Kremlinologów zawsze interesowały dość ezoteryczne problemy, np. kto w niezrozumiałych dla normalnych ludzi rządach komunistycznych był gołębiem, a kto jastrzębiem? Czyli kto był twardogłowym sekretarzem, a kto liberalnym i na kogo można stawiać, a kogo się obawiać? Paradoks polegał na tym, że jastrząb łatwo przekształcał się w gołębia i vice versa, a Stalin, jak pisał Jakub Karpiński, mógł rano być jastrzębiem, a pod wieczór gołębiem.
Czytaj więcej
Jednym z sowieckich pustych dogmatów było to, że narody ZSSR są bratnie, ale w praktyce nie dopuszczano do prawdziwych kontaktów między ludźmi z tych narodów. Przeciwnie – judzono jednych przeciwko drugim na różne sposoby.
W PRL-u Gomułka dochodził do władzy jako patriotyczny liberał (nie w wyborach oczywiście, ale przy jakimś poparciu społecznym i kredycie zaufania Radia Wolna Europa i paryskiej „Kultury”) i dosyć szybko wyprowadził wszystkich z błędu. Chociaż w Polsce było liberalniej niż w innych krajach obozu sowieckiego, nie było to wynikiem zwycięstwa liberałów nad twardogłowymi, ale stanowiło wypadkową takich czynników, jak historia, indywidualizm czy rola Kościoła katolickiego.
W ZSSR też dopatrywano się liberałów, którzy różnili się od twardogłowych zazwyczaj tym, że mieli mniej sztywne twarze i mogli nawet wyglądać na intelektualistów, bo nosili okulary, jak np. szef KGB i pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii ZSSR Jurij Andropow.
Parę dni temu czytałam na ławce wiadomości, gdy oderwał mnie od tego potworny skrzek. Były to mewy, które chyba są wynikiem mezaliansu jastrzębi i gołębi. Najpierw chodziły w kółko, potem ktoś rzucił im ogryzek i największa mewa połknęła go natychmiast, podczas gdy pozostałe chodziły wokół niej z poddańczym piskiem. Ten sam ktoś rzucił jeszcze kilka razy coś, co wyglądało na ogryzki, a duża mewa łapała je bez przerwy, aż za którymś razem nie dała rady go połknąć, bo śmieć był za duży i wystawał jej z dzioba. Pisk pozostałych mew natychmiast zamienił się w wojenne okrzyki i do tej pory grzeczne ptaki prawie rozdziobały swego niedawnego szefa. On (albo ona, jeśli ktoś woli) odleciał jak biedny gołąb, a reszta przybrała pozy jastrzębi.