Na świecie zaczyna się coraz powszechniej uważać, że to my mieliśmy rację w sprawie Rosji. Że brak złudzeń państw bałtyckich, Polski czy Finlandii nie wynikał z historycznych uprzedzeń, ale że to historyczne doświadczenia pozwoliły właściwie oceniać Kreml. Najwyższa pora jednak zadać sobie pytanie: mieliśmy rację i co dalej? Co nasz kraj ma do zaproponowania? To pytanie bardzo często zadają mi w Warszawie zagraniczni dyplomaci.
Czytaj więcej
Jestem wdzięczny Jonnemu Danielsowi za to, co dla nich robi, ale uważam, że my, Polacy, sami powinniśmy robić znacznie więcej.
Na razie historyczna racja służy leczeniu narodowych kompleksów (jest to nawet zrozumiałe, biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich 250 lat). Pora jednak sobie uświadomić wyjątkowość dziejowej chwili i zastanowić się, jak wykorzystać 2023 r. do tego, by wypełnić tę szansę treścią. Jedną z właściwych odpowiedzi jest budowa silnej armii, ale armia jest narzędziem, formą.
Za treść odpowiadają przywódcy polityczni. Po referendum w sprawie brexitu w 2016 r. Jarosław Kaczyński zapowiedział napisanie nowego traktatu europejskiego. Wynikało to ze zrozumienia doniosłości tamtego wydarzenia, ale Polska wówczas niewiele miała do powiedzenia w UE, a jeszcze mniej do zaoferowania. W 2021 r. PiS podjął z kolei próbę budowy nowej partii w Parlamencie Europejskim. I też wynikało to z trafnej intuicji, że porządek oparty na sojuszu chadecji z socjaldemokracją się wyczerpał. Kłopot w tym, że część eurosceptycznych lub antyeuropejskich partii, z którymi PiS rozmawiał, nie potrafiła się wyzwolić z fascynacji Władimirem Putinem, co zamroziło te kontakty po 24 lutego 2022 r.