Bogusław Chrabota: Putin i śmierć prawdy na poważnie

Przyjdą kolejni po Putinie, bardziej wyrafinowani, skuteczniejsi, inteligentniejsi, którzy wyciągną wnioski z jego pionierskich doświadczeń.

Publikacja: 18.11.2022 17:00

Bogusław Chrabota: Putin i śmierć prawdy na poważnie

Foto: AFP

Jeśli w kręgach cywilizacji Zachodu – a wierzę, że wciąż się w nią wpisujemy – centralną wartością szeroko rozumianej prasy jest kategoria prawdy, tak jak centralną wartością polityki jest realizacja własnego interesu, to z perspektywy przyszłych historyków komunikacji 24 lutego 2022 r. polityka na zawsze i ostatecznie wygrała z prasą. Komunikacja zaczęła płynąć rzeką pozbawioną regulacji, o niejasnych i rozmytych brzegach; rzeką pomieszanych nurtów płynących w przeciwnych kierunkach. Ta data to oczywiście początek wojny, dzień brutalnego ataku Rosji na Ukrainę.

Od razu zastrzegam: nie interesują mnie w kontekście tego, co mam tu do powiedzenia, kwestie militarne. Odkładam je na bok, skupiając się na roli procesów komunikacyjnych. W obu krajach, atakującym i zaatakowanym, z dnia na dzień przestała się liczyć prawda, by ustąpić politycznie zorientowanemu interesowi. Odkładam też na bok propagandę ukraińską. Jest ona oczywista i równie topornie sączona do głów jak rosyjska. Niemniej tym różni się od tej ostatniej, że jest aktem obrony zagrożonej państwowości. Zagrożonej również na polu informacyjnym. Prawo atakowanego jest zawsze lepsze od atakującego.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Putinowskie psy wojny wciąż się bawią

Uwagę przesuwam więc na Rosję. Tu stopniowe likwidowanie przez Putina wolnych mediów to przemyślany, konsekwentny proces, który – o ile jeszcze przed rokiem mógł się wydawać typowym zabiegiem z arsenału autokraty – dziś ma zupełnie inny wydźwięk. Wojna ustawia ten proces we właściwym świetle; od początku chodziło wyłącznie o to, by w sytuacji krytycznej, jak ta wojna, 140-mln naród pozbawić dostępu do jakichkolwiek innych interpretacji wydarzeń niż te, które są dekretowane na Kremlu. Nie było tak nawet w komunizmie. W Sowietach był samizdat, liberalne gazety, telewizja satelitarna czy radio z Zachodu. Dziś informacja jest pod jeden strychulec, a za niekłamanie w sprawie wojny idzie się do więzienia. Bo czymże innym jest zakaz stosowania słowa „wojna”. Trzeba mówić „operacja specjalna”, używać eufemizmu.

Co musi dziwić, podporządkował się temu dictum cały świat rosyjskich mediów. Wszyscy dziennikarze, którzy zdecydowali się na pozostanie w zawodzie. Co więcej, kłamstwo to i jego powszechność nie drażni połowy świata. Dla połowy świata ważniejsza od elementarnej prawdy jest polityka. Mamy więc kłamstwo jako zarazem fundament i zwieńczenie systemu komunikacyjnego. Cała reszta jest tego pochodną. Pracujące pełną parą fabryki trolli i obsypywani milionami celebryci, którzy na TikToku, Telegramie, Instagramie za pieniądze uczestniczą w tym systemie. Platformy społecznościowe uginające się od ciężaru terabajtów powielanych w nieskończoność kłamstw.

Dla warstw piśmiennych w Federacji Rosyjskiej kłamie jak najęta prasa. Dla niepiśmiennej większości – telewizja. Środowisko dziennikarskie Rosji albo wyemigrowało, albo zamilkło, albo przyjęło na siebie rolę trybów w maszynie państwowej propagandy. Potrzeba chwili wylansowała wielkie gwiazdy procesu komunikacyjnego Kremla, jak Władimir Sołowjow, Margarita Simonian, Olga Skabiejewa czy Dmitrij Kisielow. Ci ludzie przeszli od służby w mediach do brudzenia rąk najczarniejszą polityką; nie tylko uczestniczą w zapewniającej społeczne poparcie dla Kremla propagandzie, ale głoszą uzasadnienie moralne dla zbrodni. Mają na rękach krew setek tysięcy ludzi. Czyż na progu trzeciej dekady XXI w. to nie ekstremalny przypadek przejścia ze sfery mediów do polityki?

Może kogoś zdziwić, że tak wyraziście piętnuję rosyjską sferę medialną czasów wojny i uznaję ją za punkt zwrotny w ewolucji systemów komunikacyjnych. Ktoś powie: nihil novi; tak było już w ZSRR i niemieckiej Trzeciej Rzeszy. Ano nie. Tamta propaganda nie rozwijała się w takiej skali jak współczesna. Stalin i Hitler dysponowali ograniczonymi środkami, tak jak i ich medialne ofiary miały dostęp tylko do gazet, radia i kina. Nie było telewizji, nie było internetu. Dziś nasz świat informacji jest oceanem przy tamtych totalitarnych bajorach. I właśnie dlatego żyliśmy do niedawna w przekonaniu, że ta wielość źródeł informacji jest w stanie ochronić nas przed totalnym kłamstwem. Że system stworzył wiele szczelin, przez które może sączyć się prawda. Byliśmy w błędzie. To, co się dzieje we współczesnych Chinach, a przede wszystkim w Rosji, dowodzi, że państwo totalitarne, a nawet państwo o skłonnościach autokratycznych może w pełni kontrolować sferę medialną, że to kwestia jej ogarnięcia, zasobu posiadanych środków i dostępnych technologii.

Strach przed dominacją baniek społecznościowych, co wiązaliśmy do niedawna z – w gruncie rzeczy niegroźnymi – platformami społecznościowymi, powoli wygrywa. Jedną wielką bańką stają się systemy i ich społeczeństwa. I nie ma znaczenia optymizm, że reżim Putina kiedyś upadnie, bo pewnie upadnie. Pokazał on, że intencja polityczna jest w stanie posłużyć się metodami holistycznymi; że z jednej strony potrafi pokonać wielopokoleniowe zasady i obyczaje, z drugiej – ograniczyć rzekomo nieograniczoną przestrzeń, którą tworzy technologia. Złamać ludzką potrzebę krytycznego myślenia. Co więcej, że technologia może temu służyć.

Przyjdą kolejni po Putinie, bardziej wyrafinowani, skuteczniejsi, inteligentniejsi, którzy wyciągną wnioski z jego pionierskich doświadczeń. Wtedy świat wolności stanie się światem antywolności. A służba prawdzie stanie się służbą polityce. To pewnie wielkie nasze wyzwanie, by przyglądać się temu procesowi i próbować mu się przeciwstawiać. Ale czy to w ogóle możliwe?

Jeśli w kręgach cywilizacji Zachodu – a wierzę, że wciąż się w nią wpisujemy – centralną wartością szeroko rozumianej prasy jest kategoria prawdy, tak jak centralną wartością polityki jest realizacja własnego interesu, to z perspektywy przyszłych historyków komunikacji 24 lutego 2022 r. polityka na zawsze i ostatecznie wygrała z prasą. Komunikacja zaczęła płynąć rzeką pozbawioną regulacji, o niejasnych i rozmytych brzegach; rzeką pomieszanych nurtów płynących w przeciwnych kierunkach. Ta data to oczywiście początek wojny, dzień brutalnego ataku Rosji na Ukrainę.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS