W środę wieczorem w Sejmie, po wezwaniu przez premiera Mateusza Morawieckiego sił politycznych do jedności w obliczu zagrożenia, posłowie zgodnie wstali i odśpiewali bodaj wszystkie zwrotki Mazurka Dąbrowskiego. Najważniejsi politycy partii rządzącej mówili w tych dniach o Polsce i jej sytuacji, nie zaś o strasznej opozycji. A opozycja zachęcała swoich wyborców do rozwagi, niepoddawania się dezinformacji, nie opowiadając wyłącznie o złym PiS.
Oczywiście, taka sytuacja nie może trwać wiecznie – święto ma wszak to do siebie, że jest odejściem od codzienności. Gdybyśmy codziennie świętowali, święto przestałoby być świętem.
Czytaj więcej
- W obliczu tej kolejnej, wielkiej próby musimy zachować spokój, wykazać się mądrością, umacniać naszą obronność i być solidarni, być razem. Strach zabija myślenie, strachem żywią się tyrani i despoci - powiedział w Sejmie premier Mateusz Morawiecki, przedstawiając informację dotyczącą zdarzenia w Przewodowie.
Także sfera medialna była po tragedii w Przewodowie jakby sensowniejsza. Dziennikarze ważyli słowa, zdając sobie sprawę, że podanie informacji, która jest niesprawdzona, może wyrządzić szkody nieodwracalne. Nawet męczący na co dzień internet stał się milszym miejscem, choć oczywiście gdzieś w zakamarkach Twittera i Facebooka czaiła się szuria, snując fantastyczne hipotezy, jakby nie rozumiejąc powagi sytuacji.
Dziś, z perspektywy paru dni, można pytać, czy rządowa komunikacja w pierwszych godzinach po eksplozji rakiety była wystarczająca, czy władze postąpiły zgodnie z zaleceniami podręczników zarządzania kryzysowego, które uczą, że nie można zostawiać opinii publicznej bez jakiejkolwiek informacji. Trzeba też zapewnić o tym, że sytuacja jest pod kontrolą. Wszystko to, by nie zostawiać miejsca na domysły czy fantastyczne teorie.