Irena Lasota: Kreml pełen gołębi i jastrzębi

W kierownictwie Federacji Rosyjskiej od dawna nie ma żadnych liberałów, o ile w ogóle kiedykolwiek byli. Gdyby Putin wygrywał, staliby za nim murem.

Publikacja: 21.10.2022 17:00

Irena Lasota: Kreml pełen gołębi i jastrzębi

Foto: Pixabay

Kremlinologów zawsze interesowały dość ezoteryczne problemy, np. kto w niezrozumiałych dla normalnych ludzi rządach komunistycznych był gołębiem, a kto jastrzębiem? Czyli kto był twardogłowym sekretarzem, a kto liberalnym i na kogo można stawiać, a kogo się obawiać? Paradoks polegał na tym, że jastrząb łatwo przekształcał się w gołębia i vice versa, a Stalin, jak pisał Jakub Karpiński, mógł rano być jastrzębiem, a pod wieczór gołębiem.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Zasłużony pokojowy Nobel

W PRL-u Gomułka dochodził do władzy jako patriotyczny liberał (nie w wyborach oczywiście, ale przy jakimś poparciu społecznym i kredycie zaufania Radia Wolna Europa i paryskiej „Kultury”) i dosyć szybko wyprowadził wszystkich z błędu. Chociaż w Polsce było liberalniej niż w innych krajach obozu sowieckiego, nie było to wynikiem zwycięstwa liberałów nad twardogłowymi, ale stanowiło wypadkową takich czynników, jak historia, indywidualizm czy rola Kościoła katolickiego.

W ZSSR też dopatrywano się liberałów, którzy różnili się od twardogłowych zazwyczaj tym, że mieli mniej sztywne twarze i mogli nawet wyglądać na intelektualistów, bo nosili okulary, jak np. szef KGB i pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii ZSSR Jurij Andropow.

Parę dni temu czytałam na ławce wiadomości, gdy oderwał mnie od tego potworny skrzek. Były to mewy, które chyba są wynikiem mezaliansu jastrzębi i gołębi. Najpierw chodziły w kółko, potem ktoś rzucił im ogryzek i największa mewa połknęła go natychmiast, podczas gdy pozostałe chodziły wokół niej z poddańczym piskiem. Ten sam ktoś rzucił jeszcze kilka razy coś, co wyglądało na ogryzki, a duża mewa łapała je bez przerwy, aż za którymś razem nie dała rady go połknąć, bo śmieć był za duży i wystawał jej z dzioba. Pisk pozostałych mew natychmiast zamienił się w wojenne okrzyki i do tej pory grzeczne ptaki prawie rozdziobały swego niedawnego szefa. On (albo ona, jeśli ktoś woli) odleciał jak biedny gołąb, a reszta przybrała pozy jastrzębi.

Prosta to metafora, ale podnosząca na duchu. W kierownictwie Federacji Rosyjskiej nie ma już od dawna żadnych liberałów, o ile w ogóle kiedykolwiek byli. Gdyby Putin – czyli oni i ich armia – wygrywał, staliby za nim murem, a w przyszłości tłumaczyliby się tym, że nic nie wiedzieli. Ale teraz okazuje się, że wszyscy wszystko wiedzieli albo mogli wiedzieć i nawet w wyższych sferach władzy zapanował niepokój.

W ZSSR też dopatrywano się liberałów, którzy różnili się od twardogłowych zazwyczaj tym, że mieli mniej sztywne twarze i mogli nawet wyglądać na intelektualistów, bo nosili okulary, jak np. szef KGB i pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii ZSSR Jurij Andropow.

Jak należy interpretować zdania: „Armia powinna przestać kłamać na temat sytuacji na froncie. Wiemy, że wróg jest już na naszej ziemi, wiemy to z różnych źródeł, ale ministerstwo obrony milczy”? Jest to wypowiedź emerytowanego generała Kartopołowa, który jest nie byle jakim emerytem, bo przewodniczącym Komitetu Obrony w rosyjskiej Dumie. Oskarża on więc Putina, bo kogo by innego, że zaanektował terytoria Ukrainy, nazwał je Rosją, a teraz nie może ich bronić. Czym innym jest nieudolność armii rosyjskiej w zdobywaniu Kijowa, a czym innym – czymś strasznym dla Rosjanina – jest myśl, że wojska Ukrainy weszły na ziemie przyłączone oficjalnie do Wielkiej Ojczyzny.

Sytuacja zmieniła się ostatnio na tyle, że właśnie z mediów rosyjskich i z rosyjskiego internetu dowiadujemy się o „trudnościach” w mobilizacji nowych żołnierzy. Cudzysłów jest tu niezbędny, bo należałoby mówić o katastrofie. Poborowi uciekają, kiedy tylko mogą, a na filmikach z internetu widzimy pijanych chłopców, którym rodzina podaje przez płot jeszcze więcej wódki, żeby nabrali otuchy. Okazało się też, że Rosja zgarnia z ulicy do wojska nawet gastarbeiterów – przeciwko czemu protestują władze państw Azji Środkowej – co wyszło gwałtownie na jaw, gdy dwóch Tadżyków zabiło kilkunastu swoich dowódców i współtowarzyszy.

Dobrze by było, gdyby mewy rzuciły się na Putina i zadziobały go, zanim zechce udowodnić, że jest mocniejszy, niż to się wydaje. Niech tylko potem udają, że są gołębiami, a nie jastrzębiami.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Rosja precz z OBWE

Wojna może mieć jednak dobre strony, podaje jeden z internautów rosyjskich. Do tej pory czekało się w Rosji na przeszczep organów kilka lat. Teraz nagle w Moskwie rozdzwoniły się telefony: szpitale wzywają chorych, żeby stawili się na przeszczep w ciągu kilku dni.

Kremlinologów zawsze interesowały dość ezoteryczne problemy, np. kto w niezrozumiałych dla normalnych ludzi rządach komunistycznych był gołębiem, a kto jastrzębiem? Czyli kto był twardogłowym sekretarzem, a kto liberalnym i na kogo można stawiać, a kogo się obawiać? Paradoks polegał na tym, że jastrząb łatwo przekształcał się w gołębia i vice versa, a Stalin, jak pisał Jakub Karpiński, mógł rano być jastrzębiem, a pod wieczór gołębiem.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena