Przyjmując, że sekwencja zdarzeń była taka, jak opisał ją w zeznaniach ks. Surgent – a nie ma podstaw, by ją negować – trudno w działaniach krakowskich hierarchów dopatrzyć się zaniechań czy poważniejszych błędów. Po otrzymaniu wiadomości o tym, że duchowny wykorzystał dzieci, wezwano go do kurii. Bp Pietraszko nie uwierzył w jego zapewnienia o niewinności. Początkowo wydał zgodę na urlop, acz nie można wykluczyć, że za słowem „urlop” kryło się czasowe zawieszenie. Potem zaś – po ponownej rozmowie księdza z bp. Pietraszką oraz kard. Wojtyłą – nastąpiło błyskawiczne zwolnienie z pracy w diecezji oraz zakaz pojawiania się w Kiczorze.
A zatem: karne zawieszenie, pozbawienie urzędu, dochodów, a także zakaz pracy na terenie archidiecezji krakowskiej – wszystko przewidziane przez KPK. Inne kary – a wśród nich ewentualne przeniesienie do stanu świeckiego (w ówczesnym KPK określano je mianem degradacji) pozostawiono w gestii właściwego ordynariusza – w tym przypadku bp. Jana Nowickiego z Lubaczowa, bo przypomnijmy, że ks. Surgent był przypisany (w terminologii kościelnej: inkardynowany) do archidiecezji lubaczowskiej.
Do Lubaczowa wysłano zapewne informację o powodach zwolnienia (o tym, skąd to przypuszczenie, za moment), ale wpadło ono w „decyzyjną próżnię”, bo bp Nowicki 14 sierpnia 1973 r. zmarł. Problemem wyrzuconego z Krakowa księdza, który pod koniec tego miesiąca został osadzony w areszcie, nikt się nie zajął. Warto przy tym zauważyć, że obowiązujący wówczas KPK dopuszczał także wstrzymanie się od nałożenia kary kościelnej w sytuacji, gdy winnego dostatecznie ukarała już władza świecka lub prawdopodobne było, że to uczyni (kan. 2223 § 3 pkt. 2 KPK, 1917). Być może to zaważyło na tym, że od karania Surgenta na gruncie prawa kanonicznego odstąpiono.
Ucieczka przed wojną - wmawiamy sobie, że to wypoczynek
U franciszkanek spod Tarnopola znalazło schronienie kilkudziesięciu uchodźców z napadniętych przez Rosjan miejscowości. Mimo koszmaru wojny jest tu też nadzieja: na powrót z dziećmi do domu, na to, że „nasi chłopcy nas obronią" i że „dobry Bóg jest z nami".
3.
Ks. Surgent, składając w roku 1973 zeznania w prokuraturze, zapewniał, że w parafiach, w których pracował przed przyjściem do Kiczory, nikogo nie skrzywdził. Kłamał. Przyznał się do tego, zanim jeszcze zapadł skazujący go wyrok, przed siedzącym z nim w celi więźniem. Był on tajnym współpracownikiem celnym i szczegółowo relacjonował SB ich rozmowy. W październiku 1973 r. pisał: „Gdy zapytałem Surgenta, czy zarzucanych mu obecnie czynów lubieżnych dopuścił się również na innych parafiach – to powiedział, że owszem i tego się właśnie obawia, a to: w Żywcu, Wieliczce, na Salwatorze, w Lachowicach i w Lipnicy Wielkiej”. Ale Służba Bezpieczeństwa doskonale o tym wiedziała…
A czy w krakowskiej kurii także – przed 1973 r. – wiedziano o tym, że ksiądz wykorzystywał dzieci? Zanim trafił do Kiczory, pracował w siedmiu parafiach – w żadnej nie dłużej niż dwa lata. Tak częste przenosiny z miejsca na miejsce budzą wątpliwości. Według notatek funkcjonariuszy SB, którzy obserwowali duchownego, wynikały one z jego konfliktów z proboszczami, ale nie rozwiewa to wątpliwości. Potęguje je notka w kurialnym piśmie „Notificationes e Curia Metropolitana Cracoviensi” z 1964 r. (nr 8–9). W dziale dotyczącym zmian w diecezji w podrubryce „zwolnienia – rezygnacje” przy nazwisku Surgenta zapisano: „zwolniony ze stanowiska wik. par. w Wieliczce – do dyspozycji Kurii Arcybiskupiej w Lubaczowie”. W momencie pisania tego tekstu nawiązał z nami kontakt mężczyzna utrzymujący, że „bliska mu osoba” została przez ks. Surgenta skrzywdzona właśnie w Wieliczce. Podobny sygnał dostał ks. dr Marcin Cholewa, delegat ds. ochrony dzieci i młodzieży w archidiecezji krakowskiej i wiadomość przekazał przełożonym. To jednak stan wiedzy na rok 2022. Ale czy krakowska kuria mogła wiedzieć o tym wcześniej? Trudno dziś ustalić.
Władze kościelne z pewnością wiedziały o tym, że duchowny skrzywdził małoletniego, pracując w parafii Najświętszego Salwatora w Krakowie (był w niej od czerwca 1968 r.). Wskazuje na to treść wniosku w sprawie zgody na przeprowadzenie z nim rozmowy operacyjnej, który powstał w Wydziale IV SB w Krakowie w październiku 1969 r. W dokumencie tym esbek pisał: „W toku dalszych przedsięwzięć operacyjnych w stosunku do ks. S.E. uzyskano materiały z analizy których wynika, że wymieniony ksiądz posiada zboczenia seksualne. Potwierdzeniem tego jest uzyskany dokument »W«, w których bp Nowicki Jan oficjalnie i wprost potępia za czyn deprawujący, jakiego dopuścił się wobec nieletniego chłopca. Z dokumentu tego wynika, że matka tego chłopca sprawę przedstawiła pisemnie w kurii oraz osobiście bpowi J. Pietraszce. Fakt ten znany jest ponadto v-kanclerzowi oraz bp Groblickiemu. Matka chłopca nie chcąc szkodzić ks. S.E. poprzestała na powiadomieniu kurii. Z treści dokumentu nie wynika aby dotychczas ks. SE poniósł jakieś konsekwencje. W środowisku kleru parafialnego fakt ten dotychczas jest nieznany (…). Również nie mówi się o tym wśród wiernych”.
Podsumujmy. Krakowska kuria zawiadomiona przez matkę chłopca o czynie ks. Surgenta zarówno pisemnie, jak i osobiście, powiadomiła o tym jego przełożonego, czyli bp. Nowickiego. Ten zaś skarcił duchownego listownie – taką formę dopuszczał ówczesny KPK – i odstąpił od wymierzenia innej kary. Zwłaszcza że sprawa nie była publicznie znana. Ale i w tym przypadku prawdopodobne jest, że Surgent został wezwany na rozmowę do krakowskiej kurii, w której udzielono mu ostrzeżenia.
Osadzony razem z duchownym tajny współpracownik SB donosił bowiem w listopadzie 1973 r.: „Eugeniusz Surgent usiłował napisać list do biskupa, aby jego przeprosić, iż przyrzekał mu, a powtórnie popadł w kolizję z prawem. Z jego wypowiedzi wynika, że biskup o postępowaniu Surgenta wiedział i był u niego na rozmowie. Kiedy treść tego listu napisał, była ona bardzo nieskładnie zredagowaną, którą zniszczył, a postanowił po uspokojeniu się napisać ponownie. Chodzi Surgentowi o to, aby biskup nie potraktował go ostro i nie zrezygnował z niego jako księdza”.
W notatce nie pada nazwisko biskupa, do którego miał być skierowany list. Jednak to, że ks. Surgent usiłował napisać go w listopadzie 1973 r., gdy jego ordynariusz (bp Nowicki) od trzech miesięcy już nie żył, wskazuje, że adresatem mieli być bp Pietraszko lub kard. Wojtyła.
Z całej tej sytuacji z listem wynika w każdym razie, że pod koniec lat 60. kościelni zwierzchnicy uwierzyli w zapewnienia ks. Surgenta o poprawie i postanowili dać mu szansę. W czerwcu 1971 r. skierowano go do pracy w Kiczorze, co okazało się brzemienne w skutkach.
Zreasumujmy: w czasie śledztwa dotyczącego zdarzeń w Kiczorze organa śledcze doskonale wiedziały, że Surgent kłamie, zapewniając, że wcześniej chłopców nie molestował. Prawdopodobnie nie wykorzystano tego faktu, by podczas procesu nie wyszło na jaw, że już w 1969 r. mogły doprowadzić do ukarania księdza. Wtedy, zamiast go ukarać, postanowiły bowiem wykorzystać informacje do zwerbowania go na tajnego współpracownika SB.
Na podstawie przechwyconego wcześniej listu bp. Nowickiego do Surgenta spreparowano anonim i zaprezentowano go duchownemu podczas rozmowy na komisariacie. Oficer SB pisał w notatce: „Zauważyłem, że treść czytanego listu wywarła na ks. Surgencie ogromne wrażenie. Był blady i bardzo zdenerwowany. (…) Wytłumaczyłem, że z chwilą otrzymania tego dokumentu przez Prokuratora, winno wszczęte być dochodzenie i wyjaśnienie przez wzywanie świadków, przesłuchania niektórych wiernych, dzieci a nawet księży. (…) Oświadczyłem, że widzę możliwość wyjścia jego z tej sytuacji, chcemy mu pomóc i tak niech traktuje moją propozycję. Wyjaśniłem mu, że gotów jesteśmy sprawę odłożyć »ad akta« w tym stadium w jakim się znajduje w wypadku wyrażenia zgody z jego strony na stały kontakt z nami i udzielanie nam informacji nas interesujących”. Surgent przystał na propozycję i 7 listopada 1969 r. napisał własnoręcznie zobowiązanie do współpracy z SB. Nadano mu pseudonim Georg.
Współpraca trwała kilka miesięcy. Ksiądz przekazał SB kilka nieistotnych informacji, a w kwietniu 1970 r. odmówił dalszej współpracy, argumentując, że „koliduje z jego sumieniem”. Bezpieka nie naciskała. W notatce dotyczącej zakończenia współpracy funkcjonariusz zapisał: „Pomimo posiadania materiałów, które mogłyby posłużyć do jego kompromitacji, zaniechano tego, gdyż przez swe postępowanie może przynieść więcej szkód dla kleru”.
Już wkrótce okazało się, że esbek miał rację.
4.
Ks. Surgent nie odsiedział całego wyroku. Objęła go ogłoszona w lipcu 1974 r. amnestia, którą władze ogłosiły z okazji XXX-lecia PRL. 13 września tamtego roku został zwolniony warunkowo. Tu ślad po nim się urywa.
Spis księży archidiecezji lubaczowskiej (taki dokument w Kościele nazywany jest „Schematyzmem”) za rok 1976 wymienia go wśród księży archidiecezji, ale podaje tylko daty urodzenia oraz święceń, a miejsca pobytu – nie. Wydawany przez krakowską kurię „Katalog kościołów i duchowieństwa Archidiecezji Krakowskiej” za rok 1977 nie uwzględnia już jego nazwiska – we wcześniejszym, z 1972 r., odnotowano, że pracuje w parafii Milówka. Surgenta odnajdujemy jednak w wydanym w 1980 r. „Spisie duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego w Polsce”, który podawał dane aktualne na 1 stycznia 1979 r. Widnieje tu informacja, że jest wikariuszem w parafii Człuchów w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej!
Kiedy zjawił się na jej terytorium? „Koszalińsko-Kołobrzeskie Wiadomości Diecezjalne” – oficjalny organ urzędowy diecezji – w pierwszym numerze z roku 1979 podały, że pozwolenie na pracę (czyli tzw. jurysdykcję) dostało 20 duchownych, w tym właśnie ks. Surgent, który otrzymał ją 11 listopada 1978 r. i było to pozwolenie czasowe do 31 stycznia 1979 r. Kolejna nota o otrzymaniu takiego pozwolenia znajduje się w ósmym numerze diecezjalnych wiadomości z 1981 r. Od 12 czerwca tegoż roku Surgent zaczął pracę w parafii Przechlewo, rok później (w sierpniu 1982 r.) przeniesiono go do Mirosławca. W 1982 r. diecezjalny spis księży odnotowuje go już jako kapłana przypisanego do tej diecezji. Potem – od sierpnia 1983 r. – Surgent pracuje jeszcze jako wikary w Czarnem.
Kto zezwolił mu na przeniesienie się do innej diecezji? Czy decyzję w tej sprawie podejmował jeszcze kard. Wojtyła? Jeśli przyjąć takie założenie, byłaby to jedna z jego ostatnich decyzji personalnych w Krakowie przed wyborem na papieża.
Tezę tę należy jednak odrzucić. W 1978 r. ks. Surgent od pięciu lat nie miał prawa do pracy na terenie archidiecezji krakowskiej. Za decyzją o jego zwolnieniu poszła informacja dla administratora archidiecezji lubaczowskiej o przyczynach tego kroku. Przypomnijmy: w 1969 r., gdy do krakowskiej kurii przyszedł list dotyczący deprawacji przez Surgenta małoletniego, o sprawie wiedzieli biskupi Pietraszko i Groblicki, wiedział też kard. Wojtyła, ale to nie on, lecz ówczesny administrator lubaczowski napisał do Surgenta list, w którym potępił go za ten czyn. Nie ma podstaw, by zakładać, że tym razem Lubaczowa nie poinformowano. Decyzja o pozwoleniu Surgentowi na pracę w innej diecezji zapadła zatem poza kard. Wojtyłą, a musieli ją podjąć wspólnie bp Marian Rechowicz (od 1974 r. administrator archidiecezji w Lubaczowie) oraz bp Ignacy Jeż – od 1972 r. ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski. Ten pierwszy musiał wydać zgodę na to, by podlegający mu duchowny przeszedł oficjalnie do innej diecezji (tzw. ekskardynacja), ten drugi musiał zaś zgodzić się na przyjęcie księdza.
Czy bp Jeż wiedział o przeszłości Surgenta? Czasowe – wydane jedynie na dwa i pół miesiąca – pozwolenie na pracę sugerowałoby, że tak. I wreszcie: to bp Jeż w 1982 r. przyjął księdza w szeregi duchowieństwa swojej diecezji – administrator lubaczowski od tej chwili nie miał już nad nim żadnej władzy, a ksiądz zniknął z wykazów duchowieństwa tej diecezji. A jednak w kurii biskupiej w Koszalinie nie ma – jak poinformoał nas jej kanclerz ks. dr Wacław Łukasz – informacji o postępowaniu „ks. Eugeniusza Surgenta przed podjęciem przez niego pracy w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej”.
W sierpniu 1985 r., po pięciu latach i ośmiu miesiącach pracy w charakterze wikariusza w trzech parafiach diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, Surgent otrzymał samodzielną placówkę. Został proboszczem parafii Chrystusa Króla w Lubnie nieopodal Wałcza. Podobnie jak ta w Kiczorze, na którą trafił w 1971 r., tak i ona była placówką jednoosobową. Oficjalnie był osobą niekaraną. Wyrok za wykorzystywanie seksualne chłopców z roku 1973 był już zatarty (według ówczesnego kodeksu karnego uległ zatarciu po dziesięciu latach od odbycia kary).
Bp Piotr Jarecki: W konwencji stambulskiej nie szukam niebezpieczeństw
Statystyki mówią, że kobiety są prześladowane, wykorzystywane, zabijane, że to one są najczęściej ofiarami przemocy domowej. To jest problem światowy, którego nie wolno nie widzieć. Nawet jeśli konwencja stambulska nie jest w pełni klarowna, nie zamierzam namawiać do jej wypowiedzenia - czytamy we fragmencie wywiadu rzeki Tomasza Krzyżaka z bp. Piotrem Jareckim „Obudzić proroków. Rozmowy o Kościele, polityce i życiu w prawdzie", która ukazała się nakładem Wydawnictwa WAM.
5.
SB z Wałcza dość szybko zaczęła się księdzem interesować. I już w listopadzie 1985 r. funkcjonariusze wiedzieli o jego przeszłości. W charakterystyce pisali m.in., że został „wydalony z diecezji krakowskiej” za czyny lubieżne wobec chłopców. Podjęli próbę werbunku. W grudniu duchowny zgodził się na współpracę i otrzymał pseudonim Kazik. Informacje SB na temat księży z sąsiednich parafii, biskupów i sytuacji Kościoła w Polsce będzie przekazywał co najmniej do kwietnia 1988 r. (materiały dotyczące jego działalności złożono w archiwach dopiero w styczniu 1990 r.).
Z jego teczki personalnej wynika, że także w Lubnie seksualnie wykorzystywał dzieci. 11 marca 1986 r. – po niespełna roku pobytu księdza w parafii – SB otrzymała od tajnego współpracownika informację, że podczas lekcji religii z II klasą „w pewnym momencie lekcji ks. kazał wyjść z lekcji wszystkim dziewczynkom a chłopcy zostali, pozostałym chłopcom poprawiał spodnie udając, że są źle ubrani”. Starszym chłopcom proponował zaś wstąpienie „na plebanię na kawę”.
Kilkanaście dni później ten sam informator opowiadał: „że słyszał od ob. D. – księgowego z Zakładu Rolnego w Lubnie i ob. D. – nauczycielki, którzy są spokrewnieni, iż dzieci ich przyznały się, że ks. Surgent przy poprawianiu spodni chłopcom łapał ich za »jajka«. Gdy jeden z nich zapytał, co ksiądz robi, Surgent odpowiedział, że chciał ogrzać ręce. Wymienieni wypowiadali się, że jak Surgent doprowadzi dzieci do I komunii, to udadzą się do dziekana w Mirosławcu albo złożą skargę do biskupa w tej sprawie. Teraz nie chcą [nic] wszczynać, aby dzieci nie były prześladowane. Czy w stosunku do innych dzieci ks. Surgent zachowuje się podobnie, TW nie wie”.
20 kwietnia 1986 r. oficer SB z Wałcza w notatce urzędowej zapisał, że odbył tego dnia spotkanie z osobą, która mu przekazała, że „proboszcz parafi Lubno o imieniu Eugeniusz (nazwiska nie ustalono) w czasie prowadzenia religi z młodzieżą miejscowej Szkoły Podstawowej praktycznie na każdej religi z klasami od pierwszej do czwartej kilkom lub jednemu wyjmuje sam rękoma z rosporka narządy rodowe i je ogląda w obecności całej klasy. Robi to zawsze u innego chłopca. W przypadku kiedy młodzież jest ubrana w płastcze lub inne podobne ciepłe ubrania to takiemu wybranemu chłopcu najsampierw poleca się rozebrać, następnie już sam dalej wyjmuje mu członka na zewnątrz”.
20 maja inny esbek, również po spotkaniu z informatorem, pisze: „W marcu 1986 r. do rodziców zaczęły napływać sygnały od dzieci 6-7 letnich uczęszczających na lekcje religii, że ksiądz Surgent zachowuje się nienormalnie tj. chłopcom rozpina spodnie, ogląda ich narządy płciowe – wszystko pod pozorem poprawienia odzieży i bielizny rzekomo wystającej ze spodni. Podobnie ksiądz zaczął wiosną 1986 r. postępować wobec starszych chłopców w wieku 10-13 lat”. Z notatki wynika, że ministranci mieli się obawiać zostawania sam na sam z księdzem.
Dalej esbek pisał, że „parafianie zamierzają utworzyć delegację, która ma rozmawiać z księdzem na temat jego zachowania wobec chłopców, chcą go prosić »aby się opamiętał«. Z uwagi na częste rozpinanie chłopcom spodni matki zaczęły konstruować specjalne zapięcia przy spodniach aby ksiądz nie mógł się do nich dobrać”. Na końcu notatki funkcjonariusz umieścił nazwiska siedmiu chłopców, którzy mogliby coś więcej na ten temat powiedzieć.
Sprawy jednak nie podjęto, nie przesłuchano wskazanych uczniów, a oficer SB nadal spotykał się z księdzem. W styczniu 1988 r. po włamaniu na plebanię zanotował, że duchowny „obawia się o własną osobę aby nie wyszło, że odwiedzany jest przez mężczyzn gdyż wymieniony posiada skłonności homoseksualne”.
Z kolei funkcjonariusz prowadzący dochodzenie w sprawie włamania pisał w notatce służbowej, że wśród mieszkańców Lubna ksiądz od dawna ma opinię osoby „zboczonej seksualnie (homoseksualizm)”. Podał nazwiska młodocianych, którzy późnym wieczorem odwiedzają księdza na plebanii. Kilku chłopcom duchowny miał kupić motorowery. Pisał także, że Surgenta odwiedzają dorośli mężczyźni, a jeden z nich „przywozi po dwóch chłopców do księdza”.
Kilka dni później znów doszło do włamania na plebanię. Tym razem sprawców złapano na gorącym uczynku. Okazali się nimi trzej 22-letni mężczyźni z Człuchowa, z którymi – jak twierdzili funkcjonariusze SB – ks. Surgent utrzymywał kontakty seksualne w czasie, gdy pracował w tej miejscowości. Przypomnijmy tylko, że duchowny był w Człuchowie od listopada 1978 do czerwca 1981 r. Jeśli zatem faktycznie utrzymywał wtedy kontakty seksualne z przyszłymi włamywaczami, to znaczy, że mieli oni wówczas 12–14 lat.
W lutym 1988 r. pewien tajny współpracownik SB donosił, że sprawa orientacji księdza nie jest już na wsi żadną tajemnicą. Esbek zanotował: „W związku z zaistniałą sytuacją do ordynariusza udała się delegacja wiernych prosząc o jego przeniesienie. (…) Biskup Ignacy Jeż obiecywał zająć się tą sprawą”.
Po tych wydarzeniach SB postanowiła zawiesić współpracę z Surgentem na rok. I tym razem żadnego śledztwa w sprawie wykorzystywania seksualnego małoletnich nie wszczęto.
Czy bp Jeż lub jego biskupi pomocniczy zajęli się sprawą? Bp Piotr Krupa – co odnotowano w roczniku diecezjalnym – wizytował parafię w 1987 r., w czasie, gdy huczało w niej od plotek, a SB dostawała kolejne donosy w sprawie czynów księdza. Wiele wskazuje, że żadnej rozmowy z duchownym nie było. Zwłaszcza, że obecny kanclerz kurii przekazał nam, że nie ma „informacji o skargach” dotyczących ks. Surgenta „ani o postępowaniach kanonicznych”.
Ksiądz Surgent pozostawał proboszczem w Lubnie aż do 28 stycznia 1992 r. Tego dnia został administratorem w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kramarzynach w dekanacie bytowskim. Była to jedna z ostatnich decyzji personalnych biskupa Jeża, który 1 lutego przeszedł na emeryturę.
6.
Wmarcu 1992 r. papież Jan Paweł II ogłosił bullę „Totus Tuus Poloniae Populus”, którą dokonał reorganizacji diecezji i prowincji kościelnych w Polsce. Jedna ze zmian dotyczyła utworzenia głównie z terenów dotychczasowej diecezji chełmińskiej dwóch nowych diecezji: toruńskiej i pelplińskiej. Dekanaty i parafie przechodziły z diecezji do diecezji wraz z pracującymi w nich księżmi. Z koszalińsko-kołobrzeskiej do pelplińskiej trafił cały dekanat bytowski z parafią Kramarzyny i ks. Eugeniuszem Surgentem.
Czy przeniesienie duchownego – na dwa miesiące przed spodziewaną zmianą granic diecezji – z Lubna do Kramarzyn było świadomym zabiegiem odchodzącego na emeryturę biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego? Czy bp Jan Bernard Szlaga, pierwszy ordynariusz diecezji pelplińskiej, wiedział, kogo przyjmuje? Najpewniej nie. Kuria diecezji pelplińskiej poinformowała nas bowiem, że w teczce personalnej duchownego nie ma żadnej informacji o wyroku z 1973 roku.
Kilka miesięcy po utworzeniu diecezji pelplińskiej - w czerwcu 1992 r. – dokonano w niej pierwszych roszad personalnych. Ks. Surgent opuścił Kramarzyny i został administratorem w parafii Huta Kalna. Czy i w tej parafii wykorzystywał seksualnie małoletnich? Nie można tego wykluczyć, ale jak zapewnia nas rzecznik diecezji, ks. Ireneusz Smagliński, do kurii nie dotarły żadne skargi „na przekraczanie przez niego granic intymności osób małoletnich”. – Nie było zatem prowadzone wobec niego żadne postępowanie kanoniczne w diecezji pelplińskiej – wyjaśnia duchowny.
Warto przy tym zauważyć, że Surgent nigdy formalnie nie został przyjęty do diecezji pelplińskiej – w informatorach diecezjalnych występował w rubryce: „księża nieinkardynowani zatrudnieni w duszpasterstwie”. Nigdy też nie został proboszczem – do przejścia na emeryturę w roku 2002 pozostawał administratorem parafii w Hucie. Co zdumiewające, jego nazwisko w pewnym momencie zniknęło z wydawanych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego w Polsce spisów duchowieństwa. Po raz ostatni pojawiło się w wykazie, który prezentował stan na początek 1991 r. W kolejnych wydawanych co kilka lat spisach już go nie ma. Tak jakby nikt nie chciał się do niego przyznać.
Ksiądz Eugeniusz Surgent zmarł dwa tygodnie po swoich 77. urodzinach – 31 stycznia 2008 r. Choć przez dekadę pracował w Hucie Kalna, nie pochowano go na miejscowym cmentarzu parafialnym.
WYKORZYSTANE W TEKŚCIE MATERIAŁY ŹRÓDŁOWE:
z archiwów IPN (wszystkie dot. ks. Surgenta): IPN Kr
009/8081 t. 1 – teczka pracy tajnego współpracownika
pseudonim Georg;
IPN Kr 009/8081 t.2 – teczka
personalna tajnego współpracownika pseudonim Georg;
IPN Kr 010/9336 – sprawa operacyjnej obserwacji
duchownego; IPN Kr 07/4830 – materiały ze śledztwa
oraz postępowania prokuratorskiego;
IPN Kr 010/11133
t.127 – materiały z operacyjnego rozpracowywania ks.
Surgenta w więzieniu; IPN Po 0042/3071 t. 1 – teczka
personalna tajnego współpracownika pseudonim Kazik;
IPN Po 0042/3071 t. 2 – teczka pracy tajnego
współpracownika pseudonim Kazik; IPN Gd 647/28276
– akta paszportowe.
∑ Źródła kościelne:
„Katalog kościołów i duchowieństwa
Archidiecezji Krakowskiej” (roczniki: 1958, 1962, 1967,
1972, 1977); „Notificationes e Curia Metropolitana
Cracoviensi” (organ urzędowy krakowskiej kurii z lat
1957–1979); spisy duchowieństwa w Polsce wydawane
przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego w Polsce
w latach 1975, 1980, 1985, 1991, 1994, 1997, 2001,
2005; „Koszalińsko-Kołobrzeskie Wiadomości
Diecezjalne” (organ urzędowy kurii z lat 1978–1992);
roczniki diecezji koszalińskiej (rożne tytuły –1977, 1982,
1987, 1992); roczniki diecezji pelplińskiej (rożne tytuły
– 1992, 1995, 1998–2000); „Miesięcznik Diecezji
Pelplińskiej” (1992–2002); roczniki archidiecezji
lubaczowskiej/lwowskiej (1969, 1970, 1976, 1981,
1994, 1997, 2000, 2001).