Najważniejsze dla PiS to zapewnienie Polakom bezpiecznej jesieni i zimy, które pozwoli utrzymać ponad 30-proc. poparcie. Dopiero potem rządzący mogą składać kolejne obietnice.
A w kampanii pewnie pojawią się także różne obietnice finansowe, które PiS uzna za istotne dla utrzymania swoich wyborców. PiS ma dobrze rozpoznane to, poparcie jakich grup społecznych i zawodowych jest potrzebne do zwycięstwa. Jeżeli popatrzymy na ostatnie kampanie, to wiele środków było kierowanych do dużych grup społecznych – emerytów, rodzin z dziećmi, osób mniej zarabiających. Sztabowcy zapewne wiedzą, że ludzie młodzi, których roczniki nie są liczne, rzadziej chodzą na wybory, a PiS ma wśród nich niskie poparcie. Nie zmienił tego nawet zerowy PIT dla osób do 26. roku życia. Zakładam, że PiS postawi na grupy społeczne na tyle „wdzięczne”, że skierowane do nich programy lub dodatki finansowe skutkują wyższym poparciem. To jest element polityki stosowany na całym świecie.
Nie uważa pan, że PiS przekupuje wyborców?
Nie jest jedyną partią, która obietnicami finansowymi pozyskuje poparcie określonych grup społecznych, aby zapewnić sobie zwycięstwo wyborcze. Programy kierowane do określonych grup społecznych okazywały się skuteczne.
A co opozycja może w takiej sytuacji zrobić?
Opozycja musi się zdecydować, czy popiera te programy, czy chce je zlikwidować. Sprzeczne deklaracje nie budują wiarygodności. Większość partii opozycyjnych już rządziła, dlatego zawsze łatwiej wytknąć im, że gdy sprawowały władzę, robiły co innego, niż teraz deklarują. Pod tym względem PiS może atakować Donalda Tuska, który przez siedem lat był premierem.
Mam wrażenie, że wytykanie przeszłości Tuskowi zaczyna ludzi irytować.
To zależy od kontekstu. Oczywiście, takie ataki mają swój ograniczony potencjał. Jednak kiedy Donald Tusk deklaruje znaczące podwyżki płac w sferze budżetowej, to sztabowcy PiS mogą przypominać, że kiedy był premierem, to przez wiele lat płace były zamrożone, i podważać wiarygodność takich obietnic. Kampania wyborcza, pisanie programów wyborczych to nie jest żadna magia. Wystarczy spojrzeć na to, jak wygląda struktura demograficzna, geograficzna czy płace i emerytury. Mamy grupę ponad 6 mln emerytów, którzy chętniej chodzą na wybory niż młodsze roczniki, ponad 20 mln na 30 mln wyborców mieszka w miastach do 50 tys. mieszkańców, wiadomo, jak kształtuje się mediana zarobków. Te i inne dane ułatwiają dotarcie do wyborców z odpowiednim przekazem.
Mirosław Czech: Ukraińcy wiedzą, że muszą odzyskać Krym
Ukraińcy uważają, że muszą zwyciężyć, bo Rosja się nigdy nie zmieni. Zawsze będzie chciała Ukrainę podbić, zniewolić, tworzyć obozy filtracyjne dla ludzi, po to by jednych wysłać na Syberię, innych zakatować, jeszcze innych zgwałcić - mówi Mirosław Czech, były poseł Unii Wolności.
Co wynika z tych danych?
Że w Polsce nie da się wygrać wyborów, osiągając bardzo dobre wyniki tylko w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców, których mamy raptem kilka, a mieszka w nich łącznie ok. 3 mln wyborców. Wybory rozstrzygają się na wsi, w małych miasteczkach, w miastach do 50 tys. A tam życie wygląda trochę inaczej niż w Warszawie, Poznaniu czy we Wrocławiu. Są inne problemy, inne oczekiwania i dotąd PiS je umiejętnie potrafiło odczytywać i je zaspokajać.
Skoro to jest takie proste, to dlaczego opozycja ciągle nie potrafi odbić władzy z rąk PiS? Też może trafić do małych miast.
Jeśli chce wygrać wybory, to musi przynajmniej zmniejszyć dystans, bo często PiS wygrywa tam o kilkanaście punktów procentowych. Wyzwaniem będzie takie ułożenie koalicji wyborczych, które dadzą premie za jedność. Będzie to wymagało schowania do kieszeni ambicji poszczególnych liderów i rezygnację ze skrajnych haseł, które dzielą. Zadanie bardzo trudne.
Mówił pan, że to żadna magia.
Żadna magia, ale rzecz trudna do realizacji, bo dochodzą ambicje, czasami jakieś personalne animozje, czyli czynnik ludzki, bardzo istotny w polityce.
Co będzie z Jarosławem Kaczyńskim? Czy przejdzie na emeryturę po następnych wyborach?
Jarosław Kaczyński będzie liderem Prawa i Sprawiedliwości tak długo, jak będzie chciał. Nieraz w wywiadach na pytanie, kiedy przejdzie na emeryturę, przywoływał postać kanclerza RFN Konrada Adenauera czy prezydenta Irlandii Eamona de Valery, którzy byli czynni w polityce i piastowali ważne funkcje partyjne oraz państwowe do sędziwego wieku ok. 90 lat. Nie budowałbym na miejscu opozycji strategii, że gdy prezes PiS odejdzie na emeryturę, to partia się rozpadnie i wtedy łatwo będzie wygrać wybory. Muszą budować swoją strategię przy założeniu, że liderem jest Jarosław Kaczyński.
Czy nie odniósł pan wrażenia, że Kaczyński trochę przestał panować nad swoim obozem, jak to starszy człowiek.
Myślę, że to pani pytanie zostanie uznane za herezję, a żadna moja odpowiedź na herezję nie będzie dobra. (śmiech)
Niektórzy komentatorzy uważają, że przyszłoroczna kampania to będzie ostatni bój między Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem. Zgadza się pan z tym?
Dla przewodniczącego Tuska przegrana byłaby boleśniejsza niż dla prezesa Kaczyńskiego. Lider PO wrócił do polskiej polityki, żeby wygrać. Dużo zaryzykował. Nie musiał wracać, był politykiem spełnionym – siedem lat był premierem, dwie kadencje szefem Rady Europejskiej. Mógł sobie odejść na emeryturę polityczną, nikomu nic nie udowadniając. Wrócił, żeby wygrać, i takie jest oczekiwanie działaczy PO i wyborców tej partii. To jest kwestia zerojedynkowa. Z kolei Jarosław Kaczyński walczy o trzecią kadencję, która byłaby czymś wcześniej niespotykanym. Porażka oznaczałaby najpewniej odkręcanie wielu decyzji tego rządu, ale PiS to partia Jarosława Kaczyńskiego i nawet przegrana tego by nie zmieniła.
Witold Orłowski: Polska zmierza w kierunku stagflacji
Każdy kryzys jest inny. Choć nasze kłopoty są ogromne, to Polska poradziła sobie z problemami dużo większymi. Obecnej sytuacji w żadnej mierze nie da się porównać z katastrofą gospodarczą, którą mieliśmy w 1989 roku. Rozmowa z prof. Witoldem Orłowskim, ekonomistą
Jest jeszcze jeden element, o którym pan nie wspomniał – przegrana PiS może oznaczać to, co wykrzykuje opozycja: „będziecie siedzieć”.
Pewnie opozycja będzie chciała podjąć temat rozliczeń. Pytanie, na ile by to potrafiła zrobić. To jest też stawka tych wyborów z perspektywy PiS – czy przez cztery lata politycy tej partii będą w ławach rządowych, czy też będą jeździli od prokuratury do prokuratury czy od sądu do sądu. Bo dzisiejsze napięcie polityczne jest na takim poziomie, że raczej nie doszłoby do łagodnego przejęcia władzy jak w 2007 r., kiedy spektakularnych rozliczeń nie było. Oczywiście frazę „będziesz siedzieć” łatwo jest wykrzykiwać, ale najpierw trzeba wygrać wybory, a później mieć determinację i narzędzia, żeby prześwietlić działalność poprzedników.
Pamiętam Julię Piterę, która przeglądała nadużycia rządu PiS i znalazła dorsza za 6,50 zł opłaconego służbową kartą kredytową.
No właśnie, jedno to chęci, a drugie to ich realizacja.
A czy dotrwamy do wyborów z tym samym premierem?
To będzie decyzja Jarosława Kaczyńskiego i dużo będzie zależeć od tego, jak w ocenie lidera PiS premier Mateusz Morawiecki radzi sobie z wyzwaniami gospodarczymi. Równie dobrze premier może dotrwać do wyborów. Ale przecież nie znamy planów prezesa PiS, czy np. w dniu lub kilka dni po naszym wywiadzie podejmie inną decyzję. Choć zmiana premiera, kiedy za naszą wschodnią granicą trwa agresja rosyjska, niesie ze sobą spore ryzyko. Pamiętajmy też, że ewentualna operacja wymiany premiera, bez względu kiedy byłaby przeprowadzana, oznaczałaby konieczność uzyskania wotum zaufania przez kandydata na ten urząd. W obecnej sytuacji wewnętrznej w Zjednoczonej Prawicy konieczne byłoby spełnienie różnego rodzaju oczekiwań, a na koniec dyscyplinę obecności i głosowania, by nikt nie zatrzasnął się w toalecie i nie utknął w windzie.
Czy PiS pana zdaniem się zmieniło, upodobniło się do PO i dlatego wyborcy się od tej partii odwracają? Spotkałam się z taką opinią w Zjednoczonej Prawicy.
Każda władza się zużywa. Mamy w tej chwili najtrudniejszy dla PiS moment od początku rządzenia, wynikający z tego, że po siedmiu latach ludzie mogą być zmęczeni, na horyzoncie kolejne trudne wyzwania, a wewnętrzne spory nie pomagają.
Czy kwestia aborcji odegra istotne znaczenie w tej kampanii? Tusk wyraźnie na to stawia.
Kwestie światopoglądowe przemawiają do znacznej części elektoratu. Pytanie, czy jednoznaczne postawienie kwestii aborcji nie utrudni liderowi PO dogadywania się z PSL czy Polską 2050, które dają swoim politykom więcej swobody w głosowaniach dotyczących kwestii światopoglądowych. Poza tym jest pytanie, czy wraz z mobilizacją własnych wyborców pod sztandarami aborcji na życzenie, nie zostaną jednocześnie zmobilizowani przeciwnicy takiego rozstrzygnięcia? Na dodatek ten postulat został przedstawiony w sposób, który wymaga od innych partii podporządkowania się. Partie te mogą uznać, że w taki sposób nie buduje się wspólnych list.
W Zjednoczonej Prawicy też są tacy, którzy lubią stawiać innych przed faktami dokonanymi. Myślę o Solidarnej Polsce Zbigniewa Ziobry. Dlaczego Kaczyński trzyma go w rządzie?
Zjednoczona Prawica jest konstruktem, który powstał w 2014 r. po wyborach europejskich decyzją Jarosława Kaczyńskiego, Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry. Kalkulacja była prosta: 3–4 proc. głosów zdobywanych przez mniejsze partie prawicowe oznacza, że nie przekraczają one progu wyborczego, a PiS, uzyskując nawet 30 proc., nie wygra wyborów. Do zwycięstwa potrzebna jest wspólna lista. Politycy Zjednoczonej Prawicy wiedzą, że osobny start w wyborach kończy się źle, bo wszyscy lądują w opozycji.
To dlaczego wyrzucono z rządu Jarosława Gowina? Kaczyński powinien go hołubić.
Wyrzucono z rządu samego Jarosława Gowina, ale zrobiono wiele, żeby znaczna część jego środowiska pozostała w koalicji.
Czego się pan spodziewa po najbliższym roku?
Ostrej walki. Na złagodzenie języka nie ma co liczyć, bo stawka tych wyborów dla wszystkich jest ogromna.