Szewach Weiss długo mieszkał w Polsce?
Bardzo się cieszę, że tak pan to ujął, bo często czytałam w ostatnich dniach, że profesor „gościł” w Polsce. Jemu to sformułowanie bardzo by się nie spodobało, bo w domu się nie gości, tylko mieszka. Czuł się tutaj jak u siebie, więc był u siebie. W roku akademickim spędzał w Polsce połowę każdego miesiąca. A w ostatnich latach to już właściwie więcej czasu spędzał tu niż w Izraelu. To był człowiek ogromnej dyscypliny. Miał duże poczucie humoru, więc niektórym mogło się wydawać, że lekko płynie przez życie, ale tak naprawdę podstawowe znaczenie miała dla niego codzienna rutyna. Był bardzo pracowity i obowiązkowy. Właśnie z tego powodu regularnie chciał być dostępny na miejscu dla swoich studentów.
Chrześcijaństwo żyje. Nie tylko w Wigilię
Z badań CBOS wynika, że tylko 21 proc. Polaków uważa, że Boże Narodzenie to święto przede wszystkim religijne. – To mało, ale to konsekwencja szeregu bardzo ciekawych zjawisk. Pierwsze z nich: duchowy wymiar świąt, który odczuwamy w tym roku w związku z kryzysem – mówi Michał Szułdrzyński w rozmowie z Michałem Płocińskim.
Polubił pracę z polskimi studentami?
Oni byli dla niego niesamowicie ważni. Proszę sobie wyobrazić, że przed każdym wykładem miał tremę, dlatego zawsze tak skrupulatnie się do nich przygotowywał. My sobie te wykłady ćwiczyliśmy najpierw we dwoje, poprawialiśmy je i ciągle dorzucaliśmy jakieś aktualne informacje z Bliskiego Wschodu, z Izraela czy wydarzeń w Polsce. A potem i tak zawsze mnie pytał: „Ewciu, ale czy ja nie brzmię nudno, czy ja ich nie zanudzę?”. Bo to był człowiek ogromnej pokory. Dla mnie był wzorem osoby nauczającej. Traktował studentów z szacunkiem. Chciał, by czuli się równorzędnymi partnerami dla niego. I z podziwem obserwowałam już na zajęciach, z jaką powagą on słucha tych młodych ludzi, jak wykład naturalnie przeradza się w dyskusję. Bo on nie traktował ich protekcjonalnie, był autentycznie ciekaw tego, jak patrzą na świat. I oni naprawdę byli dla niego źródłem wiedzy o współczesnej Polsce, za co był im wdzięczny.
Prof. Weiss był izraelskim patriotą, zawsze broniącym polityki Państwa Izrael, a młodzi ludzie jednak często tę politykę ostro krytykują. Jak sobie z tym radził?
Obserwowałam uważnie te gorące dyskusje i to było niesamowite, jak zmieniały się one z wykładu na wykład. Traktując ich poważnie i nie unikając trudnych tematów, profesor zachęcał studentów do pogłębiania wiedzy o Izraelu. Później to się odzwierciedlało w kolejnych debatach na zajęciach, ale też poza salą wykładową, bo profesor nie ograniczał swojego kontaktu ze studentami tylko do zajęć. I nigdy nie odmawiał dyskusji.
Debatował z przeróżnymi środowiskami, także tymi jawnie mu niechętnymi. Pani nigdy nie dziwiło, że wchodzi w dyskusje np. z Grzegorzem Braunem? Po co mu to było, przecież to prowadziło donikąd.
Podziwiałam go za odwagę, ale rzeczywiście zapytałam go kiedyś, po co mu to. Bo te dyskusje wzbudzały duże kontrowersje, wiele osób mu je odradzało. A on odpowiedział mi krótko: „Ewuniu, przekonać przekonanych to żaden sukces, trzeba rozmawiać ze wszystkimi”. Zwyciężało w nim poczucie misji. Bardzo poważnie traktował potrzebę dialogu. Najzwyczajniej to była stara szkoła: każdego traktował z taką samą powagą, skupiał się na temacie rozmowy, nie robił personalnych wycieczek. To sposób rozmowy, który, niestety, odchodzi w zapomnienie.
Adam Tecław: Lokalność jest możliwa w wielkim mieście
Warszawa ma niezwykłą siłę przyciągania, przeprowadzka tu jest ciągle jednoznacznie rozumiana jako awans społeczny. Ale anonimowość, która ma swoje plusy, jest jednocześnie największą wadą tego miasta, bo bardzo trudno jest tym warszawiakiem zostać - mówi Adam Tecław, varsavianista.
Czego będzie pani najbardziej brakować?
Telefonu o 9.30, zawsze o tej samej godzinie: „Dziecko! No jak? Jedziesz już do mnie? Co dzisiaj robimy? Jeśli możesz, to kup mi gdzieś po drodze tytoń do fajeczki”… To było 20 lat rutyny, którą bardzo lubiłam. Będzie mi brakowało tych wszystkich spotkań w gronie akademickim, dziennikarskim, wśród przyjaciół. A także tego, jak profesor potrafił mnie tonować. Bo czasem, kiedy mnie coś wzburzyło, z łagodnością człowieka, który ma doświadczenie niejednej walki, mówił mi: „Odpuść to, nie przejmuj się tak”. Bo on nie koncentrował się na negatywach, starał się dostrzec dobre strony każdej sytuacji. I był w tym mistrzem! Był pozytywnie nastawiony do wszystkiego. I będzie mi na pewno brakowało tej jego radości, jak przeżywał nawet małe rzeczy. Gdy robił choćby notatki do wykładu i z czegoś był zadowolony, wołał mnie i pokazywał: „Zobacz, jak napisałem – zobacz, jak pięknie mnie nauczyłaś polskiego”. To było bardzo miłe.
Do kiedy pani z nim pracowała?
Do samego końca… I do końca był aktywny, nadążyć za nim nie było wcale łatwo. Ale w ostatnich tygodniach, po operacji, powtarzał: „Wiesz, Ewciu, ja już bardzo czekam na spotkanie z moją Ester. Bardzo chciałbym się już z nią zobaczyć”.
Ewa Szmal
Lektorka języka polskiego jako obcego, doktorantka Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW.