Tak premier komentował niedawno nadmierne zainteresowanie mediów życiem prywatnym i zawodowym Tymoteusza Szydło. Syn ówczesnej premier był wtedy dojrzałym mężczyzną, który po prostu zmienił swoje życiowe plany po tym, gdy jego powołanie do kapłaństwa okazało się niewystarczająco mocne. I choć dla Beaty Szydło ta zmiana była politycznie, a może i prywatnie niekorzystna, to sam Tymoteusz Szydło zachował się uczciwie wobec siebie, wiernych i Kościoła, a o zainteresowanie mediów swoim życiem może mieć pretensje wyłącznie do siebie, bo wcześniej pozwolił je wykorzystać do ocieplenia wizerunku matki. Na jego mszy prymicyjnej zjawiła się wierchuszka PiS, z samym prezesem na czele, trudno się dziwić ciekawskim, że chcieli wiedzieć, jak żyje były już ksiądz, ale też ta ciekawość trwała chwilę i była niezbyt nachalna. Do tej pory nie wiemy nic o jego życiu prywatnym i chyba nikomu tej wiedzy specjalnie nie trzeba.
Czytaj więcej
Zostałem hipokrytą. Część prawicowych mediów, z którymi do niedawna współpracowałem, zarzuciła mi, że rozliczać z przestępstw pedofilskich chcę tylko Kościół, a nad innymi środowiskami rozciągam parasol ochronny.
„Wzór łajdactwa pod przykrywką »dziennikarstwa«” – oburzała się na artykuł o zatrudnieniu syna Szydło w firmie Daniela Obajtka Marzena Paczuska, obecna członkini Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji nadzorującej publiczne media. Czy znajdzie podobne słowa do oceny zachowania Tomasza Duklanowskiego – zapamiętajmy dobrze tę podłą postać – z publicznego Radia Szczecin, który sprawę pedofila z PO celowo opisał w taki sposób, żeby dało się zidentyfikować jego ofiarę? Przypuszczam, że wątpię. Premier Morawiecki też się raczej nie oburzy, matka jest z PO, więc nie ma komu współczuć.
Tymczasem internet urządził regularny lincz na matce skrzywdzonych dzieci – że pozwoliła, że tuszowała, że milczała, że wyżej niż dobro dzieci postawiła swoją polityczną karierę. Wszystko, czego żadna matka skrzywdzonego przez pedofila dziecka nie powinna nigdy o sobie usłyszeć, a co pewnie teraz weźmie też do siebie wiele innych matek ofiar pedofilów. Bo jeśli zarzutem jest, że się nie zorientowała, to taki sam zarzut można postawić każdej matce dziecka skrzywdzonego przez kogoś znajomego.
Trzeba mieć partyjne logo zamiast serca, żeby się dziwić, że matka i jej znajomi po skazaniu i osadzeniu pedofila nie ogłaszali światu krzywdy dzieci, informując wszem i wobec, co im zrobiono. Ujawnienie danych nie przyniosłoby żadnego dobra, a skrzywdzonym dzieciom jeszcze bardziej utrudniłoby uporanie się z traumą. Dzięki Duklanowskiemu są właśnie ponownie gwałcone. Tym razem na oczach swoich szkolnych kolegów i całej Polski.