Wyobcowani, niepewni, samotni. Mężczyźni na uboczu

Coś niepokojącego dzieje się w Polsce z młodymi mężczyznami. Niestety, w polityce mało kto się interesuje ich problemami. Wzrastające poparcie dla Konfederacji pokazuje, że żadna inna partia nie ma dla nich pozytywnego komunikatu.

Aktualizacja: 24.04.2023 15:38 Publikacja: 03.02.2023 10:00

Wyobcowani, niepewni, samotni. Mężczyźni na uboczu

Foto: Jeannot Olivet/Getty Images

Polacy za Ukrainą, ale przeciw Ukraińcom” – brzmiał efektowny tytuł socjologicznego raportu Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego. Opublikowała go w 2022 roku „Krytyka Polityczna”. Już się na niego powoływałem w kontekście nastrojów naszego społeczeństwa wobec wojny za naszą wschodnia granicą, i wobec uchodźców.

Raport dotykał jednak nie tylko kwestii związanych z problemem „my a Ukraińcy”. Przy czym został specyficznie napisany. Są tam, owszem, przywoływane rozmaite sondażowe pomiary poglądów Polaków, ale niektóre tematy skwitowano rozproszonymi cytatami z wypowiedzi respondentów.

Czytaj więcej

Wiktor Ferfecki: Dwie twarze Sławomira Mentzena

Kojarzeni z lewicą badacze dotknęli m.in. kwestii gotowości stawiania przez polskie społeczeństwa czoła wojnie. Pojawił się wątek ewentualnej służby w obronie ojczyzny, tak młodych mężczyzn, jak i młodych kobiet. Nie wynikły z tego wiążące ustalenia, ale przywołano garść refleksji i wrażeń.

Słabi i rozlaźli

Zacytujmy kluczowy fragment. Oto głos pewnej respondentki: „Powiem coś strasznego, ale mam wrażenie, że kobiety z naszego pokolenia są tysiąc razy dojrzalsze, silniejsze i, niestety, prowadzą swoich mężów, partnerów, za rękę. Mówię o pokoleniu lat 90. szczególnie, bo ja się obracam wśród takich znajomych, i to jest naprawdę dramat. (…) 90 procent, niestety, tego pokolenia (…) była po prostu prowadzona za rękę przez mamę, która nie wiem, czy chciała ich tak uchronić, ale ja mam kolegów 31 lat, którzy mieszkają ze swoimi matkami. I żeby było śmiesznie, to nie jest wyjątek, bo mój mąż ma jednego kolegę, który ma założoną rodzinę, mówię o partnerce, a reszta mieszka z matkami”.

Czytaj więcej

Lekcje religii, lekcja wolności

I dalej: „W powyższym fragmencie pobrzmiewa stara ludowa mądrość, że »dopiero wojsko zrobi z chłopaka mężczyznę«. Młodzi mężczyźni postrzegani są w Polsce jako słabi, »rozlaźli«, niezdecydowani”. Ci z owych młodych mężczyzn, którzy brali udział w badaniach, sami potwierdzali zacytowane obawy i diagnozy. Ich gotowość do walki w obronie ojczyzny była mniejsza niż wśród starszych rozmówców, a nawet wśród rówieśniczek w grupach kobiecych. W każdej grupie rozmówców zdarzali się tacy, którzy deklarowali gotowość wstąpienia do armii, ale wśród młodych przeważali rozmówcy do tego pomysłu nieprzekonani”.

Autorzy nie pogłębiają tych konkluzji, nie przywołują w szczególności danych liczbowych, które pozwoliłyby ustalić, jaki jest wśród badanych rozkład opinii na ten temat. Zarazem nie wychodzą poza chłodną badawczą narrację. Skądinąd zwłaszcza Sierakowski jest zaangażowany w mobilizowanie polskiego społeczeństwa, wprawdzie nie w duchu zachęcania do militaryzacji, ale jednak pewnej gotowości.

Zachęcałbym obu panów do osobnych badań i analiz. Zarazem, skoro konkluzje pojawiają się w publikacji „Krytyki Politycznej”, można spytać o kontekst kulturowy. Chyba ma się do tego jeszcze prawo?

Czy owa mała wojowniczość, czy wręcz „rozlazłość”, polskiej młodzieży męskiej (skądinąd domniemana, nie dowiedziono jej przecież, to tylko garść mało naukowych reminiscencji) nie wydaje się, jeśli ją jednak założyć, naturalna na tle ogólnego tonu dyskursu współczesnej lewicy? To nie wy (nie adresuję tego do obu badaczy, lecz do całej ich formacji intelektualno-politycznej) prowadzicie od lat kulturową wojnę z widmem „maczyzmu”? Nie wy tłumaczycie w rozlicznych periodykach i programach mediów elektronicznych, że „chłopaki też płaczą”, że to nie tylko nie wstyd, ale powód do chwały? To nie wy widzieliście we wszelkich fascynacjach bronią, sportami walki, ba, samą męską rywalizacją wielkie zagrożenie?

Owszem, w teorii można sobie wyobrazić, że sama retoryka równościowa, której wielu aspektów nie odrzucam i nie podważam, będzie prowadzić raczej do podciągnięcia kobiet, aby i one stały się twarde – niczym izraelskie żołnierki. W praktyce tak to jednak na ogół nie wygląda. Nie taki jest ton zarówno mainstreamowych tytułów, jak i kolorowych popularnych pisemek. Nie takie są również przesłania coraz większej liczby produktów współczesnej popkultury. Skądinąd nie tylko polskiej.

Zdaję sobie sprawę, że badanie wpływu bodźców popkulturowych na ludzkie, także społeczno-polityczne wybory jest łatwe do podważenia. Mam jednak wrażenie, że każdy, kto wsłuchuje się w znaki czasu, raczej mi nie będzie zaprzeczał.

Jezioro łabędzie

Przypomniałem sobie ostatnio amerykański film „Szkoła wyrzutków” z 1991 roku, typowy popularny film akcji w reżyserii Daniela Petriego. Tę opowieść o fikcyjnym najściu kolumbijskiego gangu na elitarne męskie liceum ogląda się dziś jak obraz sprzed pięciu epok. Pozornie to opowieść o grupie „niegrzecznych”, pobuntowanych chłopaków, jest więc mało pedagogiczna. Ale w finale chłopcy okazują się dzielnymi obrońcami siebie i całej zbiorowości przed zagrożeniem, przed przemocą. Dziś taka przypowiastka zostałaby chyba uznana za pochwałę niepokojących potencjalnych maczo (na dokładkę jeszcze walczących z „obcymi”).

Nawet jeśli coś by z niej zostało, zostałoby gruntownie poprawione, w duchu reedukacji toksycznej męskości za nadmierną pychę. Na dokładkę na początku chłopcy korzystają z usług telefonicznej prostytutki. Ta pani zostałaby zapewne uznana za poprawną „sexworkerkę”, ale czy ich zachowania, ich prosty stosunek do seksu, nie byłyby zakwalifikowane jako męski szowinizm w czystej postaci? Wyklinany dziś przez 50 filmów, 100 seriali z Netfliksa i 30 powieści.

Można dowodzić, że potrzebni są faceci dzielni, ale wolni od swojej męskiej pychy. Tyle że to tak nie działa, a w każdym razie nie całkiem. Trudno jest odcinać ludziom w procesie socjalizacji jedne kawałki natury, a zastawiać inne, często organicznie z nimi związane. Tępmy nieetyczne zachowania, ale histerie wobec każdego przypadku „końskich zalotów” w szkole to droga do innego społeczeństwa. Czy bardziej bezpiecznego? Rzecz do wielu dyskusji.

Powiecie, że wyciągam radykalne wnioski z jednego filmu. No to jeszcze dygresja dotycząca współczesnego obyczajowego klimatu już w Polsce. Oto jak co roku mieliśmy w sieci wysyp filmików ze studniówek. Na ogół przedstawiają one rytualne tańce. Na jednym z nich można zobaczyć uczniów Zespołu Szkół im. Stanisława Staszica w Płońsku. Przebrani za kobiety tańczą scenkę z baletu „Jezioro łabędzie” Czajkowskiego.

Nie zamierzam krytykować samego występu. Można go uznać za typowy męski wygłup, zabawny i zrozumiały. Kto z nas w szkole nie chciał się choć raz zabawić w przebieranki tego typu? Mnie chodzi o reakcje widzów, zmultiplikowane przez internet. Oto uczniowie Staszica dowiadywali się nagle, że są apostołami rewolucji kładącej kres tradycyjnemu podziałowi na płcie. Forpocztą środowisk LGBT czy rzecznikami rozmaitych niebinarności. Gratulowano im tego.

Można sobie wyobrazić całkiem odwrotną rewolucję, symbolem której są dziewczyny w obcisłych męskich strojach popisujące się siłą fizyczną. Rzecz w tym, że popisy tego typu, choć czasem pożądane przez niektóre feministki, są w cywilizacji zachodniej o wiele rzadsze, w naszej już też. Preferowana jest miękkość jako cnota podstawowa. Często przedstawiana jako błogosławiona empatyczność, otwarcie na rozmaite inności. I ona bywa błogosławiona, także w moich oczach, tyle że wylewamy dziecko z kąpielą.

Oczywiście, ten kult miękkości wynika nie tylko z przemian obyczajowych, także z czystego wygodnictwa. Sam jestem po trosze jego produktem, zaczęło się w moim pokoleniu dawno temu – od stosunku do służby wojskowej. I przyczyny, i przejawy bywają skomplikowane. Ale powinniśmy o tym pamiętać, kiedy konfrontujemy się choćby z „raszyzmem”. On posługuje się po części karabinem na sznurku. Ale jednego mu nie brak – drapieżności. My jej dawno nie mamy.

Czytaj więcej

Politycy mają puste szuflady z pomysłami

Rówieśniczki biegną szybciej

Co powiedziawszy, przerwę wątki obyczajowe, od których ekspertem nie jestem. Rzecz jednak ciekawa, w rozważaniach przytoczonych przez Sadurę i Sierakowskiego pojawia się też temat małej samodzielności współczesnych młodych Polaków, już nie w kontekście ich gotowości do walki czy do stosowania obronnej przemocy. Chłopcy są podobno mniej samodzielni niż dziewczyny.

Załóżmy, że mamy to zbadane dogłębnie przez socjologów i psychologów. Sam nie widzę aż tak ogromnych różnic. Zarazem wiem, jak ogromne ta teza budzi emocje. Jest popierana przez przedziwną koalicję.

Niedawno takie emocje wywołał prościutki tekst w serwisie Salon24, dowodzący, że znika, także z powodów demograficznych, zjawisko facetów, którzy najpierw się dorabiają, a potem żenią. Bo nie mogą liczyć na młodsze partnerki, których jest coraz mniej. Publikacja wywołała histerię pośród kobiet tak prawicowych, jak lewicowych. I jedne, i drugie uznały, że to niepokojąca apoteoza mężczyzn w sytuacji, gdy od dawna w sferze samodzielności pozostają w tyle za kobietami. Wsparli je z jednej strony niektórzy konserwatyści, spece od narzekań: „Kiedyś to były dzielne chłopy”, ale i feministki, bo dla nich dowód na immanentną niższość mężczyzn to istna gratka.

I co? Jest wiele badań dowodzących, że mężczyźni zaczynają istotnie mocno odstawać, że mają mniejsze edukacyjne ambicje, że pozostają często w swoich prowincjonalnych matecznikach, podczas gdy kobiety mocniej aspirują, szukając zaspokojenia w edukacji, w przenosinach do większych ośrodków, w pięciu się w górę.

Feministki i ich polityczni sojusznicy dowodzą, że za tą tendencją nie nadążają zmiany strukturalne, że kobiety zajmują zbyt niskie stanowisko i za mało zarabiają. Co nie do końca jest zresztą wykazywane przez sondaże. Bo nawet jeśli kobiety czasem mają wciąż bardziej pod górkę (choćby dlatego, że rodzą dzieci), to Polska jest w Europie jednym z prymusów w sferze ekonomicznej i społecznej równości, to wynika z sondaży badających relacje płac i awansów.

Zarazem w sieci karierę robi odpychająca figura „incela”, młodego faceta niemogącego sobie znaleźć partnerki i wobec tego pogrążonego w uprzedzeniach, nie tylko płciowych, ale tych także. Pokaźna liczba komentatorów buduje swoją tożsamość na ich wyśmiewaniu albo przestrzeganiu przed nimi.

Są tacy, bo...

Przed kilkunastoma laty bystra i wcale nieprawicowa psycholożka doktor Zofia Milska-Wrzosińska próbowała zainteresować Polaków, i to z łamów „Gazety Wyborczej”, specyficzną sytuacją facetów. Są oni jej zdaniem w pułapce. Z jednej strony żąda się od nich wciąż zarobienia na dom (dłużej pracują i na ogół wcześniej umierają). Z drugiej mają w tymże domu okazywać pełne poszanowanie dla aspiracji żon i kochanek. I jeszcze podtrzymywać fikcję służenia im, tak jak rycerze służyli damom.

Nie wszyscy to wytrzymują – przekonywała pani doktor, upatrując w tym istotny, choć naturalnie niejedyny powód kryzysu małżeństw i związków. Narracja feministyczna szybko ją zagłuszyła, a ona sama dała sobie spokój. Mówiła o mężczyznach już pracujących, tych w sile wieku. Ale czy pośrednio także nie o młodych, których czekać miałby ten sam los?

Dziś nieco podobną dyskusję proponuje 30-letni specjalista od polityki publicznej i administracji Michał Gulczyński. Od kilka lat prowadzi swoją krucjatę pod tytułem „Porozmawiajmy o mężczyznach”. On akurat zajmuje się tymi młodszymi. Próbuje się zmierzyć nawet z fenomenem „incela”. Swoje przemyślenia eksponował najczęściej na stronie Klubu Jagiellońskiego, kojarzonego z zabarwieniem raczej konserwatywnym (czy może tradycyjnie chadeckim), ale niepartyjnego i symetrystycznego w tym, co dotyczy czystej polityki. On sam wystrzega się mocniejszych ideologicznych konturów.

W niedawnym wywiadzie dla „Plusa Minusa” Gulczyński zauważył trafnie: „W debacie publicznej mówi się o problemach kobiet i właśnie problemach »z mężczyznami«, a nie o problemach mężczyzn”. On sam napisał raport wyrównujący tę zaległość. Tytuł: „Przemilczane nierówności. O problemach mężczyzn w Polsce”. Opowiadał w nim o chłopcach wychowywanych często w rozbitych rodzinach przez matki, a w systemie edukacji nauczanych głównie przez nauczycielki. Wciąż słyszących, że społecznym problemem jest nadmierna władza ich płci. Ale w praktyce przy częstej nieobecności ojców pozostających pod władzą kobiet.

O ile jarzmo matek bywa słodkie (co jest zresztą jednym z powodów owej niesamodzielności i rozlazłości), o tyle system edukacji jest już zdaniem Gulczyńskiego jednym z istotnych czynników męskiego „zapóźnienia”. Według jego opisu jest ona organizowana pod dziewczęta z ich zainteresowaniami, a nawet są one w jej obrębie faworyzowane.

To jest hipoteza, trudna do udowodnienia. Można tylko przywoływać konkretne historie. Niemniej trudno też nie odnieść wrażenia, że będzie ona a priori podważana przez polityków i polityczki, zainteresowanych podtrzymywaniem narracji o męskiej przemocy i kobiecej krzywdzie. Narracji mającej mnóstwo uzasadnień nie tylko w dawniejszej rzeczywistości, ale w tej całkiem niedawnej też. Tyle że pozostającej wciąż jedynym wytrychem dla objaśnienia procesów skomplikowanych i od jakiegoś czasu całkiem niejednoznacznych.

Gulczyński zresztą opowiada we wspomnianym wywiadzie, że gdy trzy lata temu, myśląc, że ta bardziej lewicowa strona się tym zainteresuje, napisał w „Polityce” artykuł pt. „Kogo obchodzą mężczyźni?”. „I patrząc na recepcję tego artykułu, okazało się, że nikogo nie obchodzą. Poza Korwinem”. I najnowsze sondaże poparcia politycznego dowodzą, że przez te trzy lata rzeczywiście nic się nie zmieniło. „Żadna inna partia nie ma pozytywnego komunikatu dla mężczyzn. Lewica wręcz wprost mówi, że stoi po stronie kobiet” – opowiada badacz.

Czytaj więcej

Mężczyźni będą nienawidzić kobiet, a kobiety gardzić mężczyznami

Dlaczego młodych mężczyzn tak ciągnie do Konfederacji? Gulczyński mówi, że „być może czują, że państwo prowadzi politykę społeczną, która jest dla nich niekorzystna. Spójrzmy np. na system emerytalny. Mężczyźni nadal częściej pracują, odprowadzają większe składki, a szybciej umierają. Dla nich więc ten system redystrybucji rzeczywiście jest nieopłacalny”.

Dyskutujmy o przegięciach

Spytałem niedawno swojego przyjaciela aktora o pewien serial na Netfliksie z jego udziałem. Próbował on w jakiejś mierze uczciwie i ciekawie ilustrować wojny płci w świecie studentów. Kończył się jednak wizją naiwnej i dydaktycznej babskiej rewolucji, w której jeden z chłopaków zostaje nawet skrzywdzony w ramach rywalizacji, ale i to mamy zrozumieć. – Wiesz, może jest w tym jakieś przegięcie, ale po tylu wiekach patriarchatu jest ono zrozumiałe – odpowiedział przyjaciel, człowiek mądry i wrażliwy.

Otóż ja bym o przegięciach dyskutował. Niestety, w dobie polaryzacji i ideologicznych kalk sama debata jest niemożliwa. Gulczyński udzielił wywiadu „Plusowi Minusowi” w dzień po tym, gdy feministki zbojkotowały dyskusję nad jego raportem w Klubie Jagiellońskim.

Co do popkultury mamy zaś pewien paradoks. Ona stawia na młodość, często przyznając jej na wyrost rację. Kiedy jednak dochodzi do dzielenia młodych na płci, chłopaki są często najbardziej podejrzanymi osobnikami, gwałcicielami, przemocowcami czy przynajmniej egoistami. I nie chodzi o to, że to w ogóle nie jest prawda. Chodzi o proporcje. Dziś główną postacią pozytywną w dziesiątkach filmów i seriali Netfliksa jest młoda kobieta.

Zakończę stosunkowo świeżym ustaleniem. W portalu Interia Jolanta Kamińska ciekawie podsumowała badania Instytutu Pokolenia. „Samotność ma dziś w Polsce twarz młodego mężczyzny” – orzekli jego autorzy. O ile wcześniej do poczucia osamotnienia przyznawali się częściej (co zrozumiałe) ludzie starsi, o tyle teraz nastąpiło pewne odwrócenie. Faceci w wieku 18 do 24 lat wprawdzie niechętnie mówili o tym wprost, ale z kompletu odpowiedzi można było wyczytać, że 55 proc. spośród nich ma takie poczucie i z jego powodu cierpi.

Czy to świadectwo męskiej krzywdy? Zapewne wielu czynników: od przykucia do internetu po pandemię, szczególnie mocno uderzającą w uczniów i studentów. Możliwe nawet, że te żale są przesadne. Zgodnie z innymi obserwacjami współczesnych socjologów, że młodzi częściej stają się „płatkami śniegu”, zbyt defensywnymi, skłonnymi do użalania się nad sobą.

No tak, ale przecież to bycie śnieżynkami akurat dotyczy także dziewczyn. Czy mniej im szkoda samych siebie, bo są wciąż bardziej przekonane do marszu naprzód, do startu w rywalizacji? Czy może mają już cień poczucia, że w rywalizacji wygrywają? Nie wiem, i wcale nie zamierzam się nadmiernie rozczulać nad młodymi panami. Ale teza, że nic się nie dzieje, też jest mi obca. Dzieje się. Co? A to wy mi powiedzcie. Zacznijcie się tymi młodymi panami interesować.

Polacy za Ukrainą, ale przeciw Ukraińcom” – brzmiał efektowny tytuł socjologicznego raportu Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego. Opublikowała go w 2022 roku „Krytyka Polityczna”. Już się na niego powoływałem w kontekście nastrojów naszego społeczeństwa wobec wojny za naszą wschodnia granicą, i wobec uchodźców.

Raport dotykał jednak nie tylko kwestii związanych z problemem „my a Ukraińcy”. Przy czym został specyficznie napisany. Są tam, owszem, przywoływane rozmaite sondażowe pomiary poglądów Polaków, ale niektóre tematy skwitowano rozproszonymi cytatami z wypowiedzi respondentów.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich