Rekolekcje Tomasza Terlikowskiego

Dlaczego konserwatywny publicysta ma więcej zrozumienia dla liberałów niż dla swojego dawnego środowiska?

Publikacja: 24.02.2023 10:00

Rekolekcje Tomasza Terlikowskiego

Foto: Rafał Guz

Ta książka wywołała środowiskową burzę w szklance wody. „Polka ateistka kontra Polak katolik” to ciąg rozmów Tomasza Terlikowskiego z Karoliną Wigurą z Kultury Liberalnej. Raz on przepytuje ją, raz ona jego. Rzecz oparta jest na ideowym napięciu opisanym w tytule.

Pomysł się pojawił, kiedy poznali się w programie Mariusza Cieślika „Tego się nie wytnie” w TVP Kultura. Występowali tam, komentując książki, filmy czy spektakle teatralne, więc różnice w wizjach świata pojawiały się przy okazji oceniania zjawisk kulturalnych. Wymyślili potem, że będą ze sobą rozmawiać, czego Terlikowski domaga się w polskim życiu społecznym nieustannie, a Wigura – czasami. Powstała rozmowa pełna tytułów dzieł, na które oboje się powołują, popisów erudycji i historycznych przykładów.

Dziś to prawdziwy ewenement na tle życia umysłowego opartego na przemawianiu do własnych baniek. Zarazem książka stała się kolejnym tematem kontrowersji między Terlikowskim a jego dawnym środowiskiem – przypomnę, że był on szefem prawicowej, powiązanej z „Gazetą Polską”, Telewizji Republika. Publicysta Piotr Semka uznał, że nie wywołała ona zainteresowania po prawej stronie, bo została odczytana jako rozmowa ludzi, którzy różnią się coraz mniej. Co jest następstwem ewolucji Terlikowskiego w kierunku katolicyzmu otwartego, rozmywającego się w tożsamości liberalnej i w kierunku politycznej poprawności.

W odpowiedzi Wigura ogłosiła, że Semka nie czytał książki (dowodem na to miał być fakt, że przekręcił jej imię). Z kolei Terlikowski zareagował, zresztą po raz kolejny, rozżaleniem. Jego dawni koledzy mają prowadzić z nim wojnę, bo odwrócił się od PiS. Publicysta powiązał to, chyba nietrafnie, z konkretnymi sytuacjami, choćby jego wojną na słowa z ministrem edukacji Przemysławem Czarnkiem. Nietrafnie, bo te różnice między Terlikowskim i ortodoksyjnymi konserwatystami są tyleż realne, co dotyczące nie tylko polityki bieżącej, ale i metapolityki.

Czytaj więcej

Bucza i leopardy. Kim jesteście, Rosjanie i Niemcy

Zdrowy rozsądek bez odzewu

Co nie znaczy, że krytycy Terlikowskiego mają we wszystkim rację. Książka „Polka ateistka kontra Polak katolik”, choć wydana przez środowisko Wigury, jest świadectwem realnego sporu. O dopuszczalność aborcji i małżeństw jednopłciowych, o eutanazję i ochronę uczuć religijnych, o wartości uniwersalne i o Kościół katolicki. On jako publicysta katolicki zachowuje swoją tożsamość. Chce zrozumieć argumenty Wigury, czasem wychodzi im naprzeciw, ale w niczym nie kapituluje.

Bywa, że logika jego argumentacji wygrywa. Tak jest przy okazji rozdziału dotyczącego aborcji. Używa w obronie prawnej ochrony życia zwykłej logiki. Na czele z żelazną doktryną „wątpliwości” – skoro nie mamy pewności, czym tak naprawdę jest ludzki płód, może lepiej zakazać jego niszczenia. Liberalna publicystka odpowiada mało przejrzystymi opowieściami o konflikcie różnych wartości, z których, jeśli kolidują, warto wybrać dobro kobiety. Robi to miękkimi słowami, a mimo to pogląd taki wydaje mi się odrobinę przerażający. To oferta swoistego eksperymentu kosztem pewności, że wybierzemy dobrze.

Nie będę skądinąd twierdził, że każda jej racja brzmi nieprzekonująco. Warto jednak odnotować, że Terlikowski wciąż zadaje jej pewnościom celne ciosy. Kiedy podaje w wątpliwość adopcję dzieci przez jednopłciowe pary, przypomina, że stworzone w ten sposób rodziny istnieją na Zachodzie zaledwie od kilkunastu, może 20 lat, trudno więc mówić o gruntownym przetestowaniu ich konsekwencji dla adoptowanych. Kiedy rzecz dotyczy eutanazji, niepokoi się, czy jej dopuszczalność nie zaowocuje swoistą presją na starszych i chorych. Są to wszystko zdroworozsądkowe argumenty, które dobrze, że pojawiają się w publikacji Kultury Liberalnej. Choć nie spodziewam się wielkiego ich wpływu na liberalnych adresatów. W państwach zachodnich są one skądinąd stopniowo wypierane ze świata popkultury i z życia publicznego, do czego jeszcze wrócę.

Kto i jak rozumie religię

Są miejsca, w których Terlikowski zdaje się przytłoczony i nawet zauroczony argumentacją Wigury. W sporze o ochronę uczuć religijnych chwilami ulega jej logice nieograniczonej wolności słowa. Choć skądinąd także ona nie jest tu szczególnie konsekwentna. Żąda za Johnem Stuartem Millem, żeby powiedzieć czy pokazać można było wszystko. A zaraz potem oferuje nam koncept prawnej walki z „mową nienawiści”. Także chrześcijanie mają być w ten sposób w teorii chronieni, ale jako jedna z wielu grup. Bo dlaczego mają zasługiwać na szczególne traktowanie?

Ja się nawet takiej miotaninie nie dziwię. Ona odzwierciedla realne dylematy współczesnego świata. Skądinąd Terlikowski mówi jednak coś takiego: „Gdyby chodziło o słowa, o polemikę, nie widziałbym wielkiego problemu, ale tu mamy do czynienia z profanacją czy zniszczeniem, celowym podeptaniem przedmiotów, które dla niektórych ludzi są święte. I tak jak będę bronił prawa chrześcijan do szacunku dla istotnych dla nich przedmiotów kultu, tak samo będę bronił tego prawa wobec wyznawców islamu”. Na to Wigura, że jak można prawnie chronić Koran, skoro USA pozwala bezcześcić własną flagę. Jest to dowód z postępującego nieładu świata. Skoro on jest już faktem, dlaczego go jeszcze nie pogłębić?

Na pomysły ochrony symboli drogich chrześcijanom liberałka reaguje okrzykiem: „Ja tego nie rozumiem”. Deklaracje niezrozumienia fenomenu religii pojawiają się także w innych rozdziałach: o Kościele katolickim czy o wartościach uniwersalnych. Za to Terlikowski posuwa się czasem do jawnej politycznej niepoprawności. W rozdziale o ochronie uczuć religijnych przypomina, że mało religijny filozof Leo Strauss „uważał, że religii trzeba przyznać szczególny status, ponieważ utrzymuje ona zbiorową moralność”. To pogląd wyklinany przez obecne liberalne elity.

I tak moglibyśmy wyliczać kolejne różnice. One stają się subiektywnymi zapisami świadomości, kiedy Terlikowski broni objawionej natury chrześcijaństwa i przekonania, że Jezus Chrystus zmartwychwstał, a Wigura szuka ciekawych inspiracji dla ateistki w „Siedmiu typach ateizmu” Johna Graya, dowodząc, że przedstawia on szerszą ofertę niż samo zaprzeczanie istnienia Boga osobowego. Dobrze się to czyta, jest o czym pomyśleć.

Bladziej wypada spór o polskość w oddzielnym rozdziale. Może i dlatego, że Terlikowskiego nigdy nie pasjonowały debaty na temat patriotyzmu czy polskiego interesu narodowego. A jednak reaguje na uwagę Wigury, że to nie polskość powinna być projektem etycznym, lecz człowieczeństwo. „Jesteśmy ludźmi wewnątrz pewnej wspólnoty, ona nas wychowuje, określa, nadaje kształt naszemu człowieczeństwu. Człowieczeństwo w formie czystej – poza językiem, konkretnymi wzorcami kulturowymi, a co za tym idzie etycznymi – nie jest dla nas dostępne”. Wigura reaguje przestrogami przed polskim mesjanizmem.

Czytaj więcej

Wojna polsko-polska zaszła za daleko

Kłopoty z Kaczyńskim

I tu pierwsza uwaga, jakoś ważna dla kontekstu tej książki. Dostajemy w niej rozdziały o polityce czystej: „Kaczyński” i „Tusk”. Terlikowski jest dziś na etapie definitywnego rozstawania się z pisowskim projektem, którego nigdy nie był zresztą bezkrytycznym wyznawcą. Wigura, chociaż nie uprawia apoteozy Donalda Tuska i stawia mu drugorzędne zarzuty, tego typu problemów nie ma. Trudno więc mówić o symetrycznym rozliczaniu obu stron śmiertelnej polskiej polaryzacji. Oczywiście, zapewne konfrontacja redaktorki Kultury Liberalnej z kimś bardziej zaangażowanym w obronę Jarosława Kaczyńskiego nie jest możliwa. No i ma ona prawo sobie dobierać rozmówcę, jakiego chce. Niemniej nadgorliwość Terlikowskiego, typowa dla kogoś, kto jest w stanie ewolucji, prowadzi do paradoksów. W rozdziale o aborcji czytamy, że PiS fatalnie przeprowadził zaostrzenie prawa poprzez orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Ale nie dowiadujemy się, na czym owo zło polegało. Ja krytykowałem to orzeczenie: za wybór covidowego momentu i za prowokowanie efektu wahadła. Skutkiem jest wzrost nastrojów antyklerykalnych i otwarcie proaborcyjnych. Ale mój pogląd na prawną regulację ochrony życia uwikłany jest w hamletyczne wahania. Terlikowski zdaje się takich wahań nie podzielać.

Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z rytuałem. Nawet jeśli jest się zgodnym z obozem rządzącym co do zasady, trzeba mu przyłożyć. Skądinąd kiedyś ten sam Terlikowski wyrzucał Kaczyńskiemu fatalną miękkość w sprawie ochrony życia. Żądał natychmiastowego ratowania dzieci nienarodzonych z zespołem Downa.

Jest jeden moment w tej książce dla mnie osobiście bolesny. Karolina Wigura pisze w rozdziale o prezesie PiS: „Jest taka książka Piotra Zaremby »O jednym takim«. To biografia Jarosława Kaczyńskiego, dość gorzka. Zaremba twierdzi, że Smoleńsk stworzył Kaczyńskiego jako polityka. Że swą głęboką ewolucję i swoje zwycięstwo pięć lat po katastrofie prezydenckiego samolotu, a także potem, ten polityk zawdzięcza właśnie temu”.

Miłe, że ktoś przywołuje moją książkę. Rzecz w tym, że ja takich wniosków nawet nie mogłem sformułować. Książka była napisana i wydana w roku 2010, zaraz po Smoleńsku. Nie oczekuję od Terlikowskiego, że będzie pamiętał, co ja pisałem i kiedy. Ale mógłbym oczekiwać, że odniesie się do bałamutnej hipotezy o zbudowaniu zwycięstwa z roku 2015 przy pomocy smoleńskiej symboliki. Było dokładnie na odwrót, PiS wygrał wtedy, kiedy tę symbolikę wyciszył.

Dawny dyrektor Republiki wyraźnie gubi się w politycznych kontekstach. Broni nieśmiało pisowskiej polityki socjalnych transferów, kiedy Wigura opowiada o rozdawnictwie i wyborczym przekupstwie. Ale ma z fenomenem dwóch pisowskich kadencji intelektualny kłopot. Ostatecznie, dociskany, czy sam zagłosuje na PiS pomimo narzekania, przypomina jednak, że wielu Polaków poprze tę mało estetyczną partię, robiącą rzeczy i niemądre, i brzydkie, bo jest ona za uniwersalnymi wartościami chrześcijańskimi. I tu dochodzimy do ważniejszej słabości tej książki niż pogubienie rozmówców w opisie politycznej gry między Kaczyńskim i Tuskiem.

W świecie liberalnego przymusu

Wigura może zaskoczyć wojującą część własnej bańki konkluzją, że nie chciałaby żyć w państwie urządzanym ani przez Kaję Godek, ani przez Martę Lempart. Zgadza się z tym Terlikowski, zgadzam i ja. Niemniej w sprawach zasadniczych pani redaktor optuje naturalnie za uniwersalnymi wartościami liberalnymi. I w rozdziale o wartościach przewiduje permanentną wojnę stron kulturowej wojny: wartości chrześcijańskie kontra liberalne.

Terlikowski polemizuje. „Gdy przyjrzymy się społeczeństwom zachodnim, to jeden z modeli wartości już stał się dominujący. Nie ma żadnej wątpliwości, że jest to model wartości liberalnych, który – do pewnego stopnia niezgodnie z twoją definicją – zawiera w sobie element mocnego nacisku na grupy, które z różnych powodów paradygmatu liberalnego nie akceptują”.

Oczywiście, ma on w tej sprawie rację. Rzecz w tym, że to powinna być oddzielna płaszczyzna sporu, jeden z głównych tematów. Tymczasem dalej dyskutanci pogrążają się w wojnie na teorie. Nawet jeśli Wigura łaskawie traktuje Terlikowskiego jako równoprawnego partnera, za co spotkały ją już ataki lewicowych i liberalnych hunwejbinów, to przecież ta symetria jest pozorna. Ona reprezentuje potencjalnych zwycięzców. Terlikowski – pokonanych.

Od czegoś odchodzimy, ku czemuś idziemy. Mamy do czynienia z coraz głośniejszymi przypadkami przemocy. W Anglii aresztowano kobietę za to, że modliła się, notabene po cichu, przed kliniką aborcyjną. Czy na tym polega wolna gra różnych wizji świata, różnych ofert, także etycznych? Nie, komfort wyborów liberalnych zaczyna być chroniony przez policję i sądy. W Kanadzie zawieszono w prawach ucznia katolickiego liceum, a potem na chwilę aresztowano, bo nie chciał się zwracać do transseksualnych kolegów czy koleżanek ich nowymi imionami. Już nie tylko takie kiedyś autonomiczne grupy jak choćby skauci, ale i społeczności religijne bywają przymuszane przez prawo do przestrzegania norm uznawanych arbitralnie za przejaw otwartości i równouprawnienia.

Ten kontekst powinien nadawać rozmowie dramatyzmu. A jednak niczego takiego tu nie znajdziemy. Terlikowski napisał kiedyś powieść political fiction o tym, jak służby liberalnego państwa delegalizują chrześcijaństwo, bo przeszkadza. Teraz wpisuje się w fikcję eleganckiego dialogowania bez dotykania kłopotów.

Owszem, spodziewam się odpowiedzi liberałki: to tylko odreagowanie wieków społeczeństwa konserwatywnego i patriarchalnego. No tak, ale niech ktoś ją postawi wobec pytań. Ja uważam, że jeśli rewolucja wolnościowa zmienia się w swoje przeciwieństwo, ma się ją prawo łapać na braku logiki. Poza wszystkim restrykcyjne wcielanie w życie wartości liberalnych jest nie tylko szczególnie paradoksalne, ale też może prowadzić do budowania systemu bardziej zamkniętego niż dawne społeczeństwa konserwatywne. W każdym zaś razie warto o tym debatować. Tu tej debaty nie znajdziemy.

Jej bohaterowie wyliczają katalog tematów pominiętych. Znajdziemy w książce poważne dylematy związane z aborcją, eutanazją czy związkami jednopłciowymi. Nie znajdziemy coraz bardziej drobiazgowo formującego katalog tematów zakazanych systemu poprawności politycznej. W programie TVP Kultura Wigura nieraz go broniła, a Terlikowski się temu z reguły nie sprzeciwiał.

Nie znajdziemy też w tej książce jawnych szaleństw. W Hiszpanii pozwolono właśnie dzieciom zmieniać płeć na życzenie. Wigura mówi z aprobatą o rozmywaniu się pojęcia klasycznych płci. Terlikowski dotyka tematu przelotnie i niekonkluzywnie. Kiedyś optował w praktyce za blokowaniem, a w każdym razie za ostrożnością w stosunku do zabiegów zmiany płci dla tych, którzy mają z tym realny problem. Wydawał mi się wtedy dogmatykiem. Dziś nie podnosi kwestii zmiany tej poważnej problematyki w modę. A lęki kobiet, którym będą pakować do tych samych szatni, ubikacji i cel w więzieniach biologicznych facetów, w imię ich subiektywnego poczucia? A możliwość nadużyć przy tej okazji? W krajach zachodnich niepokoi to niektórych gejów i niektóre lesbijki. Parę Wigura–Terlikowski niespecjalnie.

Czytaj więcej

Dramatyczny konflikt w Dramatycznym

Konserwatysta na wojnie z prawicą

Wzmianki o tych zjawiskach, ale tylko wzmianki, znajdziemy w erudycyjnej książce Terlikowskiego „Czy konserwatyzm ma przyszłość?”, wydanej w tym samym czasie co dialogi z Wigurą. Doprasza się ona skądinąd oddzielnej recenzji i polemiki. Autor domaga się od wszelkiego rodzaju prawic zauważenia przemian społecznych i dostrojenia do nich języka. Od współczesnych konserwatystów, nazywanych nieściśle alt-prawicą, żąda przemyślności i precyzji. Zarzuca im powierzchowność i akcyjność. „Co zatem łączy obecnie przedstawicieli alt-prawicy i populistów prawicowych? Otóż jest to sprzeciw wobec pewnych zjawisk: imigracji, głębokich, niekiedy rewolucyjnych zmian obyczajowych, zmiany status quo czy kryzysu gospodarczego. Te niewątpliwie prawdziwe zjawiska zostają uznane za ideologiczne i spetryfikowane, po czym przedstawiane jako pewien system, któremu prawdziwy prawicowiec i konserwatysta powinien się sprzeciwiać. Nie bierze się przy tym pod uwagę faktu, że zazwyczaj wydarzenia mają zarówno pozytywne, jak i negatywne strony” – pisze.

Jest w tym trafna obserwacja. Jeszcze trafniejsze są nawoływania, aby prawicowe rządy i obozy formułowały bardziej skomplikowane programy niż ślepe pilnowanie okopów Świętej Trójcy. Choćby aktywną politykę prorodzinną. Są też elementy zgody z drugą stroną. W proimigracyjnej czy profeministycznej gorliwości Terlikowski zdecydowanie przoduje.

Nie jestem zwolennikiem pisania jakichś zamkniętych konserwatywnych biblii. Nie jestem pewien, czy sam uważam się za konserwatystę. Ale pretensja Terlikowskiego, że prawicowcy za mało dzielą włos na czworo wobec „zjawisk zarówno pozytywnych, jak i negatywnych”? Trudno tego oczekiwać w świecie internetu i coraz bardziej alienującego się prawa, często adresowanego już nie do obywateli jednego kraju (ustawodawstwo Unii Europejskiej). Druga strona, przychodząca w glorii rzeczników nieuchronnego postępu, nie bawi się w niuanse i rozróżnienia. Czy można tego oczekiwać od strony przegrywającej?

W takiej sytuacji naturalnym odruchem staje się ślepy opór albo… przystosowanie się. To właśnie jest przypisywane Terlikowskiemu. W świetle wielu jego poglądów niesłusznie.

Niemniej, kiedy śledzi się jego bieżącą aktywność, zwłaszcza w internecie, można odnieść wrażenie, że w 90 proc. jest skoncentrowana na piętnowaniu środowisk konserwatywnych. Często Terlikowski miewa w tych połajankach rację, czasem przesadza. Wśród ludzi o takich sympatiach rodzi się wszakże dysonans poznawczy. Może i przyłączyliby się przykładowo do jego krucjat o oczyszczenie Kościoła, ale czy można to robić, kiedy Kościół staje się oblężoną twierdzą? I to nie z powodów seksualnych skandali (choć są one problemem), ale tego, czego hierarchowie i księża wciąż próbują nauczać. Choćby trudnych, nawet dla mnie miejscami zbyt trudnych, wymogów etycznych.

Ostatnio mieliśmy szokujący przykład ataku progresywnych radykałów o uznanych nazwiskach na Adama Michnika. Patriarcha obozu postępu odważył się bronić Jana Pawła II i nagle zaznał słownej nagonki. Terlikowski zauważył przy tej okazji agresywną retorykę poety i profesjonalnego geja Jacka Dehnela. Uznał ją za trącącą totalitaryzmem. Ale na co dzień jego głównymi wrogami są minister Czarnek i arcybiskup Jędraszewski.

Rozumiem palącą potrzebę nieustających rekolekcji dla swoich, w tej chwili już dawnych swoich. Ich błędy i nieprawości bardziej bolą. Niemniej jednak także Terlikowski mógłby podchodzić mniej emocjonalnie do okopów Świętej Trójcy, które sam kiedyś współtworzył. Mówi w rozmowie z Wigurą, że jest na marginesie. Sam przeszedłem zmęczenie tożsamościowym dziennikarstwem. Ale czy RMF FM, stacja radiowa numer jeden w Polsce, jest naprawdę marginesem?

Wielu ludzi odbiera postawę Terlikowskiego jako dezercję, przejście na drugą stronę. Słusznie, niesłusznie? Nie wiem. W każdym razie, czy tylko Karolina Wigura zasługuje na próbę zrozumienia? Może dawni sprzymierzeńcy też? Przynajmniej czasami.

Ta książka wywołała środowiskową burzę w szklance wody. „Polka ateistka kontra Polak katolik” to ciąg rozmów Tomasza Terlikowskiego z Karoliną Wigurą z Kultury Liberalnej. Raz on przepytuje ją, raz ona jego. Rzecz oparta jest na ideowym napięciu opisanym w tytule.

Pomysł się pojawił, kiedy poznali się w programie Mariusza Cieślika „Tego się nie wytnie” w TVP Kultura. Występowali tam, komentując książki, filmy czy spektakle teatralne, więc różnice w wizjach świata pojawiały się przy okazji oceniania zjawisk kulturalnych. Wymyślili potem, że będą ze sobą rozmawiać, czego Terlikowski domaga się w polskim życiu społecznym nieustannie, a Wigura – czasami. Powstała rozmowa pełna tytułów dzieł, na które oboje się powołują, popisów erudycji i historycznych przykładów.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi