyjny: Gimnastyka Artystyczna, na którego ciele eksperymentowałem, kombinowałem sobie, jak przejść od defekacji do... poezji?

I teraz piszesz poezję?

Teraz jestem poezją (śmiech).

Ale merytorycznie, nawet jeśli na nowej płycie rzeczywiście wyrażasz się ładniej i rzucasz metafory, przez które rzadziej budzimy się w nocy z krzykiem, to wciąż jednak dostrzegasz w świecie głównie zło i nadal podważasz ludzką szlachetność oraz wszelkie ideały. Nie wierzysz w dobro?

Absolutnie wierzę w szlachetność i ideały, tyle że poza sobą. Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: ja lubię ludzi. Tyle że w moich tekstach odciska się moje podejście do mnie samego, a siebie nienawidzę. I to jest tak zakodowane, że żadna terapia tego nie wykorzeniła.

Dlatego „zawsze będziesz szła sama”?

Ten tekst jest o tym, że w sumie dlaczego by nie przyjąć, że każdy człowiek jest egoistą, skoro przynosi to efekty właśnie w postaci ludzkiej szlachetności? Jest takie powiedzenie, że człowiek nie jest wyspą, a ja uważam, że w dużym stopniu jesteśmy właśnie wyspami. Tyle że wyspami, które odwiedza wielu przybyszy. I wskutek tych odwiedzin dzieje się socjalizacja, tak powstają nasze kręgosłupy moralne, tak uczymy się nie być pierwotni. Ale koniec końców, każdy na poziomie podbudowy rządzi się jednak swoimi prawami i zabiega o swój własny interes, nieraz w bardzo pokrętny, pośredni sposób. Czasem może trzeba bardzo głęboko podłubać, by dokopać się do tego egoizmu, ale on zawsze gdzieś tam jest. Wszyscy idziemy sami, bo wszyscy zaspokajamy swoje potrzeby – tyle że często poprzez zaspokajanie cudzych, bo jest to moralnie właściwe.

W te wyspy na najnowszej płycie wbijasz kilka razy biało-czerwoną flagę i trochę się z nią mocujesz. To mnie zaskoczyło, bo myślałem, że z tematami patriotycznymi rozprawiłeś się już na dobre i w żaden sposób cię one nie kłują.

Jeszcze kłują, skoro aż trzy teksty napisałem, co prawda bardziej o własnej historii niż historii Polski, ale o takich wycinkach, gdzie w tej pierwszej odbija się druga.

W końcu „twoja matka była Polką i dała ci Michał na imię”.

Miałem do niej kiedyś o to żal. To bardzo ładne imię, ale… u innych. „Michał, co nie popychał”.

A poważnie, skąd takie tematy? Kiedyś, mam wrażenie, czułeś, że to tematy nie dla ciebie.

Tak czułem. Po pierwsze, byłem młodszy, a po drugie, ten kraj szedł w nieco innym kierunku, propaństwowiec we mnie milczał zadowolony, antynacjonalista też. Ale po trzecie, zwyczajnie nie widziałem wtedy wielu rzeczy, które mogłyby mnie boleć, bo siedziałem w Warszawie, w swojej bańce. A kiedy zapuściłem nowy korzeń na Lubelszczyźnie, zderzyłem się tam z zupełnie innym pojmowaniem świata. I może też dlatego podjąłem inne tematy.

Skąd ten lubelski korzeń?

Moja ukochana żona jest z Lublina. Druga żona, bo z pierwszą rozwiodłem się w 2016 r. To była moja wina, ale też była to konieczność. Pozdrawiam najserdeczniej, jest świetną dziewczyną.

Rzeczywiście zawsze widzisz winę w sobie.

To jedyna możliwość. Tylko siebie dostatecznie znam, by osądzić.

To musi być dziwne połączenie: tak wielka samokrytyka, a zarazem wybujałe ego. I nawet nie próbujesz go ukrywać, w końcu sam nazwałeś się Legendarnym Afrojaxem.

O tak, zajebiste mam ego. Nie da się być artystą i nie mieć ego. Choć znam wybitnych muzyków, którzy całe życie tworzą do szuflady i nie czują potrzeby, żeby się tym dzielić. Osobiście uważam, że to także egoizm (śmiech). Różnicę robi to, że niektórzy nie czują potrzeby afirmacji, walidacji z zewnątrz. A ja ciągle tego łaknę. Nawet jeżeli twierdzę inaczej, to tak naprawdę ciągle gdzieś we mnie ta potrzeba siedzi. Bo po co nagrywam kolejne płyty? Niby wiem, że ta walidacja nic mi nie da, bo mam już dość dojrzały pogląd na to, co sobą reprezentuję, ale ponieważ przywykłem przez lata do poszukiwania jej, to będę dalej jej szukać. Bez sensu...

Wróciłeś w swym wyrazie artystycznym do klasycznego rapu, a miałeś taki moment, że chciałeś być piosenkarzem. Co się zmieniło?

Nagrałem cztery albumy, na których prawie wyłącznie śpiewałem, i mogłoby się wydawać, że robiłem to coraz lepiej. Płyta Poradni G z 2017 r. jest, kurde, zupełnie niezła wokalnie, posłuchałem tego niedawno i byłem zdumiony. Ale prawda jest taka, że każdy z tych czterech kolejnych albumów miał coraz prostsze melodie! Jako śpiewak uciągnę szanty czy punk rocka, natomiast bardziej wyrafinowaną muzykę – nie. Wiedząc o tym, bardzo chętnie przystałem na propozycję, by do Afro Kolektywu przyjąć kogoś, kto śpiewać potrafi. Tak w składzie pojawiła się Basia Derlak, która jeszcze w dodatku, jak się okazało po drodze, próbuje swoich sił także w rapie, wskutek czego jest świetną hypewoman, na żywo rapuje ze mną fachowo.

Długo w ogóle nie rapowałeś?

Od 2008 do 2015 roku – długo. Bo się obraziłem na ten gatunek. Nie no, żartuję, po prostu rap mi się znudził.

Ale obraziłeś się trochę na słuchaczy.

Nie na słuchaczy, tylko na konieczność wykonywania utworów, do których nie miałem już przekonania.

Czytaj więcej

Katarzyna Przepiórka: W Stanach to piłkarki są prawdziwymi idolkami

A tego oczekiwali fani na koncertach.

Normalne, zawsze tak jest. Nirvana, gdyby istniała, do dziś grałaby „Smells Like Teen Spirit”, a Kurt by cierpiał z tego powodu, nie ma innej opcji. No i jak miałem jeszcze raz wykonać „Gramy dalej” czy „Karla Malone’a”, to chciało mi się rzygać. Ale ta przerwa bardzo dobrze na mnie wpłynęła jako rapera. Zobacz, wtedy byłem dużo gorszy technicznie – na jednym z koncertów, we Wrocławiu, chyba w 2005 r., na cztery utwory przed końcem musiałem poprosić o pauzę, żebyśmy kwadrans odpoczęli, bo inaczej go nie dogram do końca – tak bardzo brakowało mi tchu i bolały mnie szczęki. I moje rapowe umiejętności poprawiło śpiewanie we wspomnianej przerwie. Nauczyłem się pracować przeponą, lepiej oddychać – to jednak w rapie bardzo się przydaje. Ale też i zespół dziś lepiej gra. Wszystko się zazębia. Teraz, gdy czuję, że się zazębia, to jest dla mnie perwersyjną przyjemnością, kiedy mam zarapować znowu „Karla...”.

Puszczałem niedawno w radiu „Czytaj z ruchu moich ust” z waszej debiutanckiej płyty z 2001 r. i dostaliśmy niestety dwie oficjalne skargi. Chodziło oczywiście o refren: „Już jako młokos / Najbardziej lubiłem, gdy Murzyn bił w kokos”.

No, teraz bym nie napisał kawałka ze słowem „Murzyn”. Nie chcę nikogo takim sformułowaniem skrzywdzić.

Czekaj, uważasz, że słowem „Murzyn” możesz kogoś skrzywdzić, a nadal bez problemu na solowych projektach szermujesz słowem „pedał”?

O byciu czarnoskórym człowiekiem nie mam zielonego pojęcia, przyjmuję więc przez aklamację, że słowo „Murzyn” może być obraźliwe. Natomiast jeśli chodzi o bycie homoseksualistą, to mam fragmentaryczne pojęcie, jak to jest, i dlatego daję sobie minimalne, z każdym dniem coraz mniejsze, prawo używania słowa „pedał” – na takiej zasadzie, na jakiej czarnoskóra osoba ma prawo używać słowa „nigger”. Przez jakiś czas udawałem, że jestem homo. To były czasy debiutu Afro Kolektywu, gdy bawiliśmy się z Nestorem w gejowskich dyskotekach, chodziliśmy za rękę i kupowaliśmy sobie gejowskie magazyny porno, by czytać je potem w środkach komunikacji miejskiej. Coś nas ciągnęło w tym kierunku, by zobaczyć, jak to jest uchodzić za „pedała”.

Robiliście sobie z tego jaja?

Absolutnie to nie były jaja, wręcz przeciwnie. Chcieliśmy poczuć, jak to jest być tak traktowanym, żeby właśnie nigdy już się z tego nie śmiać. Próbowaliśmy radykalnie empatyzować. Mało tego, dziś jestem pewien, że to nie była jednak tylko prowokacja w celach poznawczych (śmiech). Nie jestem stuprocentowym heterykiem, to na pewno. Ktoś w ogóle jest?

Ciekawe, że udajesz obrazoburczego nihilistę, który wszystko wyśmiewa, ale jak tak się w ciebie wsłuchać, to zdradzasz jednak, że jesteś bardzo uważny na drugiego człowieka. Dlaczego nie chcesz powiedzieć o tym bardziej wprost?

Po pierwsze, nie wiedziałbym, jak uniknąć żałosnego dydaktyzmu, mówiąc wprost. A po drugie, radziłbym nie dopatrywać się związku między czyimś nastawieniem do świata a jego piosenkami. Bo to tylko teksty. Słowo to bardzo mało, nie wierzę w jego sprawczość. Ani słowa, ani nawet poglądy nie świadczą rzetelnie o ludziach. Kiedyś uważałem nawet, że poglądy w ogóle nie przekładają się na ludzkie czyny. Teraz może nie widzę tego już tak radykalnie, ale na pewno nie przekładają się one na czyny tak bardzo, jak się sądzi. Doskonale to było widać po 24 lutego, kiedy trzeba było pomóc Ukraińcom. Ludzie, których nigdy bym o to nie podejrzewał, że się rzucą do tego, regularnie jeździli na granicę. Nawet tacy, którzy wcześniej coś mamrotali o banderowcach i bandytach z UPA.

Słuchasz jeszcze rapu?

Oczywiście, choć bardziej zagranicznego niż polskiego. Choć polski jest dziś na pewno znacznie lepszy, niż był jeszcze dziesięć lat temu, wreszcie dokądś zmierza, wreszcie na scenie jest mnóstwo wyrazistych postaci, z którymi mógłbym sympatyzować. I gdybym miał więcej czasu ich słuchać, to pewnie byłbym fanem.

Ale dawniej chyba bardziej czułeś się częścią tego środowiska.

Tak, szczególnie na samym początku. Słucham rapu od 1993 r. i byłem w miejscach, gdzie ten polski rap się zaczynał, znałem jego pionierów, a nawet pisywałem do legendarnego miesięcznika „Klan”. Czuję się więc współodpowiedzialny za ten gatunek i dlatego się cieszę, że jest on dziś tak ciekawy, różnorodny. Bo całe życie na swój mały sposób walczyłem, by wreszcie mógł być taki.

Czyli jaki?

Miękki, mięciutki, pluszowy. Dla mnie ogromna kariera Maty to najprzyjemniejsza rzecz, jaka mogła się wydarzyć. Już w pierwszym opublikowanym kawałku mówił o sobie, że jest stuleją i podawał rozmiar swojego przyrodzenia, bynajmniej nieimponujący, poniżej średniej. Wspaniałe! Bo kiedyś z takimi wersami nie miałby czego szukać na scenie, a teraz jest megagwiazdą.

Myślisz, że Mata jest artystycznym dzieckiem Afrojaxa?

Tak bym tego nie ujął, bo pewnie nawet o mnie nie słyszał – związku nie ma, ale można go sobie wyobrazić. Metrykalnie mógłby być moim synem, mimo to w wielu swoich numerach opowiada w znacznej mierze o mnie.

Bo ty nie pasowałeś do swojego pokolenia rapowych gangsterów. Może byłeś pierwszym zoomerem? Czujesz, że to wrażliwe, wręcz przewrażliwione pokolenie Z jest ci bliskie?

Na pewno czuję, że dzisiejsi młodzi ludzie są zajebiści. Młodzież, k... mamy super.

Czytaj więcej

Miasta do zmiany. Jak smartfony pomogą nam je na nowo urządzić

Czyli przyszłość też możemy mieć fajną?

Wierzę w to, tylko pewnie nie będę już tego oglądał, ale myślę, że w ogóle świat jako całość idzie w dobrym kierunku.

To nie jest ci trochę przykro, że młodzi tak rzadko odkrywają waszą muzykę?

Nie jest. Nie ma nic żałośniejszego niż czterdziestoparolatek, który się łasi do dwudziestolatków. Młodzi słuchają młodych.

A chciałbyś, żeby projekt Afro Kolektyw przetrwał?

Tak. W tej chwili wypełnia mi on dużą i ważną część życia, więc gdyby tak mogło być dalej, to byłoby super. Ale chwile szczęścia nie trwają długo. Każdy realista ci to powie, ale i każdy neurotyk. Kiedyś to ładnie zwerbalizowała Kasia Nosowska, mówiąc, że zawsze, kiedy spotyka ją coś dobrego, to myśli tylko o tym, kiedy to pier...

Michał „Legendarny Afrojax” Hoffmann (ur. 1978)

Raper, muzyk, kompozytor, producent muzyczny i inżynier dźwięku. Współzałożyciel zespołów: Afro Kolektyw, Surowa Kara Za Grzechy, Syndrom Sztokholmski, Poradnia G i Gimnastyka Artystyczna. Pod pseudonimem Peter Bergstrand współpracował z grupami Furia Futrzaków i Newest Zealand. W 2017 r. wygrał odcinek teleturnieju „Jeden z dziesięciu”.

Plus Minus: Macie żal do komercyjnych stacji radiowych, że was nie grają?

Przeciwnie, jesteśmy im wdzięczni, że grały nas dekadę temu, bo przenigdy na to nie liczyliśmy. Trochę inne kroki byśmy podejmowali, gdybyśmy chcieli szerzej zaistnieć. Wtedy trzeba iść na kompromisy, a tego nie pojęliśmy nigdy. Po prostu podświadomie nadal jesteśmy głupimi gnojkami z piwnicy, którym się wydaje, że jeśli nie będziemy stosować się do zasad, jakimi rządzi się branża muzyczna, to będziemy od tej branży lepsi, mądrzejsi i jeszcze świetnie na tym wyjdziemy.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi